sobota, 25 kwietnia 2015

16. "Stworzyliśmy początek, który był jednym z tych fałszywych, wiem. Ale kochanie, nie chcę czuć się samotny".

POV Amy




 Stałam, plecami opierając się o kuchenny blat. Harry stał przede mną, wbijając swoje zielone tęczówki w moją osobę. Starałam się mu patrzeć w oczy, ale było to trudne zważając na to, że on za wszelką cenę starał się unikać mojego spojrzenia.
- Więc?- ponowiłam pytanie widząc, że lokaty nie pali się raczej do odpowiedzi. Skrzyżowałam ręce na piersiach próbując opanować drżenie rąk i unormować niewyrównany oddech. Oddychałam ciężko, czując jak moje zdenerwowanie rośnie z każdą sekundą milczenia. Słyszałam też płytki i ciężki oddech Harry'ego, który stał teraz oparty podobnie jak ja o blat, wpatrując się w podłogę. Nie spuszczałam z niego wzroku, czekając cierpliwie na jego odpowiedź. Nie byłam idiotką. Doskonale wiedziałam, że Dercy ma coś wspólnego z chłopakami. Tylko byłam ciekawa dlaczego każdy z nich omijał jej temat szerokim łukiem. Byłam cholernie ciekawa, ale równocześnie bałam się. Czułam lekkie ukłucie zazdrości, że moi przyjaciele znaleźli sobie nową kumpele i teraz zostanę sama... Wiem, że to egoistyczne myślenie. Ale tak właśnie było. Cholernie bałam się samotności i choć miałam Mie to i tak bałam się, że i ona kiedyś mnie zostawi... Kiedy dotarło do mnie, że brunet nadal milczy, zrobiłam kilka kroków w jego stronę. Stanęłam przed nim, a nasze ciała dzieliły zaledwie centymetry. Chwyciłam jego dłonie, które zaciskał nerwowo w pięści i trzymając je szepnęłam:
- Harry... spójrz na mnie.- widziałam jak się waha. Niemal czułam, jak jego ciało drży, a on sam przełyka głośno ślinę. Czułam jak drży, ale nie mogłam mieć pewności, czy było to spowodowane moim dotykiem czy zupełnie czymś innym.
- Harry... Dlaczego nikt nie chce powiedzieć mi co się tutaj dzieje? Coś się wydarzyło, kiedy byłam w Afryce, prawda? Chcę tylko wiedzieć co. Proszę...- szeptałam, nadal trzymając jego duże dłonie. Gładził moją drobną rękę opuszkami swoich palców, a ja przez moment poczułam się bezpiecznie. Przez chwile było mi po prostu dobrze i chciałam, żeby było tak już zawsze. Szybko jednak zganiłam się w za tę myśl. W pewnym momencie Harry podniósł głowę i wtedy nasze tęczówki się spotkały. Pierwszy raz staliśmy tak blisko, ale nie czułam się niezręcznie. Czułam się... inaczej. Zauważyłam, że chłopak ma łzy w oczach.
- Nie mogę Amy. Uwierz mi, że cholernie bym chciał, ale nie mogę...- wyszeptał, a ja nieświadomie uniosłam jedną dłoń i otarłam z jego policzka pojedynczą łzę. Brunet niemal natychmiast uniósł wolną rękę i zamknął moją w jego uścisku.
- Dlaczego?- spytałam. On tylko zaprzeczył ruchem głowy, a ja wpatrywałam się w niego, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.
- Lepiej będzie, jak on ci to wyjaśni. Musisz z nim porozmawiać, ja...- zaczął, ale ja w tej chwili nie wytrzymałam. Wyrwałam się z jego uścisku i oddaliłam się o kilka kroków. Przyjemne ciepło jego ciała i woń jego perfum zastąpiła chłodna aura, która towarzyszyła mi na co dzień. Doskonale wiedziałam, że mówiąc "on", ma na myśli Liama i dlatego nerwy mi puściły. Nie miałam pojęcia co się ostatnio ze mną stało... Zawsze potrafiłam panować nad emocjami. A teraz? Teraz jest coraz gorzej...
- Nic nie muszę do cholery! Rozmawiam z tobą, nie z nim. Ale widzę, że od przyjaciół nie dowiem się niczego.- warknęłam i wiedziałam, że zrobiło mu się przykro. Patrzył na mnie z błaganiem w oczach, a ja w tym momencie nie myślałam nawet o tym jaki teraz jest bezbronny. Rzuciłam mu tylko szybkie spojrzenie i wybiegłam z kuchni. Skoro od niego się niczego nie dowiem, to muszę się dowiedzieć od kogoś innego. Słyszałam jego krzyki i zdawałam sobie sprawę, że za mną biegnie, ale miałam to gdzieś. Ruszyłam po schodach, dziękując w duchu, że Mia jest zbyt zajęta swoją gitarą, żeby przejmować się tym, co dzieje się u nas. Kiedy znalazłam się pod odpowiednimi drzwiami, nie myśląc długo wbiegłam do pokoju, chwytając w dłonie laptopa. Szybko odpaliłam go i weszłam na odpowiednią stronę. Kiedy Styles wpadł do pokoju, ja wiedziałam już wszystko. Przejrzałam jeszcze raz artykuł i przeniosłam wzrok na bruneta. W mojej głowie pojawiły się łzy, a serce zaczęło bić jak szalone. Przełknęłam ślinę, kładąc sprzęt na łóżku. Wpatrywałam się ślepo w jeden punkt przed sobą, przypominając sobie przeczytany przed chwilą tekst.
"One Direction! Czy Liam znalazł już pocieszenie po ostatniej "miłości"? Gdzie podziała się tajemnicza, piękna brunetka, która jeszcze kilka miesięcy temu zawróciła w głowie jednemu z członków znanego zespołu?"
Już sam tytuł mówił sam za siebie. Mogłam się tylko domyślać, co znajduje się dalej, jednak moje najśmielsze oczekiwania przerosło to, co tam ujrzałam.
"Kilka miesięcy temu wokół naszych sławnych chłopaków zaczęła kręcić się tajemnicza brunetka. Jak się później okazało, była to nijaka Amanda Knightley- która mimo tak młodego wieku (22 lata), jest już ordynatorem pediatrii dziecięcej w pobliskim szpitalu. Wiemy, że Amy i Liam byli bliskimi przyjaciółmi jeszcze za czasów liceum. Dlaczego nie utrzymywali kontaktu albo utrzymywali swoją znajomość w tajemnicy? Tego nie wiemy. Chodzą jednak plotki, że dziewczyna nie jest taka niewinna na jaką wygląda. Nie dość, że rozkochała w sobie Liama, to na dodatek reszta chłopaków także straciła dla niej głowę! Para (Liam i Amy) była widziana pewnego wieczoru przed domem chłopaków i przyłapana została na czułym pocałunku. Kilka dni po tym zdarzeniu jednak, Amy była widziana z Harrym Stylesem. Wychodzili razem ze szpitala, w którym rzekomo byli umówieni na wizytę u ginekologa. Czyżby Amy była w ciąży z Harry'm? Wszystko na to wskazuje, gdyż oboje nie szczędzili sobie czułości. Co na to Liam? Cóż... Chłopak znalazł sobie pocieszenie i oparcie w nijakiej Derprincy Prinsckot (22 lata). Para oficjalnie w jednym z wywiadów przyznała, że są szczęśliwi, a Liam spytany o Amy wyznał, że to już przeszłość. Przyznał także, że nigdy nic tak naprawdę dla niego nie znaczyła. Ostre słowa... Co na to Amy? Niestety dziewczyna ostatnio stała się nieosiągalna. Najprawdopodobniej wyjechała z kraju, bo nie jest już widywana z żadnym z członków zespołu. A co z Megry? Fani nazywają tak Harry'ego i Megan, którzy mimo przeciwności nadal są razem i wyglądają na szczęśliwych! To jest dopiero miłość! Na koniec na potwierdzenie naszych słów, mamy wypowiedź jednego z piątki sławnych gwiazd- Harry'ego Stylesa, który także poddał się urokowi pięknej dziewczyny.
"- Tak, to prawda. Liam jest teraz w szczęśliwym związku z Dercy. Ale Amy nie była taka, za jaką ją wszyscy mają. To naprawdę miła dziewczyna i nie wierzę, że chciała tylko wykorzystać Liama, więc proszę, nie wyrażajcie się o niej w ten sposób. Wszyscy ją polubiliśmy i to co o niej wygadujecie to czyste brednie. Wstyd mi za takich fanów. Taka jest prawda i proszę nie pytajcie już o to, bo dla każdego z nas to ciężka sytuacja.". To byłoby na tyle, a my pozostawimy bez komentarza całą sytuację. Na twitterach chłopaków pojawia się mnóstwo postów na temat naszej słodkiej diablicy Amy. Niektórzy jej współczują, jeszcze inni szczerze nienawidzą, inni grożą jej nawet śmiercią. One Direction za wszelką cenę próbuje jej bronić. Oczywiście nie całe, bo Liam zostawia całą sytuację bez komentarza. A Wy co o tym sądzicie? Czy One Direction poróżni dziewczyna?"
Zacisnęłam pięści, czując jak po policzkach spływają mi słone łzy. Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Bzdury. To wszystko to jedna wielka nieprawda. Nic takiego nigdy nie miało miejsca. Chryste...- mówiłam sama do siebie, czując jak moje ciało coraz bardziej drży. Harry też chyba to zauważył, bo w pewnym momencie poczułam jak oplata mnie mocno swoimi ramionami. Odwzajemniłam uścisk, mocno wtulając się w jego tors. Bezkarnie moczyłam jego koszulę, nie powstrzymując łez.
- Jak on mógł mi to zrobić? Dlaczego? Co ja takiego zrobiłam Harry? Jestem aż taka zimna i bezuczuciowa za jaką mnie teraz ma cała Wielka Brytania i pół świata?- szeptałam w jego tors, czując jak lekko nami kołysze. To mnie uspokajało. Kątem oka ujrzałam w drzwiach drobną postać. Dziewczynka stała przez chwilę, wpatrując się w nas dużymi oczami, a zaraz potem pobiegła i wtuliła się we mnie i Harry'ego nic nie mówiąc.
- Cii... Wszystko się ułoży księżniczko. Obiecuję ci to. Nie pozwolę skrzywdzić żadnej z was.- odszeptał, a ja zamknęłam oczy, czując jak odpływam. Było mi po prostu dobrze. Czułam się bezpieczna. Tak. Wa ramionach Harry'ego Stylesa, którego jeszcze kilka miesięcy temu nie darzyłam sympatią.


