niedziela, 27 września 2015

38. "Mówię mojej miłości, by zniszczyła wszystko. Odcięła wszystkie liny i pozwoliła mi upaść. Moja, moja, moja, moja, moja... Właśnie teraz to zbyt trudne. (...) Kto będzie cię kochał? Kto będzie walczył? Kto zostanie odrzucony?"

Proszę każdego kto przeczyta ten rozdział o zostawienie komentarza :) Może być głupie ":)" albo "dalej". Zależy mi aby dowiedzieć się ile Was jeszcze jest mordki :) Życzę miłych wrażeń!









POV Amy





Otworzyłam oczy. Ujrzałam nic innego jak mrok i ciemność. Odwróciłam głowę w lewo, patrząc na zegarek, stojący na komodzie.
2.00 a.m.
Westchnęłam, przewracając twarz w przeciwnym kierunku. Księżyc nieśmiało wpadający przez okno oświetlał spokojną twarz chłopaka, który leżał obok. Odwrócony w moim kierunku, z łagodnym wyrazem twarzy. Kosmyki jego przydługich włosów opadały nieśmiało na jego czoło. Zgarnęłam jeden z niesfornych kosmyków, przejeżdżając delikatnie opuszkami palców po jego policzku. Dotykałam każdego malutkiego detala, jakbym bała się, że już nigdy mogę go nie dotknąć. Pochyliłam się całując jeden z jego rozpalonych polików. Starałam robić się to tak, aby go nie zbudzić. Nie tego mi było teraz trzeba.
- Przepraszam, skarbie. Ale to jedyna słuszna decyzja jaką mogłam podjąć.- wyszeptałam, spuszczając wzrok.
Decyzja zapadła. Podjęłam ją już wczorajszego popołudnia.
Zapięłam kurtkę. Do kieszeni spodni włożyłam telefon. Otworzyłam szafę, chcąc sięgnąć po buty, kiedy za jednym z pudełek ujrzałam coś dziwnego. Świecąc telefonem aby cokolwiek ujrzeć, chwyciłam w dłoń skórzany pakunek. Wpatrywałam się w jego zawartość, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Drżącą dłonią delikatnie przejechałam po metalowym przyrządzie. Niemal natychmiast moim ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz, a fala ciepła rozlała się w okolicach serca. Jedno z dawno utraconych wspomnień powróciło.