POV Harry



Trzymałem ją w ramionach dopóki nie upewniłem się, że zasnęła. Ułożyłem ją wygodnie na łóżku, przykrywając kocem, a zaraz obok niej usadowiłem Mie, która obiecała mi pilnować mamy. Była teraz taka krucha. Taka bezbronna i bezsilna. Pokazała mi swoje drugie oblicze, ściągając maskę silnej i niezależnej kobiety. Prawda jest taka, że każdy z nas potrzebuje do życia drugiej osoby. Nie chodzi tu o dziecko, które też jest przecież bardzo ważne, tak jak Mia dla Amy. Chodzi o osobę przy której możesz poczuć się bezpiecznie i po prostu zasnąć. O osobę, która utuli cię do snu i zostanie z tobą w najgorszych momentach. Ja nie miałem takiej osoby, ale chciałem być dla kogoś taką osobą. Chciałem być nią dla Amy. Ona sprawiała, że częściej się uśmiecham. Sprawiała, że wstając co rano nie widziałem już tylko negatywów, ale dostrzegałem pozytywy. Ona powoli zaczynała przywracać moją wiarę w to, co piękne. Pomagała mi się podnieść i najprawdopodobniej sama o tym nawet nie wiedziała. Kiedy ona się uśmiechała, mnie na sercu robiło się cieplej. Kiedy płakała, mnie robiło się smutno. I byłem zły. Zły na tego kto sprawił, że w jej oczach pojawiła się słona ciecz.  I choć zawsze to ja byłem powodem czyiś łez, teraz było inaczej. Dlatego nie mogłem patrzeć jak płacze. Powoli wstałem z łóżka, uśmiechając się na widok mojego anioła i oczywiście małego aniołka obok. Ucałowałem obie dziewczyny w czubek głowy i ruszyłem do wyjścia. Zostawiłem Amy karteczkę, że biorę zapasowe klucze i wyszedłem. Szybkim krokiem kierowałem się w stronę celu. Zacisnąłem pięści, czując jak w żyłach pulsuje mi krew. Serce biło mi jak oszalałe, ale wiedziałem, że robię dobrze. Nie mogłem pozwolić, żeby ona tak bardzo cierpiała. Nie zasługiwała na to. Po kilkunastu minutach znalazłem się przez sporym budynkiem. Zapukałem, jak na kulturalnego człowieka przystało i czekałem, aż ktoś mi otworzy. Miałem tylko cichą nadzieję, że reszty nie będzie w domu. Usłyszałem ciche, stłumiona kroki i zaraz potem w drzwiach ukazała mi się znajoma twarz. Nie czekając na zaproszenie wdarłem do środka, wymierzając cios w twarz. Brunet skulił się w pół, łapiąc się za krwawiącą wargę. Zauważyłem, że chce oddać, ale byłem szybszy. Przygwoździłem go do ściany, kątem oka widząc, że nie jesteśmy sami. W progu stała Dercy, ubrana w bieliznę i z zarzuconym na ramiona szlafrokiem.
- Harry! Zwariowałeś?! Puść go!- słyszałem jej krzyki, ale posłałem jej tylko krótkie spojrzenie i mój wzrok niemal natychmiast przeniósł się na Liama.
- Ty pieprzona gnido! Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo powiem to tylko raz. Nie pozwolę, żeby ona przez ciebie płakała, rozumiesz? Nie pozwolę na to, żebyś cały czas ją ranił. Ona na to nie zasługuje, rozumiesz?- cedziłem przez zaciśnięte zęby, nie spuszczając oczu z jego wystraszonej twarzy. Chłopak wydawał się być zdezorientowany, ale szybko załapał o co chodzi. Widziałem, jak na jego twarzy maluje się ból, skrucha i rozpacz, ale to mnie kompletnie nie obchodziło.
- Nic nie rozumiesz...- zaczął, ale szybko mu przerwałem.
- Nie Payne. To ty nic nie rozumiesz i o niczym nie masz pojęcia. Wiedziałeś, że Amy już kilka tygodni jest w Londynie? Nie? To już wiesz. A wiedziałeś, że ma dziecko?- spytałem, czekając na jego reakcję, która była niemal natychmiastowa.
- Ty draniu! Zrobiłeś jej dziecko?- krzyknął, a ja prychnąłem, zacieśniając uścisk na jego koszuli.
- Adoptowała ją idioto. Ma córkę, która jest ciężko chora. Została kompletnie sama i ty masz czelność się wypowiadać?- powiedziałem ciszej, czując jak ściska mi się serce na samą myśl o niej. Zauważyłem jak Liam marszczy czoło, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Czy ona...
- Tak wie! Wie o tobie i o Dercy, ale sama się dowiedziała. Przeczytała artykuł w Internecie. Ona cię nienawidzi Liam. Gardzi tobą.- sapnąłem, rozluźniając uścisk. Odszedłem kilka kroków do tyłu, próbując się uspokoić. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Dercy jest gdzieś tutaj  z boku i przysłuchuje się całej rozmowie. Czułem ją. Czułem jej obecność.
- Ona nie ma o niczym pojęcia.- stwierdził brunet, masując szyję. Moja adrenalina znów skoczyła.
- To jej to wytłumacz!- krzyknąłem, widząc jak szatynka, która stała w samym szlafroku wzdryga się, kiedy na nią spojrzałem.
- Wiesz jak wygląda sytuacja! Wiesz, że nie mogę!- również krzyknął, a ja zrobiłem jeszcze kilka kroków w jego kierunku i stając z nim twarzą w twarz, stwierdziłem cicho.
- Nie możesz, czy nie chcesz Liam?- spytałem, patrząc mu w oczy.
- Ona nie zasługuje na takie cierpienie, jakie ty jej dajesz. Nie pozwolę, żeby przez twoją głupotę i przez jedną sukę, która weszła z butami w nasze życie Amy cierpiała, rozumiesz? Będę ją chronił za wszelką cenę. Nie pozwolę ci jej więcej skrzywdzić. Nie jesteś jej wart.- stwierdziłem i odwróciłem się z zamiarem wyjścia, ale zatrzymał mnie jeszcze jego głos.
- A ty może jesteś Styles? Dobrze wiesz, że jeśli ona ci zaufa to nie będzie odwrotu. Będzie w większym niebezpieczeństwie niż jesteśmy my. To ja nie pozwolę ci jej skrzywdzić.- zacisnąłem usta, nie odwracając się. Stojąc plecami szepnąłem:
- Ona mnie ratuje. Nie wiesz co straciłeś Liam. To gra w której wygrywa się najwyższą stawkę. Uczucia.







Witajcie moje misie! :D Powróciłam mu dość sporej przerwie! ;c Ale już po egzaminach iiii... uwaga uwaga! Zakładam NOWEGO BLOGA! :D Będę tam pisała opowiadanie, które już gdzieś, kiedyś publikowałam, ale teraz zmieniłam imiona i troszkę fabułę owego opowiadania. Dobra wiadomość jest taka, że blog, który będzie nazywał się "The Expendable", czyli  "Niezniszczalni" będzie publikowany regularnie co piątek. Nie będzie żadnych opóźnień, poniewać opowiadanie jest już w całości gotowe ;) Zła wiadomość jest jaka, że tymczasowo "usunęłam" bloga "Promise", gdyż jak na razie nie mam pojęcia jak go zacząć. Nie mam pomysłu i szukam weny xd Ktoś, coś? Jakieś opowiadanie fantasy? Co sądzicie o rozdziale, Dercy Liamie i Harry'm? ;)






























niedziela, 12 kwietnia 2015

15. " Pozwól mi być tym, który rozpali ogień w twoich oczach. Byłaś samotna. Nawet mnie nie znasz, ale czuję, że płaczesz. Pozwól mi być tym, który podniesie twoje serce na duchu i uratuje ci życie. Nie sądzę byś zdawała sobie sprawę, że Ty kochanie, mogłabyś uratować moje".

POV Amy



Stałam oparta o framugę drzwi, przyglądając się piątce bawiących się dzieci, a wśród nich- jej. Patrzyłam jak mała, czarnoskóra dziewczynka rozkwita w oczach. Minęły dwa tygodnie od naszego powrotu do Londynu. Razem. We dwie. Już jako rodzina... Rodzina. To słowo nabrało dla mnie nowego, piękniejszego znaczenia. Myślę, że dla niej także. Dziewczynka stała się radosna i pełna życia. Tylko uciążliwy, niespodziewanie przychodzący ból w okolicach nerek i lekko wychudzona sylwetka zdradzały nadchodzący wyrok. Absolutnie nie żałowałam, że zdecydowałam się na adopcje. Tak... udało się. Miałam przybraną córkę i byłam z tego powodu naprawdę szczęśliwa. To najpiękniejsze co mnie spotkało w przeciągu ostatnich miesięcy. Moje słoneczko... Moja mała kruszynka... Wróciłam do pracy. Nadal zajmowałam stanowisko ordynatora pediatrii i chirurgii dziecięcej. Doktor Holt przyjął mnie naprawdę ciepło. Mała chodziła ze mną do pracy i w ten sposób mogłam ją mieć na oku i jednocześnie ją hospitalizować. Nareszcie wszystko zaczęło wracać do normy. Wszystko, z wyjątkiem dwóch rzeczy. Thomas. Nadal nie mogłam zrozumieć jego zachowania. Od momentu, kiedy obwieściłam mu, że zamierzam wyjechać z Mią, nie odezwał się do mnie ani słowem. Odwiózł nas tylko na lotnisko, nawet się nie żegnając. Naprawdę nic z tego nie rozumiałam. No i chłopcy. Nie miałam z żadnym z nich kontaktu od kiedy wyjechałam. Nawet z Liamem... Czułam się jak kompletna kretynka. Wiedziałam, że nasza kłótnia to moja wina i to mnie najbardziej bolało. Nie mogłam się pogodzić z tym, że to koniec. Ale powoli docierało do mnie, że on już nie wróci. Że zaprzepaściłam wszelkie szanse na naszą przyszłość. Nie było już nas. Teraz byłam ja i on. Ciekawe czy już kogoś ma... Moje rozmyślenia przerwał czyiś głos. Dobrze znany mi głos.
- Rosalin, czas na badan...- nie dokończyła, bo gdy tylko mnie ujrzała, oczy powiększyły się jej dwukrotnie, a usta otworzyły tak bardzo, że niemal mogłaby połknąć cały tort. Wpatrywałam się w blondynkę, posyłając jej lekki uśmiech.
- Witaj Gemm...- szepnęłam, a blondynka niemal natychmiast podbiegła, rzucając mi się na szyję. Odwzajemniłam uścisk, tuląc ją mocno do siebie. Szczerze, cholernie bałam się jej reakcji, kiedy mnie zobaczy. Wyjechałam, nawet się nie żegnając. Nie widziałyśmy się ponad cztery miesiące.
- Amy! Jak mogłaś wyjechać nic mi nie mówiąc! nigdy więcej tak nie rób, rozumiesz?! Obiecuję, że jeśli to zrobisz, to osobiście cię załatwię!- krzyknęła, chwytając mnie za ramiona, ale zaraz potem uśmiechnęła się promiennie. Odetchnęłam z ulgą, ponownie ją do siebie tuląc.
- Tak bardzo tęskniłam...- przyznałam, a ona powtórzyła moje słowa.
- Ja też tęskniłam. Tak jak wszyscy.- oderwałam się od niej i spojrzałam jej w oczy. Nie zdążyłam spytać kogo konkretnie ma na myśli, bo zaraz potem podbiegła do mnie Mia i wtuliła się we mnie, patrząc na Gemme.
- Amy, kim jest ta pani?- spytała czarnowłosa, a ja pogłaskałam ją delikatnie po główce. Spojrzałam na przyjaciółkę, a zaraz potem znów na małą.
- To ciocia Gemma, kochanie.- powiedziałam spokojnie, a dziewczynka przeniosła wzrok na blondynkę. Niepewnie do niej podeszła i... przytuliła. Gemma na początku nie wiedziała jak zareagować, ale po chwili odwzajemniła uścisk. Stały tak przez chwile, aż Mia zabrała głos.
- Nigdy nie miałam cioci...  Będę miała ich więcej?- zwróciła się do mnie. Posłałam jej uśmiech i skinęłam głową.
- Masz jeszcze kilku wujków, skarbie. Być może niedługo ich poznasz. A teraz idź się pożegnać z koleżankami i kolegami, bo zaraz idziemy do domu.- ponagliłam małą, a do niej nie trzeba było dwa razy mówić, bo niemal natychmiast rzuciła się do biegu. Zaśmiałam się, a zaraz potem poczułam na sobie pytające spojrzenie przyjaciółki. Spojrzałam na nią, a ona uniosła brew w geście zdziwienia.
- Chodź do mnie. Wszystko ci opowiem.- zaproponowałam, a ona skinęła lekko głową. To będzie długa i ciężka rozmowa...






* * *



Siedziałyśmy na kanapie, sącząc herbatę. Mia bawiła się na dywanie zaraz obok, co jakiś czas zadając jakieś pytanie związane z zabawkami. Nigdy ich nie miała, dlatego wszystko wydawało jej się takie inne i nowe. Wpatrywałam się w nią z uśmiechem na twarzy, pozwalając Gemmie przetrawić wszystko co powiedziałam jej kilka minut temu. Opowiedziałam wszystko, łącznie z moją nocą w domu Harry'ego, aż do kłótni z Liamem. Wytłumaczyłam, jaki jest stan Mii i, że teraz jest moją... podopieczną. Tak, to odpowiednie słowo. Mogłam użyć innego, ale chyba bałam się go. Starałam się omijać go szerokim łukiem.
- A więc... Zostałam prawdziwą ciocią!- krzyknęła, podbiegając do małej i siadając obok niej na dywanie. Zaczęły się bawić, a ja wpatrywałam się w nie, kiedy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Wstałam i ruszyłam, by otworzyć. Nie wiedziałam, kogo się spodziewać. Chwyciłam za klamkę, a na moją twarz niemal natychmiast wkradł się szczery, szeroki uśmiech.
- Amy!- krzyknął, a ja rzuciłam mu się w ramiona. Zapiszczałam, kiedy uniósł mnie do góry i okręcił wokół własnej osi. Zaśmiałam się głośno, kiedy poczułam jak jego usta stykając się ze skórą na moich policzkach. 
- Lou! Marchewo! Nawet nie wiesz jak tęskniłam!- przyznałam, tuląc do siebie chłopaka.
- Ty tęskniłaś?! Nawet nie raczyłaś nas poinformować, że jesteś! Kiedy wróciłaś?- oderwał się ode mnie i zrobił minę zbitego szczeniaka. Spojrzałam na niego, zagryzając wargę.
- Dwa tygodnie temu...- zauważyłam, jak oczy chłopaka gwałtownie się powiększają i dziękowałam Bogu, że za mną pojawiła się Gemma z Mią. Uśmiechnęłam się na ich widok, a chłopak patrzył to na mnie to na nich zdezorientowany.
- Dzień dobry. Nazywam się Mia Knightley, a pan?- spytała uprzejmie pięciolatka, a Lou patrzył na nią marszcząc brwi. Chciał coś powiedzieć, jednak blondynka była szybsza.
- To jest wujek Louis, kochanie. A teraz chodź. Pokażesz mi swój pokój, a Amy i wujek sobie spokojnie porozmawiają, dobrze?- uśmiechnęłam się widząc, jak Gemma świetnie dogaduje się z małą. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie, a zaraz potem obie zniknęły z pola mojego widzenia. Wpuściłam Lou do środka, a ten nadal zszokowany usiadł na kanapie. Dopiero po chwili zdołał się odezwać.
- Co to było?- spytał, a ja posłałam mu lekki uśmiech.
- Gemma i Mia.- odpowiedziałam, nadal wpatrując się w niego z uśmiechem na twarzy.
- Wiesz, że nie o to pytam. Kim jest ta dziewczynka?- jego poważny wyraz twarzy zbił mnie z tropu. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam pierwszy raz użyć tego słowa. Wzięłam głęboki wdech i rzekłam:
- Moja córka.- chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem. Zanim zdążył mi cokolwiek odpowiedzieć, zaczęłam mu opowiadać tą samą historię co Gemmie pół godziny wcześniej. Kiedy skończyłam, chłopak nadal nie spuszczał ze mnie wzroku, a wręcz wpatrywał się we mnie intensywniej jakby chciał mnie przewiercić na wylot. Pokręcił głową i szepnął:
- Co na to Liam?- jego pytanie mnie zaskoczyło. Spuściłam wzrok, również szepcząc:
- A czy ja go jeszcze cokolwiek obchodzę?- wpatrywałam się w podłogę, aż poczułam jak Lou klęka przede mną. Uniosłam wzrok, napotykając jego pełne troski spojrzenie. 
- Uwierz mi Amy, obchodzisz. I nie czytaj tych wszystkich plotek, bo to nie jest tak jak myślisz. Najlepiej będzie, jeśli on sam ci wszystko opowie.- patrzyłam na niego jak na idiotę. 
- O czym ty do cholery mówisz? Nic nie czytałam i nie mam z nim kontaktu od naszej kłótni.- powiedziałam, a on patrzył na mnie jakby zobaczył ducha. Zaważyłam, że zbladł i po prostu mnie przytulił. Byłam zbyt zdezorientowana, aby pytać go o co chodzi. 
- Dzisiaj nagrywamy nowy kawałek. Chłopcy się ucieszą jeśli przyjdziesz. Zabierz Mie.- powiedział i wstał, kierując się do wyjścia. Kiedy chciałam zaprzeczyć, on podszedł i pocałował mnie w policzek.
- Nie chcę słyszeć odmowy. Do zobaczenia za dwie godziny.- na odchodne puścił mi oczko, a ja stałam tam jeszcze dobrą chwilę, nie wiedząc co zrobić. 
- Mia, zbieramy się! Idziesz z Amy poznać wujków!- usłyszałam krzyk Gemmy, a zaraz za nią wesoły pisk mojej córeczki. Mojej małej córeczki... jak to  słodko brzmi. Bałam się tego spotkania. Cholernie się bałam i nie miałam pojęcia co stanie się, kiedy spotkam Liama. A co z Harrym? Przecież nie widziałam się z nim od... od kłótni w domu chłopaków. Nigdy nie zapomnę tego wzroku. Jego zielone tęczówki zmieniły barwę na niemal czarny, a on sam zacisnął szczękę i spuścił wzrok. Jego spojrzenie wyrażało tyle bólu i... strachu. "Myślę, że jesteś jedną z nielicznych osób, która może mu naprawdę pomóc..."- przypomniałam sobie słowa Zayna sprzed kilku miesięcy. "Fajnie... tylko byłoby jeszcze lepiej, gdybym wiedziała w czym mam mu pomóc...".





* * *






Weszłam do budynku, w który znajdowało się studio nagrań chłopaków. Dzisiaj postawiłam na brąz. Miałam na sobie brązowe spodnie i bluzę tego samego koloru. Do tego zarzuciłam na szyję komin i czarne trampki. Mie ubrałam w czerwone spodnie i czarną bluzę z kapturem. Nie miała za dużo rzeczy. Będziemy musiały się wybrać na zakupy. Dziewczynka kruczowo trzymała mój nadgarstek, a ja co jakiś czas opowiadałam jej o wujkach, żeby nieco ją uspokoić. Kiedy mijałyśmy recepcję, spodziewałam się spotkać ponownie panią Poolson, ale tym razem się przeliczyłam. Zamiast niej, za biurkiem siedziała dziewczyna mniej więcej w moim wieku. Miała średniej długości, brązowe włosy i ze skupieniem wpatrywała się w swój telefon.
- Dzień dobry.- powiedziała jej Mia, ale ona tylko posłała nam szybkie spojrzenie i nie odpowiadając, nadal pisała coś na swojej komórce. Mia posłała mi smutne spojrzenie, a ja w jednej chwili zdenerwowałam się. Szybkim krokiem podeszłam do dziewczyny i wyrwałam jej komórkę z rąk. Oczywiście, że mogłam odpuścić. Gdybym była sama, najpewniej po prostu poszłabym dalej. No właśnie... gdybym była sama. Ale byłam z Mią i to dla niej dziewczyna była niegrzeczna. Brunetka posłała mi zdziwione spojrzenie, a zaraz potem wstała i wyszła zza biurka. Zauważyłam, że jest mojego wzrostu, a jej ciemno brązowe tęczówki biją we mnie błyskawicami.
- Moja córka powiedziała ci "dzień dobry", Nie sądzisz, że grzecznie byłoby odpowiedzieć?- warknęłam, nadal trzymając w dłoni jej komórkę. Poczułam jak urządzenie wibruje, a ja odruchowo spojrzałam na wyświetlacz. Nowa wiadomość od "kociaka". Zmarszczyłam brwi, patrząc na dziewczynę.
- Oddawaj to!- pisnęła i wyrwała mi komórkę z ręki.
- Nie będziesz mi mówiła co mam robić. Nie będę odpowiadała jakiemuś bachorowi, jasne? A teraz zmiataj stąd bo wezmę ochronę.- warknęła i siadła z powrotem na swoje miejsce, szczerząc się do telefonu. Postanowiłam sobie darować i ponownie chwytając Mie za rączkę, ruszyłam w stronę windy. Zatrzymał mnie jednak głos dziewczyny, która na plakietce nad prawą piersią miała wypisane "Derprinca Princtock". Odwróciłam się w jej stronę, mierząc ją spojrzeniem.
- A ty dokąd? Ogłuchłaś? U góry nagrywają chłopaki z One Direction, jeśli wiesz kto to jest, więc radzę ci tam nie wchodzić, bo oni nie lubią nieproszonych gości, skarbie.- syknęła, a ja posłałam jej tylko chytry uśmieszek.
- Tak się składa, że ja jestem proszonym gościem, skarbie.- sapnęłam przesłodzonym głosem i nie zważając na brunetkę, zaczęłam się kierować do góry, czując jak na mojej twarzy rodzi się zwycięski uśmiech.
Stałyśmy przed drzwiami, a ja przed chwilę zastanowiłam się, czy w ogóle powinnam wchodzić. Wzięłam jednak głęboki wdech i chwyciłam za klamkę."Nie mogę się teraz wycofać. Nie, kiedy mam obok siebie Mie... ". Kiedy przekroczyłam prób pokoju, było ciemno jak za pierwszym razem, kiedy tutaj wchodziłam. Teraz jednak nie słyszałam śpiewu. Zauważyłam, że cztery postacie siedzą do mnie tyłem i śmieją się z czegoś. Sama uśmiechnęłam się na ten widok, ale oprzytomniałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że mała Mia nie trzyma mnie już za rękę. Przerażona ujrzałam, jak dziewczynka podbiega do chłopaków i wpada w ramiona jednego z nich.
- Wujek Marchewa!- krzyknęła, a ja pacnęłam się otwartą dłonią w czoło. Po co ja jej mówiłam, że Louis lubi marchewki? Zauważyłam, jak chłopak podnosi ją i wesoło skacze.
- Moja słodka Mia!- uśmiechnęłam się na ten widok, a zaraz potem poczułam na sobie spojrzenia pozostałej trójki. Podeszłam do nich i posłałam im nieśmiały uśmiech.
- Cześć.- tylko tyle zdołałam wydukać. Widziałam, jak każdy z nich prócz Louisa patrzy na mnie jak na wariatkę. Nie dziwiłam się im. Przychodzę niespodziewanie i to w dodatku z ciemnoskórym dzieckiem. Pierwszy oprzytomniał Zayn. Wstał i podszedł do mnie, zamykając mnie w mocnym uścisku.
- Wróciłaś.- bardziej stwierdził niż zapytał, ale mimo to pokiwałam twierdząco głową. Następny był Niall i... na tym się skończyło. Lou przywitał mnie buziakiem w policzek, a Harry siedział osłupiały nie spuszczając ze mnie wzroku. Starałam się go ignorować, ale było to trudne, zważając na to, że on patrzył na mnie cały czas, nie odzywając się ani słowem.
- Kiedy wróciłaś?- spytał Niall.
- Dwa tygodnie temu.- chłopacy zareagowali podobnie jak Louis, ale Zayn skrzywił się z niesmakiem.
- I masz czelność dopiero teraz nam się pokazywać?- uniósł brew, a ja wzruszyłam ramionami, posyłając mu przepraszające spojrzenie.
- Dobra, a teraz opowiadaj kim jest ten mały, słodki szkrab!- krzyknął wesoło Niall, wskazując na Mie. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam im opowiadać historię, którą opowiadałam już dziś dwóm innym osobom. Kiedy skończyłam, czułam na sobie ich zaskoczone spojrzenia. Przeniosłam wzrok na Harry'ego, który patrzył na mnie z przerażeniem w oczach. Posłałam mu lekki uśmiech, a on spuścił wzrok. Speszona, spojrzałam ponownie na blondyna i mulata, którzy zawzięcie nad czymś myśleli.
- Nareszcie zostałem wujkiem!- usłyszałam wesoły krzyk blondaska i wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Zagryzłam wargę, uświadamiając sobie, że brakuje jeszcze jednej osoby.
- Liam z wami nie nagrywał?- zauważyłam jak cała czwórka się napięła. Spojrzeli po sobie i dopiero potem przenieśli wzrok na mnie.
- Był, ale poszedł kiedy skończyliśmy. Pewnie jest z Dercy...- rzekł Niall, ale nie dokończył, bo dostał w brzuch od Zayna. Oczywiście "nie umyślnie". Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co im chodzi.
- Dercy?- spytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi, bo przerwał nam melodyjny, cichy głos gitary. Odwróciłam się i na mojej twarzy niemal natychmiast zagościł uśmiech. Mia siedziała na kanapie, a zaraz obok niej siedział Harry, grając na gitarze. Pokazywał dziewczynce różne chwyty, a ona cieszyła się za każdym razem, kiedy udało jej się coś zagrać. Wpatrywałam się w nich, a w pewnym momencie Mia zeskoczyła z kanapy i podbiegła do mnie.
- Mamusiu, czy wujek Harry będzie mnie mógł uczyć grać na gitarze?- spytała mała, a ja automatycznie przeniosłam wzrok na lokatego, siedzącego w dalszym ciągu na sofie. Uniósł wzrok i trzymając instrument, spojrzał mi w oczy. Chciałam coś odpowiedzieć, ale mój wzrok ponownie zatrzymał się na Mii. Dopiero teraz sobie coś uświadomiłam.Nazwała mnie mamą... Zlustrowałam wzrokiem pozostałych, a ich wzrok wyrażała takie same emocje jak mój. Uściskałam dziewczynkę i dopiero po chwili przeniosłam wzrok na bruneta.
- Kochanie, nie wiem czy Harry będzie miał czas. Przecież wiesz, że jest bardzo zajęty...- próbowałam jakoś odgonić małą od tego pomysłu, ale przez te kilka miesięcy zdążyłam zauważyć, że mała jest naprawdę uparta.
- Wujek powiedział, że jeśli się zgodzisz to nie widzi problemu.- powiedziała podekscytowana, a ja w tym momencie wiedziałam, że nie mam wyjścia. Westchnęłam i przyjemne ciarki przeszły moje ciało na myśl o spędzaniu czasu z Harrym w moim domu... "Amy, ogarnij się...".
- Dobrze. Jeśli wujek nie ma nic przeciwko, to się zgadzam.- rzekłam cicho i poczułam jak dziewczynka rzuca mi się na szyję. Spojrzałam na Harry'ego, który posłał mi szeroki uśmiech i jakby... odetchnął z ulgą. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Ale teraz nie ma odwrotu. Najwyżej potem będę żałowała.





POV Harry



Siedziałem w domu Amy już jakąś godzinę i w salonie uczyłem małą podstawowych chwytów. Była naprawdę zdolna i miała świetny słuch muzyczny, dlatego była to ogromna przyjemność. A była ona jeszcze większa kiedy wiedziałem, że Amy na nas patrzy i się uśmiecha. Byłem zaskoczony całą tą sytuacją. Nagle wyjechała, nawet nie mówiąc niczego Gemmie, a teraz wróciła z córką. Co prawda Mia była adoptowana, ale to teraz tak jakby córka. Uważałem, że dziewczyna podjęła dobrą decyzję. Zrobiła dobry uczynek przygarniając małą, a do tego... wróciła. Cholernie się cieszyłem, że jest tutaj z nami. Wszyscy za nią tęsknili, a kiedy wspominali o niej, ja czułem jak ściska mi serce. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje i dlaczego tak reaguję. Liam kazał mi się od niej odwalić i taki miałem zamiar, ale... to wcale nie było takie łatwe. Nie mogłem jej wyrzucić z głowy, a kiedy ją zobaczyłem... Tak bardzo zazdrościłem Liamowi, że ma taki skarb. A właściwie miał, bo z tego co wiem od chłopaków, ostro się pokłócili. Zresztą, słyszałem fragment rozmowy. Nie byłem na nią jednak w najmniejszym stopniu zły, bo sam doskonale wiedziałem, że jestem zepsuty. Mnie już nic ani nikt nie był w stanie pomóc... Zostały mi tylko takie chwile jak ta. W pewnym momencie przestałem grać i powiedziałem do dziewczynki:
- Pograj na chwilkę sama, a ja pójdę porozmawiać z mamą.- Mia pokiwała twierdząco głową, a ja wstałem i zacząłem kierować się w stronę kuchni. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem przed siebie. Znalazłem ją w tam. Stała do mnie tyłem, więc pewnie nie zauważyła, że wszedłem. Zrobiłem kilka kroków i dopiero kiedy odchrząknąłem, odwróciła się.
- Jak idą lekcje?- spytała, a ja posłałem jej lekki uśmiech, który odwzajemniła, patrząc na kubek, który trzymała w dłoni.
- Świetnie. Mia jest bardzo zdolna.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą, a Amy nadal na mnie nie patrząc skinęła głową. Widać było, że nad czymś intensywnie myśli. Podrapałem się po karku, podchodząc odrobinę bliżej.
- Amy... chciałem cię przeprosić. Za to, że cię wtedy okłamałem. Ja... po prostu... miałem dość samotności. Chciałem... myślałem, że...- jąkałem się, ale w pewnym momencie poczułem jak jej dłoń gładzi delikatnie moje ramie. Kiedy na nią spojrzałem, niemal natychmiast wzięła rękę.
- Nie przepraszaj. To ja na ciebie naskoczyłam.- szepnęła, nadal patrząc na herbatę. Staliśmy tak przed chwilę, nie odzywając się do siebie. Słyszałem tylko nasze wyrównane oddechy. Nie była to jednak niezręczna cisza. Wpatrywałem się w nią i w pewnym momencie zauważyłem, że brunetka zagryza wargę.
- Harry?- spytała, a ja nadal nie spuszczałem z niej wzroku.
- Tak?- spytałem, czekając na jej pytanie. Dopiero teraz podniosła na mnie wzrok, a ja ujrzałem w jej tęczówkach coś czego nie mogłem zidentyfikować.
- Kim jest Darcy?





Witajcie kochani! Rozdział wyszedł jaki wyszedł ;) Jestem rozdarta, bo wiem, że mógłby być lepszy, ale bardzo podoba mi się za to, że jest on bardziej wesoły i pojawiła się nowa bohaterka!
Kim jest Dercy? Dlaczego Liam z nią wyszedł? :D Czekam na Wasze pomysły!
Jak podoba wam się nowa muzyka i nowy szablon i wygląd bloga? ;D Mnie bardzo! Zapraszam na nowego bloga gdzie jest już prolog i także nowy szablon i playlista! http://i-hear-your-voice-somewhere-behind-me.blogspot.com/
Zaktualizowałam też zakładkę "bohaterowie". Dodałam Mie i Dercy ;) Miłego czytania! :D
Ważne!
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział ponieważ w przyszłym tygodniu mam egzaminy.
W przyszłym tygodniu rozdziału nie będzie! Prawdopodobnie pojawi się dopiero w okolicach 24. kwietnia! Przepraszam ;c Ale wiecie... gimnazjalne egzaminy xd eh...































niedziela, 5 kwietnia 2015

14. "Pewnego dnia zobaczysz rzeczy, które widzę ja. Będziesz chciała powietrza, którym oddycham. Już nigdy mnie nie opuścisz".

POV Amy



Siedziałam na ziemi w swoim pokoju, który niedługo nie będzie już mój. Wkładałam do walizki ostatnie rzeczy, ocierając z policzka pojedyncze łzy. Dlaczego życie musi być tak cholernie skomplikowane? Dlaczego choć raz nie może być po prostu dobrze? Bez komplikacji, problemów i płaczu. Ciężko mi będzie opuszczać to miejsce. Mimo, że nie mieszkałam tutaj długo, zdążyłam się przyzwyczaić do tutejszej pracy, ludzi. Ale w głębi serca wiedziałam, że podjęłam jedyną, słuszną decyzję. Nie mogłam tu zostać. To miejsce zawierało zbyt dużo wspomnień. A te wspomnienia z każdym dniem niszczyłyby mnie coraz bardziej. 
Składając jedną z bluzek, poczułam jak zaplątuje się ona w wisiorek, który wciąż wisiał na mojej szyi. Sięgnęłam do niego ręką, czując jak ściska mi się serce. W głowie po raz kolejny rozbrzmiały mi słowa Liama. "(...) zachowujesz się jak pieprzona egoistka, która dba tylko o swój tyłek i myśli tylko o tym, żeby nie cierpieć". Czy naprawdę tak o mnie myśli? W jego oczach jestem tylko zapatrzoną w siebie egoistką? "Masz całkowitą rację, Liam. Ale czy to coś złego chcąc uciec od bólu?" Nawet jeśli on temu zaprzecza to mam nadzieję, że jednak wyjazd pozwoli mi zapomnieć. "
Jeśli w ogóle można zapomnieć...". Trzymając w dłoniach łańcuszek, jednym szybkim ruchem zerwałam go z szyi i rzuciłam przed siebie. Gwałtownie wstając, podeszłam do szafki na której były poustawiane wszystkie zdjęcia i wywróciłam ją, zalewając się łzami. Rozwalałam wszystko co znalazło się w zasięgu moich rąk. Byłam cholernie wściekła. Wściekła na rodziców, że zostawili mnie z tym wszystkim samą. Wściekła na Liama, że tak łatwo pozwolił mi odejść. A najbardziej wściekła byłam na samą siebie. Nienawidziłam tej dziewczyny, którą się stałam. Nienawidziłam tej Amy, która była słaba, bezsilna i potrafiła tylko uciekać od wszystkiego i wszystkich zamiast stawiać im czoła. Nie wiem czy jeszcze cokolwiek zostało na swoim miejscu, kiedy poczułam jak ktoś chwyta mnie mocno za ramiona i próbuje utrzymać. Było to jednak trudne, bo ja wciąż szarpałam się i krzyczałam. 
- Amy! Amy do cholery, przestań!- próbował mnie przekrzyczeć, a ja w pewnym momencie po prostu ustąpiłam i pozwoliłam, żeby chłopak zamknął mnie w szczelnym uścisku. Moczyłam bezkarnie jego koszulę, pozwalając sobie na tą jedną, jedyną chwilę słabości. Nigdy więcej. Nie mogę być słaba. Jeśli nie dla siebie, to chociaż dla Mii...
- Wiesz, że jeszcze możesz się wycofać.- szepnął w moje włosy, a ja oderwałam się od niego, ocierając łzy. Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Nie mogę, Tom. Nie mogę pozwolić, żeby cierpienie zawładnęło mną do końca. Nawet jeśli tutaj nie mam nikogo, to pozostała mi jeszcze jedna osoba dla której muszę być silna.- odpowiedziałam cicho, nie otrzymując odpowiedzi. Choć nie wymówiłam żadnego imienia, doskonale wiedziałam, że chłopak wie kogo mam na myśli. Przecież to oczywiste, że mogło chodzić tylko o jedną osobę. O małą dziewczynkę z Afryki, której zostałam już tylko ja. Jedyna osoba, która mi została.
- Czekam na dole.- wyszeptał, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami.





                                                                     * * *




Zeszłam po schodach, ciągnąc za sobą niewielką walizkę. Zauważyłam Thomasa, siedzącego na kanapie i przeglądającego stary album mamy ze ślubu rodziców. Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam torbę na podłogę. Po pomieszczeniu rozniósł się cichy łomot, ale wystarczył żeby chłopak mnie zauważył. Posłał mi lekki uśmiech, odkładając album.
- Jesteś do niej bardzo podobna.- przyznał, a ja skinęłam głową na potwierdzenie. Miał rację. Zawsze każdy miał nas za siostry, a nie za matkę i córkę.
- Wiem.- powiedziałam tylko i zaraz potem usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi, patrząc na Toma, którego twarz również wyrażała zdziwienie. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi, czując jak moje serce przyspiesza. Gdzieś w głębi serca chciałam żeby była to jedna osoba... Pociągnęłam za klamkę, nie kryjąc zdziwienia.
- Louis? Co wy tutaj robicie?- palnęłam jak idiotka, widząc w progu blond czuprynkę Niall'a, przeszywające spojrzenie Zayna i słodki uśmiech Louisa.
- Jak to co? Myślałaś, że puścimy cię bez pożegnania?- odpowiedział wesoło brunet, zamykając mnie w mocnym uścisku. Odwzajemniłam go, próbując niezauważalnie rozglądnąć się dookoła.
- Nie ma go.- wyszeptał Lou do mojego ucha, a ja skinęłam lekko głową. Czyli jednak nie przyszedł... Ale w sumie czego ja się spodziewałam? Przecież wiedziałam, że tak będzie. Sama doprowadziłam do końca naszej znajomości. Nie mam prawa mieć nadziei, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę, a co dopiero przytulę lub zasnę w jego objęciach. Ale ze mnie idiotka...
Siedzieliśmy na kanapie pijąc herbatę i prowadząc prawdopodobnie jedną z ostatnich, wspólnych rozmów.
- Co z domem, Amy?- zagaił Zayn, a ja spojrzałam wymownie na Thomasa.
- Chcę go sprzedać. Ale jeszcze nie teraz. Pewnie i tak wrócę po resztę rzeczy. Wtedy pomyślę.- przyznałam zgodnie z prawdą. Dom był naprawdę spory. Spokojnie mogłaby w nim zamieszkać pięcioosobowa rodzina z psem. Właśnie...
- Lou, trochę głupio mi cię o to prosić, ale... nie wiem co zrobić z Liamsonem. Nie mam serca oddawać go do schroniska. Byłby to dla was wielki kłopot, gdybyście się nim zaopiekowali?- spytałam nieśmiało, przygryzając wargę. Czułam na sobie spojrzenia chłopaków i mogłam się tylko domyślać, co sobie teraz o mnie myślą. "Nie masz serca oddawać psa, ale masz serce wyjeżdżać i zostawiać Liama...". Szybko jednak pozbyłam się tych myśli i wyłapałam ciepły uśmiech Lou.
- Nie ma sprawy, mała. Możesz na nas liczyć.- odetchnęłam z ulgą, ale poczułam bolesne ukłucie w sercu, kiedy dotarło do mnie jak mnie nazwał.
- Nie chcę was wyganiać chłopaki, ale za dwie godziny mamy samolot. Będzie kiepsko jeśli nie dotrzemy na czas, zważając na to, że następny mamy za dwa tygodnie.- rzekł spokojnym głosem Thomas, a ja spojrzałam na nich przepraszającym tonem. Oni jednak uśmiechnęli się ze zrozumieniem i wstali, zamykając mnie w jeszcze jednym, mocnym uścisku.
- Wiesz, że zawsze tutaj będzie czekało na ciebie miejsce.- powiedział Zayn kiedy się żegnaliśmy, a ja posłałam mu smutny uśmiech. " Przy was może tak, ale nie sądzę żeby Liam chciał mnie kiedykolwiek jeszcze spotkać...". Pokiwałam im na odchodne i odwróciłam się do przyjaciela. Wyciągnął ramiona, dając mi tym samym znak żebym do niego podeszła. Uśmiechnęłam się i już po chwili tkwiłam oplątana jego silnymi ramionami.
 - Musimy iść. Czeka cię jeszcze jedna, ważna rozmowa.- stwierdził, całkując mnie w czubek głowy. No tak. Szpital.




* * *




Stałam przed drzwiami dużego budynku, biorąc głęboki wdech. Cholernie bałam się tej rozmowy, ale wiedziałam, że kiedyś musiała nadejść. Nie było mnie tutaj zaledwie tydzień, a tyle się pozmieniało. Może nie tu, ale w moim życiu. Ruszyłam przed siebie kątem oka dostrzegając, że ktoś mnie dogania.
- Miałeś czekać w aucie.- stwierdziłam. Doskonale wiedziałam, że i tak mnie nie posłucha, ale warto było spróbować.
- Chyba nie myślałaś, że zostawię cię teraz samą.- odpowiedział, unosząc do góry brew. Pokręciłam tylko głową i skierowałam się w stronę windy. Zatrzymał mnie jednak głos recepcjonistki. 
- Doktor Knightley! Tak dobrze panią znów widzieć!- odrzekła wesołym głosem kobieta. Była nieco starsza ode mnie, ale nadal pełna wigoru i energii. Posłałam jej miły uśmiech i skinęłam głową.
- Ciebie też miło widzieć Helen. Doktor Holt u siebie?- zapytałam na co pielęgniarka zatrzepała swoimi gęstymi, ciemnymi lokami. Zamieniłam z nią jeszcze parę słów, po czym ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora. Doktor John Holt był najstarszym lekarzem w szpitalu, ale wciąż pełnym zapału i chęci do swojej pracy. Był ordynatorem całego szpitala dlatego też to właśnie z nim musiałam porozmawiać. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie będzie zadowolony moją decyzją. Wiedziałam, że najpewniej po prostu go rozczaruję. Tak jak każdego wokół... Wciąż czując obok siebie obecność Thomasa, która dodawała mi otuchy, wykonałam dwa, ciche ruchy nadgarstkiem. Usłyszałam tylko stłumione "proszę" i pociągnęłam za klamkę. Mężczyzna na początku zdawał się nas nie zauważyć, ale po chwili uniósł wzrok znad papierów i zszokowany patrzył na moją osobę. Posłałam mu lekki uśmiech, który natychmiast odwzajemnił. 
- Kogo my tu mamy! Pani ordynator we własnej osobie! Dobrze cię mieć z powrotem! Ubieraj się i leć do dzieciaków. Ciągle o ciebie pytają.- powiedział, śmiejąc się przy tym wesoło. Jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że zaraz ostudzę jego zapał. Mijając mnie, podszedł do mojego towarzysza.
- Proszę, proszę! Thomas Mike Stanley! Miło, że w końcu postanowiłeś odwiedzić stare śmiecie! Jak tam się masz w Afryce, chłopcze?- zaczęli rozmawiać, a ja wpatrywałam się w nich nadal nie ruszając się z miejsca. W pewnym momencie starszy mężczyzna odwrócił się i spojrzał na mnie, marszcząc brwi. 
- Dobrze, że naszej Amy nie śpieszno więcej do takich miejsc! Dlaczego pani doktor jeszcze tutaj jest?!- jego oczy ukazywały rozbawienie. Nie odpowiadając spuściłam wzrok.
- Musimy porozmawiać, doktorze Holt.- stwierdziłam poważnym tonem. Spojrzałam wymownie na Toma, który skinął lekko głową. Przeniosłam wzrok ponownie na "wujka "Johna", który intensywnie się we mnie wpatrywał oczekując odpowiedzi. Położyłam na biurku kartkę, którą do tej pory trzymałam w dłoniach. Holt podszedł do biurka, chwytając papier w dłonie.
- Co to jest?- spytał, patrząc na mnie.
- Moja rezygnacja.- odparłam najspokojniej jak potrafiłam, jednak drżenie moich rąk mnie zdradzało. Patrząc na mnie z niedowierzaniem, wyjął dokument z koperty i po przeczytaniu ponownie podniósł na mnie wzrok.
- Żartujesz.- bardziej stwierdził, niż zapytał. W odpowiedzi tylko pokręciłam głową.
- Wyjeżdżam do Afryki. Muszę zrobić coś ze swoim życiem. Muszę ruszyć do przodu. Nie mogę tutaj zostać...- powiedziałam cicho, patrząc mu prosto w oczy. Mężczyzna przez moment się nie odzywał. Przeszywał mnie tylko wzrokiem, jakby szukając jakiegokolwiek znaku, że to jest żart. Minęła chwilka zanim dotarło do niego, że w moich oczach nie znajdzie żadnego zaprzeczenia.
- Zwariowałaś! Pewnie, że zwariowałaś! Myślałem, że urlop ci pomoże, a tymczasem widzę, że tylko ci zaszkodził.- stwierdził, ściągając okulary.
- Skąd ci się wziął do głowy tak absurdalny pomysł?- zapytał, kierując spojrzenie na Thomasa, który nadal stał na uboczu.
- Ty! To twoja sprawka. Ty jej nagadałeś jakiś głupot, prawda?- rzucił w stronę chłopaka, robiąc kilka kroków w jego kierunku. Zmieszany brunet uniósł ręce w geście obrony, posyłając mi błagalne spojrzenie.
- Doktorze Holt! Thomas nie ma z tym nic wspólnego. To tylko i wyłącznie moja decyzja.- powiedziałam, na co lekarz odwrócił się w moją stronę i patrząc na mnie prychnął.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Wyjedziesz i co dalej? Masz tutaj posadę ordynatora, dzieciaki cię kochają. Pomyślałaś o nich? Jesteś młoda, miałaś ogromne ambicje. Co się z tobą stało?! Myślałem, że ta praca jest wszystkim co kochasz. Co z nami? Co ze szpitalem? Z dziećmi?- pytał, szukając w moich oczach odpowiedzi.
- Co z twoją mamą?- zapytał cicho, a ja poczułam jak mój oddech przyspiesza. Przełknęłam ślinę, nadal nie urywając kontaktu wzrokowego.
- Moja mama nie żyje.- rzekłam i niemal natychmiast jego twarz stężała. Zmarszczył brwi, zapewne nie wiedząc co powiedzieć.
-Nie mogę tutaj zostać. Za dużo wspomnień wiąże się z tym miejscem.- dodałam cicho, na co ten westchnął zrezygnowany.
- To wszystko zmienia. Ale doskonale wiesz, że ucieczką nic nie wskórasz. Wspomnienia i tak wszędzie cię dopadną.- skinęłam głową,  przypominając sobie słowa Liama, który zawierały w sobie ten sam sens, choć były powiedziane tak łagodnie... Ruszyłam do drzwi, żegnając się ze swoim byłym szefem.
- Amy...- zatrzymał mnie jego głos. Odwróciłam się, napotykając jego niebieskie tęczówki.
- Jesteś wspaniałą dziewczyną i jeszcze lepszym lekarzem. Tutaj zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce.- odparł, a ja zanim wyszłam, posłałam mu jeszcze wdzięczny uśmiech. Kiedy szliśmy korytarzem, usłyszałam obok siebie znajomy głos.
- Nie żegnasz się z dzieciakami?- nie patrząc na niego, pokręciłam przecząco głową.
- Za dużo pożegnań jak na jeden dzień.





* * *





Siedziałam w aucie oparta o szybę terenówki Thomasa. To niebywałe jak dwudziestogodzinna podróż samolotem może wykończyć człowieka. Z daleka widziałam już wioskę, którą zapamiętałam z przed czterech miesięcy. Była dokładnie taka sama. Nic się nie zmieniło. "Prawie nic..."- dodałam w myślach, przypominając sobie o jednej rzeczy.  
- Mia wie, że przyjeżdżam?- spytałam. Chłopak posłał mi tylko krótkie spojrzenie i uśmiechnął się pod nosem.
- Jakoś umknęło mi, żeby jej o tym wspomnieć.- prychnęłam, słysząc jego odpowiedź. Chwilę potem zaparkowaliśmy na uboczu. Thomas wysiadł pierwszy i niemal natychmiast obok niego zebrało się niemałe stadko urwisów. Zauważyłam też kilkoro dorosłych, którzy przerwali codzienne obowiązki, aby go powitać.
- Tom! Szybko wróciłeś.- usłyszałam głos jednej z kobiet, którą rozpoznałam. Wzięłam głęboki wdech, otwierając drzwiczki.
- Chcecie zobaczyć kogo wam przywiozłem?- spytał chłopak, a maluchy odpowiedziały niemal chóralne "tak". Wysiadłam z samochodu, kierując się w stronę zbiorowiska. 
- Amy! Amy wróciła!- krzyczeli jeden przez drugiego i nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a wokół mnie zbiegły się wszystkie obecne tutaj dzieci.
- Amy, zostaniesz z nami na zawsze?- usłyszałam z ust jednego chłopczyka. Uklękłam obok niego i posłałam mu lekki uśmiech. Skinęłam głową, obejmując jego chude ciało. 
- Amy poczytasz nam?- wstałam i spojrzałam przelotnie na Thomasa, który jak zawsze wiedział kiedy interweniować. 
- Myślę, że Amy chętnie poczyta wam jutro, ale teraz pozwólcie jej odpocząć. Ma za sobą naprawdę ciężką podróż.- stwierdził, a ja posłałam mu tylko wdzięczny uśmiech. 
- Amy?- usłyszałam za swoimi plecami cichy, dziecięcy głosik. Odwróciłam się z szerokim uśmiechem na ustach, widząc małą dziewczynkę, która podążała w moim kierunku. Jej ciało było bardziej kościste niż kiedy ostatni raz ją widziałam. Była też widocznie bledsza, co u osób z ciemną karnacją nie zawsze jest tak widoczne. Poza tym była to ta sama Mia, którą widziałam kilka miesięcy temu.
- Amy! Amy!- krzyczała w kółko, a ja dopiero teraz zauważyłam, że do jej żyły przypięty jest wenflon. A więc już rozpoczęli leczenie...
- Tęskniłam.- szepnęła mi do ucha pięciolatka, tuląc się mocno do mojej piersi. Przycisnęłam ją bardziej do siebie, gładząc po małych pleckach.
- Ja też kochanie. Nawet nie wiesz jak bardzo...





* * *






*Dwa miesiące później*



Siedziałam przy szpitalnym łóżku dziewczynki, trzymając za jej drobną dłoń. Gładziłam ją po ciemnych loczkach, wsłuchując się w jej równomierny oddech. Była taka bezbronna... Cieszyłam się, że Tom zrobił naprawdę wszystko co było w jego mocy, żeby mała miała zapewnioną opiekę medyczną. Przenieśli ją do większego szpitala, gdzie warunki nie były takie jak w Londynie, ale tutaj przynajmniej miała dostęp do świeżej wody i jedzenia. Chociaż nawet i to nie wystarczało. 
- Amy...- usłyszałam cichy szept. Uniosłam wzrok, napotykając błyszczące jak dwie iskierki oczy małej Mii. Uśmiechnęłam się lekko, nadal głaszcząc ją po głowie.
- Obiecałaś, że zabierzesz mnie do Londynu. Pamiętasz?- spytała, a ja zamarłam. Skinęłam jednak głową, bojąc się usłyszeć jej dalsze słowa.
- Pani Doktor powiedziała, że niedługo spotkam się z mamusią. To znaczy, że niedługo umrę, prawda?- słysząc tak poważne słowa z ust tak małego dziecka, serce stanęło mi w gardle. Przełknęłam słone łzy, które zdążyły się już zebrać w moim gardle. Zanim jednak zdążyłam się odezwać, dziewczynka uprzedziła mnie.
- Chciałabym jeszcze zobaczyć ten twój świat, Amy...- szepnęła. Dostrzegłam jak jej powieki się zamykają, a ona sama puszcza moją dłoń. Starłam pojedynczą łzę z policzka, po czym wstałam. Wyszłam z pomieszczenia siadając na tarasie obok Thomasa, który wpatrywał się w przestrzeń.
- Chcę ja zabrać do Londynu.- stwierdziłam bez większych ogródek. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany, ale szybko się otrząsnął, doskonale wiedząc o co mi chodzi. 
- Wiesz, że to niebezpieczne. Narażasz ją, siebie i innych.- jego oschły ton głosu zbił mnie z tropu. Rzadko odnosił się do mnie w ten sposób. Ale ja już podjęłam decyzję. Nie zostało jej dużo czasu, a ja wiedziałam, że jeszcze nie wszystko stracone. Że jeśli się pospieszymy i zaczniemy działać, jest dla niej jeszcze cień nadziei. A ja nie wybaczyłabym sobie tego, że mimo tej szansy nic nie zrobiłam. Nie mogłabym sobie darować tego, że nie spróbowałam wszystkiego, żeby ocalić tą małą, kruchą istotkę. I tak wystarczająco długo zwlekałam.
- Daj spokój. To nie malaria, tylko nowotwór. Doskonale wiesz, że jest jeszcze nadzieja. Tutaj tylko możemy patrzeć, jak gaśnie w oczach. W Londynie ma szansę przeżyć. Można przecież przeszczepić nerkę i...- nie dane mi było dokończyć, bo Thomas gwałtownie wstał i zaczął podniesionym głosem:
- Przeszczep?! Amanda, nie bądź śmieszna! Na dawce będziemy czekać co najmniej dwa lata, a w szczególności, że to nie jest Brytyjka. Myślisz, że ktoś przejmie się jedną, małą, czarną dziewczynką? Nie! Bo na tym świecie mamy pieprzony rasizm i dyskryminację. Nic nie da się już zrobić.- stwierdził, patrząc mi w oczy. Poczułam bolesne ukłucie w sercu nie dla tego, że on miał rację. Bo nie miał. Ale dlatego, że mówił do mnie w ten sposób. Starałam się być jednak nieustępliwa i bronić swoich racji.
-  I tylko o to ci chodzi?- spytałam. Chłopak nie odpowiedział, stając do mnie plecami. Wzięłam głęboki wdech, przygryzając wargę.
- Jest jeszcze jedna sprawa...- powiedziałam cicho i dało się zauważyć, że brunet się spiął. Wiedziałam, że skoro nie podobał mu się pomysł z wyjazdem, to ten tym bardziej go zdenerwuje.
- Zamierzam zaadoptować Mie...- oddychałam ciężko, zauważając jak chłopak gwałtownie się odwraca. Zmarszczył brwi, podchodząc bliżej mnie. Stałam twardo na miejscu, choć moje nogi same rwały się do ucieczki. To jednak oznaczałoby moją porażkę.
- Zwariowałaś.- warknął. Pokręciłam przecząco głową.
- Długo nad tym myślałam i jestem tego pewna. Chcę zapewnić jej prawdziwy dom i rodzinę. Mam stałą pracę, duży dom...- wymieniałam, ale mój towarzysz tylko prychnął.
- I nie masz rodziców, ani nawet chłopaka! Jak ty to sobie wyobrażasz? Na to też zwracając uwagę przy adopcji.- skierowałam wzrok gdzieś w przestrzeń. Nie mogłam mu dłużej patrzeć w oczy. Nie mogłam zrozumieć dlaczego zamiast mnie wspierać, on pokłada mi pod nogi kłody. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że brak partnera nie stanowi tutaj kluczowej roli.
- Już postanowiłam. Za tydzień wyjeżdżam razem z Mią. Nie obchodzi mnie to, czy ci się to podoba czy nie.- szepnęłam, zaciskając pięści. Choć na zewnątrz drżałam, to w środku odetchnęłam z ulgą. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że postąpiłam dobrze.


POV Thomas




Stałem jak osłupiały, nie mogąc pojąć co tak właściwie tutaj zaszło. Wszystko szło jak z płatka, dopóki nie okazało się, że Amy zna Liama, który z kolei przyjaźni się z Harrym. Wszystko by było dobrze, gdyby nie ta jej pieprzona upartość i silna wola. Powinienem ją podziwiać, a tymczasem nienawidzę jej, że utrudnia wszystko. Starałem się być jak najbardziej delikatny. Nie chciałem jej skrzywdzić. Mimo wszystko nie chodziło o nią. Przecież nawet ją polubiłem, ona mi zaufała. Ale sprawa robi się naprawdę niebezpieczna. Chwyciłem telefon w dłonie i wybrałem numer, który był zapisany u szczytu listy kontaktów. Przykładając aparat do ucha, czekałem na połączenie. Cholera... Wiedziałem, że się wścieknie. Była wyraźna umowa. Ona miała się zająć przyjaciółmi Stylesa. Miała go odizolować jak najdalej od nich. A ja miałem tylko pilnować jednej, głupiej dziewczyny. Ona spełniała swoje zadanie doskonale. Wszyscy zostawili kochanego Hazze samego sobie. Nikt nie chciał zadawać się z kimś takim jak on. Dopóki nie pojawiła się Amy... Trzeba było interweniować jeszcze wtedy, kiedy był na to czas. Teraz, kiedy wydawało się, że Amanda zostanie tutaj w Afryce, sprawy znów zaczęły się komplikować. Jeśli ona wróciłaby do Londynu, na pewno prędzej czy później pogodziłaby się z tym swoim Liamem, a co za tym idzie, w końcu spotkałaby Harry'ego. On jest słaby. Zbyt słaby i to tylko kwestia czasu, kiedy otworzy się przed nią i wypapla wszystko. A wtedy wszyscy będziemy gnić w pierdlu do końca życia.
- Hej kochanie. Co tam?- usłyszałem znajomy głos i niemal natychmiast na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zaraz jednak znikł z mojej twarzy, kiedy przypomniałem sobie po co dzwonię.
- Mamy problem. Sprawy się nieco pokomplikowały...- powiedziałem i niemal czułem, jak dziewczyna wstrzymuje oddech. Czułem, że to dopiero początek kłopotów, które sprawi nam ta dziewczyna.

Mia <3




Witam mordencje!
Co prawda poniedziałek jest jutro i jutro też miałam opublikować rozdział, ale uznałam, że zrobię wam mały prezent na zajączka i dodam dziś! :D
I jak wrażenia? Mnie w szczególności spodobała się końcówka :) Thomas przeciwko Amy? Z kim rozmawiał przez telefon? Cieszycie się, że Amanda chce adoptować Mie? Jak myślicie, dziewczynka przeżyje? I co z Harrym i Liamem? Hmm...
Mam dla Was jeszcze jedno ogłoszenie.
Mianowicie założyłam nowego bloga! :) Zwiastun już jest, ale zamówiłam już nowy, bo ten robiłam jakiś rok temu xd Prolog pojawi się jeszcze dziś! :) Serdecznie zapraszam miłośników fantasy, magii i Deleny :D
http://i-hear-your-voice-somewhere-behind-me.blogspot.com/
Jak potoczą się losy zbuntowanej Molly (w tej roli Nina Dobrev), tajemniczego Nolana (Ian Somerhalder) i zaciekłego Conalla (Mario Casas)? Sprawdźcie sami! :)

Ps. Mogłabym się godzinami patrzeć na ten gif *.*
Nasza mała Mia! <3
Ps.2 Jest też zamówiony nowy szablon na bloga ;D