"Wolnym krokiem weszłam do salonu zaniepokojona tym, że od dłuższego czasu nie słyszę dźwięków gitary, która towarzyszyła nam od jakiegoś czasu. Kiedy Harry uczył grać Mię, ja miałam czas aby coś ugotować czy posprzątać. Opiekował się nią jak swoim dzieckiem. Mała czuła ogromną radość, spędzając z nim czas i wydawało mi się, że tak samo działało w drugą stronę. Hazza coraz częściej się uśmiechał, co przyprawiało mnie o miły dreszcz. Bardzo mi pomógł po stracie mamy, po tym wszystkim. Gdyby nie on... Nie chciałam o tym myśleć. Nie teraz. Nie dziś. Nie przy nim. Nie kiedy był obok. Przekroczyłam próg salonu, rozglądając się. Nikogo jednak nie zastałam. Zamiast tego, poczułam jak ktoś nieśmiało oplata moje biodra. Do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach perfum. Uśmiechnęłam się, odwracając przodem do chłopaka.
- Harry! Nie strasz mnie tak.- wydęłam wargę, na co odpowiedział mi jego piękny, melodyjny śmiech, który z każdym dniem uwielbiałam coraz bardziej. Czułam, że coś niebezpiecznego zaczyna się dziać. Ale wiedziałam też, że muszę to tłumić w sobie. Nie mogłam pokazywać, że w jakiś sposób mi zależy. Przynajmniej nie przy chłopakach, a na pewno nie przy Megan. Tylko przy lokatym mogłam być sobą. Bez ukrywania uczuć. Bez kłamstw. 
- Mam coś dla ciebie.- usłyszałam szept, a zaraz potem delikatny uścisk dłoni na moim nadgarstku, kiedy prowadził mnie na kanapę. Usiadłam, wyczekując na to co ma mi to pokazania. Obserwowałam jak wyjmuje z kieszeni skórzany pakunek. Położył go przede mną i zaczął delikatnie odwijać. Przez cały ten czas czułam na sobie jego wzrok. Czułam jak mi się przygląda. Ja natomiast wpatrywałam się w jego dłonie. Z każdą sekundą mój wyraz twarzy stawał się coraz bardziej zaniepokojony. Podniosłam gwałtownie głowę, napotykając jego ciemne tęczówki. 
- Dlaczego mi to pokazujesz?- mój oddech zaczął przyśpieszać. Cofnęłam się delikatnie, widząc srebrny pistolet. Nie chciałam tego widzieć. Bałam się co Harry ma mi do powiedzenia. 
- Spokojnie, Amy. Chciałbym żebyś to wzięła...
- Co? Nie ma mowy. Nie jest mi to potrzebne.- przerwałam mu przerażona. Może moja reakcja była zbyt pochopna, ale pierwszy raz miałam przed oczami prawdziwą broń.
- Cii... Chciałbym żebyś była bezpieczna. Nie zawsze będę mógł być przy tobie i cię chronić, a nie wybaczyłbym sobie tego, gdyby coś ci się stało. Weź go, proszę. Nie każę ci go używać. Chcę byś miała go pod ręką.- po usłyszeniu jego słów poczułam w kącikach oczu pieczenie. Skinęłam delikatnie głową, by zaraz potem poczuć mocny uścisk jego ramion.
- Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała go użyć. Chcę byś był obok na zawsze."



Wpatrywałam się w pakunek, nie panując nad tym, że wylałam przez ostatnie minuty potok łez. Otrząsnęłam się dopiero, patrząc na zegarek, który wskazywał 2.34 a.m. Miałam mało czasu, a teraz, gdy zaczęłam przypominać sobie urywki byłam pewna swojej decyzji. Byłam pewna i dopiero teraz zaczęłam się obawiać tego, że to może nie wystarczyć. Że może być już za późno. Odłożyłam pistolet i szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi.
Droga pod wskazany adres wcale nie zajęła mi sporo czasu. Okazało się, że dom mieści się kilkanaście minut od mojego, co oznaczało... że cały ten czas był tak blisko. Że jeśli to o czym wczorajszego dnia mówiła Lydia oraz jeśli moje wspomnienie nie jest tylko urojeniem to miałam go na wyciągnięcie ręki. "Ale nic z tym nie zrobiłaś. Nie pomogłaś mu..." Stałam przez chwilę, wpatrując się w nieduży dom o szarawej, smutnej barwie. Nie zauważyłam aby w środku paliło się choć jedno małe światełko, co mogło oznaczać, że być może gdzieś wyszli. "Głupia! Lydia mówiła, że On boi się wykonać jakikolwiek ruch. Że Ona wyniszczyła go psychicznie. Że Twoje dziecko... żyje. I być może jest właśnie w tym domu." Wzięłam głęboki wdech. Wykonałam kilka szybkich kroków, znajdując się pod ciemnymi drzwiami. Chciałam zapukać, ale kiedy tylko ich dotknęłam lekko się uchyliły. Zadrżałam, słysząc ich mrożący krew w żyłach skrzyp. Pchnęłam je mocniej, robiąc krok do przodu. W środku panował całkowity mrok. Przez myśl przemknęło mi nawet to aby uciec stąd jak najdalej, ale choć rozum krzyczał "wiej idiotko!" serce mówiło zupełnie co innego. I jak zwykle to ono wygrało tą nierówną walkę. Z bójki z własnymi myślami otrząsnął mnie głośny trzask szkła rozbijającego się o podłogę. Podskoczyłam, słysząc krzyk, a potem szloch. Szloch mężczyzny.
- Harry! Uspokój się, błagam!- Harry... Harry... To słowo odbijało się echem w moim umyśle.  Zacisnęłam pięści, kierując się za głosami. Kiedy stanęłam w progu jednego z pokoi, przez lekko uchylone drzwi obserwowałam sytuację. Wzdrygnęłam się, widząc Lydię, stojącą z boku i bezsilnie próbującą tłumaczyć coś człowiekowi obok. Człowiekowi? Patrząc na niego nie byłam pewna kim tak na prawdę jest. Nie byłam pewna czy jest bezbronny dzieckiem, porzuconym przez matkę czy może starym, zapyziałym pijaczyną. Nie miałam pojęcia czy to co ma na sobie ubrane to prawdziwe ciuchy czy szmaty. Stał do mnie tyłem i z tej perspektywy mogłam doskonale widzieć jego szerokie i głębokie blizny na plecach oraz rękach, gdyż materiał nie zasłaniał nawet połowy jego ciała. Ale najbardziej zaniepokoiło mnie to co zobaczyłam w jego prawej ręce. I właśnie to absurdalnie kazało mi wejść dalej.
Zanim będzie za późno.
- Ona nie żyje! Mojej Amy już nie ma! Dlaczego wciąż mnie okłamujesz? Dlaczego łżesz?!- krzyczał, a ja pchnęłam lekko drzwi, nie wiedząc właściwie co będzie dalej. Czy mnie zabije? Czy rozpozna? Wybaczy?
- Harry...- szepnęłam. W tym samym momencie chłopak zamarł w bezruchu. Zauważyłam jak jego mięśnie się napinają, a palce zaciskają na srebrnym pistolecie. Spojrzałam na Lydie, na której twarzy malowała się wielka ulga, radość, ale i ogromne przerażenie. Przeniosłam wzrok z powrotem na chłopaka, który zdążył się już odwrócić w moim kierunku. Stał jednak ze spuszczoną głową. Jego długie loki spięte luźno bandamą opadały na jego twarz. Jednak kiedy podniósł wzrok, wstrzymałam gwałtownie powietrze w policzkach. Jego siniaki pod oczami były tak ogromne jak u największego narkomana. Jego przecięty policzek. I jego dłonie. Liczne ślady na nadgarstkach. Niektóre stare, inne jeszcze świeże. Zatkałam usta dłonią, czując łzy spływające mi po policzkach. To moja wina. Jego stan. Jego zrujnowana psychika. To ja go zostawiłam. A najgorsze było to, że w tym momencie wszystko sobie przypomniałam. Wszystkie wspomnienia wróciły.





Dum dum!
Wracam po miesięcznej przerwie ;c
Wiem, że być może Was zawiodłam, ale uwierzcie mi, że cholernie chciałam napisać ten rozdział <3 Ale czas, czas... Nie miałam go w ogóle :C LO... biol-chem-mat... francuski...
Eh. Ale nieważne :D Rozdział w końcu jest!
I jak wrażenia? Amy jednak zdecydowała się iść do Harry'ego. Jak chłopak zareaguje na jej widok? Co może okazać się w następnym rozdziale? Być może ostatni rozdział rozłożę na dwie krótsze części ;v i epilog <3
Czekam na opinie i mam nadzieję, że kilkoro z Was jeszcze zostało ;'D

























13 komentarzy:

  1. Czekam na następny z naprawdę strasznie wielka niecierpliwoscią kochana )))

    OdpowiedzUsuń
  2. boski !!!!!♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Dalej !! Szybko!!!! Genialne :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaaa kocham cie kocham to jeszcze chce więcej i happy end za kilkanaście stron; ***

    OdpowiedzUsuń
  5. Prosze pisz juz nie moge sie doczekać!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że kolejny będzie szybciej <3 Dalejj <3 Świetne ! :* <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne!! <3 czekam na kolejną część! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowne!! <3 czekam na kolejną część! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział wspaniały nie przypuszczałam takiego obrotu spraw ale się cieszę i czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń