Menu

sobota, 27 czerwca 2015

26. "Pozwól nam umrzeć młodo albo pozwól nam żyć wiecznie. Nie mamy siły, ale nigdy nie mówmy nigdy. Siedzimy w piaskownicy, życie jest krótką wycieczką. Muzyką dla smutnych ludzi".

*Dwa miesiące później*



POV Amy



- Cholera jasna! Gdzie są te pieprzone klucze!- warknęłam wściekła, podnosząc głos. Po raz kolejny nie mogłam czegoś znaleźć. Obojętnie co by to nie było, począwszy od komórki, aż po ubrania, wciąż coś mi się gubiło. Z dnia na dzień było coraz gorzej z moją pamięcią. Z moim samopoczuciem zresztą też. Oprócz rosnącego brzucha, byłam blada, wychudzona, a worów pod oczami nie dało się ukryć nawet pod grubą warstwą makijażu. Każdy z moich przyjaciół to widział. Widzieli, że gasnę w oczach, ale nikt nie odezwał się nawet słowem. Pocieszałam ich, że po prostu źle przechodzę ciążę. Wierzyli. Ale jak długo będą jeszcze łykać te kłamstwa? Postanowiłam zaryzykować i dać szansę małemu stworzeniu, tworzącemu się w moim ciele. Byłam zbyt słaba, aby je usunąć zarówno psychicznie jak i fizycznie. Mogłam tego nie przeżyć. Albo tylko przyśpieszyłabym mój nieunikniony proces umierania. Zbyt mocno kochałam tego brzdąca, aby tak po prostu go zabić. A poza tym... Zamieszkałam z Liamem i Mią. Reszta odwiedzała nas niemal codziennie. Jednym z powodów dla którego postanowiłam zawalczyć był właśnie mój przyjaciel. Codziennie robił mi śniadanie do łóżka, pomagał mi praktycznie we wszystkim. Troszczył się, a ja miałam świadomość, że z każdym dniem przyzwyczaja się do mojej osoby coraz bardziej. I to nie było dobre. Zaczęłam go unikać. Tak jak wszystkich. Unikałam rozmów, spotkań, wymawiając się, że czuję się źle. Oni czuli, że coś jest nie tak. Czuli to bo nie byli idiotami. Czyli to, bo ja nic nie chciałam mówić. Teraz szykowałam się na wizytę kontrolną na którą miał zawieść mnie Liam. Nie chciałam tam iść. Bałam się, że usłyszę coś co mnie załamie. Coś co zniszczy ostatnią szansę na życie dla mojego nienarodzonego dziecka.
- Tego szukasz?- usłyszałam niski, cichy głos za moimi plecami. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się brunet o przeszywającym, brązowym spojrzeniu. Cholernie trudno było mi kłamać, kiedy na niego patrzyłam. Dlatego właśnie lepiej było go unikać. Przynajmniej ja tak myślałam. Zauważyłam w jego lewej ręce pęk kluczy. Cicho westchnęłam, kiwając twierdząco głową. Liam nie odezwał się tylko zrobił kilka kroków w moim kierunku. Spuściłam wzrok, zaciskając wargi. Poczułam jego ciepłą dłoń na moim policzku. Gładził go delikatnie, a ja przycisnęłam policzek, aby czuć go jeszcze bardziej. Kto wie czy to nie nasze ostatnie spotkanie?
- Amy... Spójrz na mnie. Proszę.- usłyszałam cichy, niemal błagalny szept. Wiedziałam, że będę tego żałować, ale co innego mi pozostało? Wiedziałam, że cierpi. Zadawałam mu wystarczająco bólu, odpychając go. Uniosłam wzrok, napotykając jego przeszywające tęczówki. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że to niemal paliło.
- Coś jest nie tak. Nie zaprzeczaj, bo ja to wiem. Widzę to. Nie wiem z jakiego powodu nie chcesz nam o niczym powiedzieć, bo wiem, że nie martwisz się tylko ciążą. Ale chciałem, abyś wiedziała, że świat nie kończy się na Harrym. On nie był ciebie wart, ani tego, aby nazywać się ojcem twojego dziecka. Chciałbym żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie na prawdę bardzo ważna. I...- patrzyłam na niego i widziałam, że się denerwuje. Spiął się, a ja widząc to chwyciłam jego dłoń, dodając mu tym samym odwagi. Dopiero po dłuższej chwili milczenia, brunet przełknął ślinę i kontynuował.
- Chciałbym żebyś miała czegoś świadomość. Nie chcę abyś czuła się do czegokolwiek zobowiązana. Niczego od ciebie nie oczekuję. Ale muszę to zrobić, bo...
- Co takiego Liam?- ponagliłam go, widząc, że sam nie daje rady. Nastąpiła długa cisza po której usłyszałam coś czego nie spodziewałabym się usłyszeć nigdy z jego ust. Bynajmniej nie teraz.
- Kocham cię, Amy.




Witam moje mordki w wakacje! :) Jak tam? Świadectwa rozdane? Zadowoleni? Ja bardzo, a w piątek będę wiedziała gdzie się dostałam. Trzymajcie kciuki! :)
Co do rozdziału to tak wiem, że jest bardzo krótki, ale za to jaki treściwy xD Co to my tu mamy. Liam wyznał miłość Amy? W sumie... tego się można było spodziewać od początku. Ale jak to się potoczy? Czy Amy da mu szansę? Czy przed śmiercią zazna jeszcze miłości? A może nie umrze tylko zostanie wampirem? Po mnie wszystkiego można się spodziewać xD A tak poważnie to co sądzicie? Przecież naszej Amy cały czas może zależeć na Harrym. A co u niego? Żyje? Czy Megan go zatłukła już? :D
Tyleee pytań!
Następny rozdział pojawi się w piątek lub w sobotę i będzie dłuższy.

A tymczasem proszę o KOMENTARZE.
To na prawdę bardzo motywuje :) Buziaki! <3











niedziela, 21 czerwca 2015

25. "Teraz wszyscy mówią, że to naprawdę nie jest tego warte. Lecz nawet jeżeli to prawda, nikt na świecie nie może mnie powstrzymać przed ruszeniem do przodu. Nikt nie równa się z tobą".




POV Amy





Zamknęłam oczy i zaczerpnęłam rześkiego powietrza do moich płuc, zanim ruszyłam niepewnym krokiem przed siebie. Trzymając w jednej ręce walizce, szłam chwiejnym krokiem, czując, że zaraz upadnę. Nie teraz... Błagam. Jesteś silna. Dasz radę. Nie możesz się teraz rozbeczeć jak mała dziewczynka. No dalej! "Po prostu jesteś słaba Amy. Pogódź się z tym, że kolejny raz zostałaś oszukana." Zamknęłam oczy, czując jak zaczynają mnie piec. "To nie wróży niczego dobrego." Usłyszałam moje imię. Raz. Drugi. Trzeci. Dopiero po chwili otrząsnęłam się z transu, uświadamiając sobie, że od kilku minut stoję, nie ruszając się z miejsca. Louis zdążył wziąć ode mnie walizkę, a Gemma stała, trzymając mnie za ramiona i wpatrując się zaniepokojona w moją twarz. Nic nie mówiła. Nie odezwała się. Nie pytała. To dało mi do myślenia. Spojrzałam tylko w jej pełne współczucia tęczówki, zanim nic nie mówiąc wyminęłam ją i ruszyłam w stronę domu. Nienawidzę tego spojrzenia. Nienawidzę litości. Trzęsącymi się dłońmi pchnęłam drewniane drzwi. Zrobiłam kilka kroków. Dwa? Trzy? Weszłam do salonu. Moim oczom ukazał się widok, który powinien mnie ucieszyć. Powinien. Na podłodze, na dywanie siedziała mała, ciemnoskóra dziewczynka, a zaraz obok niej jedyna osoba, która pozostała mi na tym marnym świecie. Zaraz obok na kanapie siedział Niall i Caroline, trzymający się za ręce. Zacisnęłam zęby, aby jak najdłużej utrzymać natrętne łzy pod powiekami. "Nie teraz... Nie teraz...". Zayn i Perrie stali w kuchni, która była połączona z salonem i robili coś przy ekspresie. Wszyscy na mój widok zaprzestali obecnych zajęć i jak na znak spojrzeli w moim kierunku. "Nie róbcie tego... Czuję się osaczona". Patrzyłam na każdego nie zdolna się odezwać. Oni także się nie odezwali. Nie podeszli się przywitać. Dopiero teraz mnie olśniło. "Oni wiedzą... Wiedzą o wszystkim. Chryste...". Zagryzłam dolną wargę, odnajdując spojrzeniem tęczówki Liama, które w blasku słońca mieniły się czernią. Czerń może się mienić? Chryste... Amy, o czym ty myślisz? "O wszystkim byle nie o nim". Świetnie. Jak tak dalej pójdzie to zaraz władze nade mną przejmie mój wszechwiedzący umysł. Zresztą... Serce i tak za chwile nie będzie mi do niczego potrzebne. Zanim brązowooki zdążył się odezwać, mała kruczowłosa uprzedziła go.
- Mama!- usłyszałam, a zaraz potem poczułam jak małe rączki obejmują mnie w tali. Nie potrafiłam się nawet uśmiechnąć. Co ze mnie za matka? Objęłam ją tylko lekko w pasie i ucałowałam w czubek głowy.
- Witaj kochanie.- szepnęłam, a mała spojrzała na mnie zmartwiona.
- Gdzie wujek Harry?- spytała, a mnie ścisnęło serce na sam dźwięk jego imienia. Przełknęłam ślinę, szukając na twarzach pozostałych ratunku. Gemma chyba załapała, bo chwyciła dziewczynkę za rączkę i rzekła:
- Kochanie, później porozmawiamy. Mamusia jest zmęczona. Idź się pobaw do siebie.- jej ciepły ton głosu przekonał dziewczynkę. Mia ostatni raz mnie objęła, po czym pobiegła do siebie. Nadal stałam osłupiała, wpatrując się w jeden bezsensowny punkt na ścianie.
- Amy? Wszystko w porządku?- usłyszałam głos Perrie. Automatycznie na nią spojrzałam, na co ona lekko się wzdrygnęła. Tylko dlaczego? Czyżby mój wzrok był aż tak bardzo palący? Spojrzałam na twarze pozostałych, kiwając twierdząco głową. Zaraz jednak poczułam jak moje policzki robią się mokre od łez i w tym momencie zaczęłam gorączkowo machać głową na "nie".
- Nie.- szepnęłam, zalewając się potokiem łez. Klęknęłam na podłogę, nie panując już nad niczym. Było mi wszystko jedno.
- Nic nie jest w porządku.- szeptałam, w pewnym momencie czując jak czyjeś mocne ramiona mnie obejmują. Byłam pewna, że to Liam, ale kiedy podniosłam wzrok zauważyłam Zayna. Perrie stała obok i trzymała go za ramie, próbując dodać mnie tym samym otuchy. Spojrzałam na miejsce gdzie sekundę temu siedział Payne. Teraz zauważyłam tylko pustkę.




POV Liam



Wybiegłem z domu jak oparzony, nie mogąc dłużej znieść tego widoku. To nie była już ta sama Amy, którą żegnałem kilka dni temu. To nie była już moja Amy. Do domu weszła pusta skorupa, która tylko ją przypominała. A ja doskonale wiedziałem, kto zabrał nam prawdziwą Amandę. Nie mogłem znieść widoku jej łez. Kiedy namawiałem ją do wyjazdu z nim, byłem przekonany, że to dobry pomysł. Dopiero, kiedy kilka minut później Zayn i Perrie powiedzieli mi, że Styles zrobił Megan dziecko i, że wyjeżdżają, ścisnęło mi serce. To po jaką cholerę on ją zabierał? Dla zabawy? Dla rozrywki? Nic już z tego nie rozumiałem. To wszystko było beznadziejne. Znałem Harry'ego wcześniej. Nie był taki. Trudno w to uwierzyć, ale kiedyś był kochającym, czułem i troskliwym chłopakiem. To już nie był ten sam Styles. Jego już dawno nie było. A teraźniejszego Harry'ego miałem ochotę rozszarpać na strzępy. Nienawidziłem go. Zachowywał się jak dupek w stosunku do wszystkich. Do Gemmy, Do nas. Do Amy. Do mojej małej kruszyny. Miałem ochotę wygarnąć mu w twarz co o nim myślę. Tego było za wiele. Gówno obchodziły mnie jego chore sekrety. Nie można tak z dnia na dzień opuszczać zespołu, przyjaciół, rodziny, wszystkiego. Kiedy byłem przed odpowiednimi drzwiami, nie pukając po prostu wszedłem. Zacisnąłem pięści, będąc gotowy mu przywalić. Coś jednak mnie zatrzymało. Nie pozwoliło iść dalej. Stanąłem i zacząłem podsłuchiwać. Choć nie było to trudne. Z salonu dobiegły mnie odgłosy kłótni.
- Teraz nauczysz się wreszcie, jak być grzecznym chłopczykiem.- Megan. Wszędzie poznam ten żmijowaty ton głosu. Chciałem ruszyć dalej, ale kiedy odwracałem się, strąciłem lampkę, która z hukiem upadła na podłogę. Dźwięki w salonie ucichły, a zaraz potem moim oczom ukazała się sylwetka chłopaka. Lokaty patrzył na mnie zszokowany, tak jak i ja na niego.
- Co ty tu robisz?- warknął wściekły. Zmarszczyłem brwi, zauważając, że jego koszula jest niemal w strzępach, a z jego ramienia przecieka przez materiał ciemna maź. Chłopak, widząc, że się w niego wpatruję, szybko zasłonił ramię dłonią. Co to do cholery było? Postanowiłem to jednak zignorować i przejść do sedna sprawy.
- Przyszedłem pogadać.- powiedziałem ostrym tonem. Kiedy lokaty miał coś powiedzieć, uprzedziłem go.
- O Amy.- zauważyłem jak wyraz jego twarzy mocno się zmienia. Jego sylwetka się spięła, a szczęka zacisnęła. Mierzył mnie wzrokiem, nerwowo odwracając się za siebie.
- Kochanie, kto to?- usłyszałem przesłodzony głos Pollsoon. Przewróciłem oczami, ale Harry'emu nie było do śmiechu. Spojrzał na mnie przerażony i warknął.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Musisz iść, Liam.- patrzyłem na niego zszokowany. Prychnąłem, robiąc krok w jego kierunku. Brunet przeniósł wzrok na mnie i cofnął się, wyjmując coś z kieszeni. Uniosłem dłonie, widząc broń wycelowaną z moją skroń.
- Powiedziałem wyjdź.- zauważyłem w kącikach jego oczu łzy. Kompletnie nic już z tego nie rozumiałem. Co tu się w ogóle dzieje?
- Harry... co się z tobą stało?- zapytałem, ale zamiast otrzymać odpowiedź usłyszałem tylko dźwięk ładowanej broni. Zacząłem się wycofywać, rozumiejąc, że nie żartuje.
- Niezły z ciebie sukinsyn. Zasłużyłeś na jej nienawiść.




*Dwa tygodnie później*


POV Amy



- Amy! Otwórz, proszę! Chcemy ci pomóc.- słyszałam głosy, dochodzące zza drzwi mojej łazienki. Były one jednak przytłumione, przez cholerny ból głowy, brzucha i każdej innej części mojego ciała. Siedziałam w toalecie już od godziny, nie dając znaku życia. Co jakiś czas, osoby zza drzwi mogły usłyszeć dźwięk wymiocin rozbijających się o muszlę. Tylko to utwierdzało ich w przekonaniu, że żyję. I, że faktycznie coś było nie tak. Nie rozumiałam co się dzieje. Od tygodnia nic nie jadłam, ale nie było to spowodowane ostatnimi przeżyciami. Powodem było to, że cokolwiek wzięłam do ust, automatycznie lądowało w toalecie. Co się do cholery dzieje? Umierasz, Amy. To się dzieje...".
- Posłuchaj, Amy. Liczę do trzech. Jeśli nie otworzysz, wymarzymy drzwi, rozumiesz?- usłyszałam. Nadal jednak nie ruszyłam się z miejsca, czując jak nadchodzi kolejna fala wymiotów. Nie chciałam żeby widzieli mnie w takim stanie. Nie miałam ochotę na rozmowę, wyjaśnianie. Oni nadal nie mieli o niczym pojęcia. I chciałam, żeby tak zostało. Nie byłam jednak pewna ile jeszcze zdołam to ukrywać.
- Raz... Dwa...- uświadamiając sobie, że nie żartują, czołgając się ruszyłam do drzwi.
- Trzy!- w tym samym momencie przekręciłam kluczyk, a drzwi z hukiem uderzyły o ścianę. Oparłam się o zimną powierzchnię i podkuliłam nogi. Caroline, widząc mnie przytuliła się do Niallera. Zayn za to szeptał coś do Perrie, na co ta skinęła głową. Liam natomiast klęknął przede mną, patrząc na mnie z łzami w oczach.
- Idźcie stąd. Nie chce żebyście mnie taką oglądali.- chciałam brzmieć pewnie, ale z moich ust wydobył się tylko niezrozumiały szept. Liam nic nie robiąc sobie z moich słów, usiadł obok mnie i przytulił mocno do siebie. Nie miałam siły jednak odwzajemnić uścisku. Nie miałam siły nawet na to, aby oddychać.
- Skoczę do apteki.- usłyszałam Perrie, a mój wzrok podążył za nią.
- Nie ma takiej potrzeby.- szepnęłam, będąc pewna swego. Wiedziałam po co poszła, ale byłam pewna, że to przez ten cholerny nowotwór. Nie dopuszczałam innej myśli do mojej świadomości. Nie mogłam. Nie chciałam. Chłopcy spojrzeli po sobie ze smutkiem w oczach. Liam mocniej tulił mnie do siebie, a ja czułam jak powoli odpływam w jego uścisku. Nie trwało jednak długo jak blondynka wróciła, podając mi pudełeczko. Wzięłam je w dłonie i nie patrząc na nich rzekłam:
- Nie chcę.- usłyszałam ciche westchnięcie Liama, a zaraz potem poczułam jak się podnosi. Przyjemne ciepło znów zastąpiła zimna aura, która towarzyszyła mi od odejścia lokatego.
- Musisz. Czekamy w pokoju. - usłyszałam z ust Caroline, a po chwili zostałam sama. Jedynym towarzyszem było małe pudełeczko, które ściskałam w ręce. Wzięłam głęboki wdech i przeczytałam instrukcję. Chyba nie mam wyjścia.
Kiedy skończyłam, drżącą dłonią przekręciłam kluczyć w drzwiach. Wciąż nie mogła uwierzyć. Nie wiedziałam co mam myśleć. Radość? Złość? Przygnębienie? Strach? Aktualnie nie czułam nic. Po chwili jednak moim ciałem zaczęło trząść. Nie kontrolowałam tego. Upadłam na podłogę, opierając się o ścianę. Wszyscy jak na znak spojrzeli na mnie, aby zaraz do mnie podbiec. Bali się. Widziałam to w ich oczach. Ja się nie bałam. Byłam zła. Wściekła. Na siebie. I na niego. Zaczęłam niekontrolowanie krzyczeć i rzucać się. Zalałam się kolejną dawką łez. "Ciekawe czy one kiedyś się kończą?" 
- Hej, Amy. Damy radę. Wszystko będzie dobrze.- słyszałam z ust Liama, który przerażony moim nagłym atakiem próbował mnie uspokoić w swoich ramionach. Wyrwałam się z jego uścisku i gwałtownie wstając krzyknęłam.
- Nic nie rozumiesz! Nie mogę być w ciąży. Nie teraz. Nie z nim. Nie mogę... nie mogę...- mówiłam w kółko, a chłopak nadal uporczywie tuląc mnie do siebie powtarzał, że będzie dobrze. Tylko, że on nic nie rozumiał. To nie miało prawa się dobrze skończyć. Były tylko trzy wyjścia i wszystkie trzy kończyły się równie źle. Albo ono umrze, albo ja. Albo umrzemy oboje.








Witam misie!
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale sami wiecie- koniec roku, urwanie głowy.
Zacznę może od wiadomości. Postanowiłam troszkę namieszać w tym opowiadaniu. Jak widzicie zresztą ;) Miało się ono skończyć za kilka rozdziałów, a prawdopodobnie nie skończy się. Postanowiłam przeciągnąć fabułę i namieszać dużooo w życiu naszych bohaterów. Postanowiłam także, że zanim nie skończę tego bloga nie zacznę pisać innych. Także Promise nie ruszy, dopóki nie skończę tego, jeśli w ogóle ruszy, ale to jeszcze nie wiadomo ;) The Expendables także zostaje zawieszone. Chcę się skupić na jednym opowiadaniu i jest to właśnie to. Być może będzie to mój pierwszy i ostatni blog, bo zaraz liceum i chcę się skupić na nauce, a jednak pisanie bloga wymaga troszkę czasu ;) Ale nie martwcie się bo to opowiadanie na pewno skończę i na pewno jeszcze potrwa one dość sporo czasu.
W piątek dostałam wyniki z egzaminu. Powiem szczerze, że jestem z siebie dumna :D Mam wszystko powyżej 50% z czego jestem bardzo zadowolona. Teraz tylko czekać na wyniki czy przyjęli mnie do ukochanego liceum <3
Co do rozdziału...
Amy w ciąży? Z Harrym? Harry groził bronią Liamowi? :o Co teraz będzie? Co z dzieckiem? Przecież Amy ma nowotwór... UUU... jak ja lubię dramaty xD Wiem, jestem nienormalna xD
Pochwalę się jeszcze, że za tydzień przyjeżdża moja kuzynka z Norwegii <3 Pozdrawiam jej mamę- Bożenkę, która także czyta to opowiadanie. Pozdrawiam też moją mamę, która również to czyta i jutro przylatuje w odwiedziny ;)
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłych wakacji <3 *prawie*


















niedziela, 14 czerwca 2015

24. " Wynoś się z mego życia, wynoś się z mego umysłu. Zabrakło już łez, aby płakać i nie zaprzeczysz. Musimy schować naszą dumę do kieszeni i zostawić za sobą cały ten bałagan".

Przeczytaj notkę pod rozdziałem!



POV Amy



Leżałam wpatrzona w sufit, uśmiechając się pod nosem na wspomnienie minionej nocy. Promienie słońca, przebijające się przez balkon delikatnie muskały moją skórę. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. W końcu byłam na prawdę szczęśliwa. Przy nim... Przy Harrym czułam się jak młoda bogini, którą ktoś kocha prawdziwą, szczerą miłością i która mogła odwdzięczyć się tym samym. Zwlekłam się z łóżka, po drodze zarzucając na swoją bieliznę bluzkę Harry'ego, która sięgała mi do połowy ud. Zaciągnęłam się jego zapachem i ponownie się uśmiechając, ruszyłam na poszukiwania. Kiedy zeszłam ze schodów, usłyszałam jego donośny, zachrypły głos, który automatycznie przyprawił mnie o przyjemne dreszcze.
- Cholera!- zaśmiałam się, robiąc dwa kroki w stronę kuchni, a tym samym ujawniając swoją obecność. Chłopak jednak zdawał się mnie nie zauważać, bo bardziej interesował go jego przypalony naleśnik. Korzystając z okazji, podeszłam go od tyłu i delikatnie objęłam w talii. Widać było, że się tego nie spodziewał, bo niemal automatycznie jego mięśnie napięły się gotowe do ataku. Zaraz jednak rozluźnił je, uświadamiając sobie, kto za nim stoi.
- Spokojnie. To tylko ja.- zaśmiałam się, gładząc przez koszulkę jego idealnie umięśniony tors.
- Nie. To aż ty.- powiedział, odwracając się w moją stronę. Teraz to on objął mnie w talii i złożył na moim nosie delikatny pocałunek. Zachichotałam, patrząc w jego zielone tęczówki, w których teraz tańczyły wesołe iskierki. Był szczęśliwy. Przynajmniej tak mi się wydawało. Ja byłam. Byłam szczęśliwa w pełni. W pewnym momencie przypomniałam sobie o czymś. O czymś ważnym, o czym musiałam porozmawiać z Harrym. Spuściłam wzrok, wydobywając się z jego uścisku. Nic nie mówiąc, ruszyłam na dwór, siadając na schodach. Czułam na sobie wzrok lokatego, a po chwili kątem oka zobaczyłam, jak siada obok mnie.
- Coś się stało?- spytał, a w jego głosie wyraźnie można było wyczuć niepokój. Czułam jak w kącikach moich oczu, zaczynają zbierać mi się łzy. Skinęłam głową, nie odwracając spojrzenia od fal obijających się o skały. Dopiero po chwili milczenia, kiedy wystarczająco zebrałam myśli, zacisnęłam powieki.
- Robiłam badania...- zaczęłam, wciąż patrząc przed siebie. Robiłam wszystko, byle by na niego nie patrzeć. Czułam jak jego tęczówki, niemal przepalają moje ciało. Dopiero teraz spojrzałam na niego i kiedy nasze spojrzenia się spotkały, moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie wiem czy było to spowodowane zimnym wiatrem, czy może jego przeszywającym spojrzeniem.
- Rak, Harry. Nowotwór zwany naczyniakomięsakiem. Złośliwy. Wiesz co to oznacza, prawda?- dopiero teraz na niego spojrzałam. Patrzył na mnie jakby zobaczył ducha. Jego lekko zaróżowiała skóra, nabrała teraz koloru kredy, a oczy przypominały piłeczki pinpongowe. Zauważyłam też, że w kącikach jego oczu zbierają się łzy. Tylko nie to...
- Umiera 8 na 10 pacjentów. 1 na 10 ratuje chemioterapia, ale w moim przypadku na to już za późno. Za późno się zorientowałam. Ale kogo ja chcę oszukać? Dużo wcześniej coś podejrzewałam. Łudziłam się, że to nic groźnego. Ale cholera, przecież mój ojciec zmarł na nowotwór! 1 na 10 ratuje przeszczep, ale to graniczy z cudem. Szanse na to, że znajdzie się dawca są zerowe.- mówiłam, nie hamując łez. Harry też ich nie hamował. Spływały bezkarnie po jego policzkach, robiąc mokre ścieżki. Wpatrywał się we mnie, oczekując zapewne, że powiem, iż to tylko marny żart. Nie mogłam jednak tak powiedzieć. Dobrze wiedział, że w moim spojrzeniu nie znajdzie nic oprócz całkowitej powagi i cholernego smutku i żalu.
- Ile?- w końcu wydusił z siebie, a ja nie poznawałam jego głosu. Drżał i nie wyrażał kompletnie żadnych emocji. Przełknęłam ślinę, widząc, że odwraca wzrok. Ja natomiast, wciąż się w niego wpatrywałam.
- Kilka miesięcy. Może rok. Na to nie ma reguły.- szepnęłam. Miałam ochotę się do niego przytulić i kiedy chciałam to zrobić, on wstał i odszedł kilka kroków. Wstałam za nim, ale nie miałam odwagi podejść. Nie wiem czego się bałam. Odrzucenia?
- Wiesz jako jedyny. Inni nie mają o niczym pojęcia. Chcę żeby tak zostało.- powiedziałam cicho i kiedy miałam już odejść, zatrzymał mnie jego głos.
- I czego ode mnie oczekujesz?- powiedział, odwracając się w moją stronę. Zacisnęłam usta, widząc jego zapłakaną twarz. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Czego chcesz Amy? Co powinienem teraz zrobić?- spytał, a ja dopiero po dłużej chwili otworzyłam usta.
- Chcę abyś był. Tylko o to cię proszę.- wyszeptałam, mając zamiar odejść. On miał rację. Czego ja właściwie od niego oczekiwałam? Tak na prawdę był mi obcy. Ale wiem, że zrobiłam dobrze sprawiając, że stał się jedynym powiernikiem mojej małej tajemnicy. Kiedy miałam odejść, poczułam jak podbiega i mocno mnie obejmuje. Automatycznie rozluźniłam uścisk, sprawiając, że nie było między nami minimalnej przerwy.  Płakaliśmy oboje, niczym małe dzieci, którym zabrano ulubione zabawki.
- Chciałbym... Tak cholernie był chciał.- wyszeptał, a do mnie w tej chwili nie mógł dotrzeć sens jego słów.




*Kilka dni później*



Dziś nadszedł dzień wyjazdu. Od momentu kiedy powiedziałam Harry'emu o tym, co powinnam była zachować w tajemnicy przed wszystkimi coś się zmieniło. Lokaty zaczął mnie unikać, bał się mnie dotknąć, pocałować. Bolało mnie to szczególnie mocno, zważając na to, że powiedział, że będzie przy mnie. To normalne, że cierpiał. Chciałam oszczędzić to im wszystkim, bo wiedziałam jak będzie. Wiedziałam, że będę przymuszać mnie do chemioterapii, ale ja już postanowiłam. Wiedziałam czego chcę i tego się trzymałam. Nie chciałam spędzić ostatnich miesięcy w szpitalu, wiedząc, że mogę spędzić je z nimi. I tak nie można było uciec przed nieuniknionym. Przekroczyłam próg kuchni, w której znalazłam jego. Siedział do mnie przodem, ale nie widziałam jego twarzy, bo zakrywał ją swoimi lokami, które były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle. Oparłam się o framugę drzwi, krzyżując ręce na piersi.
- Mam raka, a nie trąd. Nie musisz mnie unikać jak ognia, ani bać się mnie dotknąć. Nie potłukę się. Nie jestem z porcelany.- zaczęłam bez większych uprzejmości, wpatrując się w niego. Szybko uniósł wzrok, a mnie dech zaparł w piersiach. Wyglądał jakby nie spał od kilku nocy. Włosy miał w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, a oczy przekrwione od płaczu. Usiadłam na przeciw niego na krześle. Wpatrywał się we mnie ze współczuciem. Nienawidziłam tego. Nie było w tym nawet odrobiny miłości.
- Powinnaś powiedzieć reszcie.- szepnął, a ja posłałam mu pół-uśmiech i zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Żeby patrzyli na mnie tak jak ty teraz? Nie chcę litości, Harry. Na prawdę jej nie potrzebuję. Chcę się wami nacieszyć. Czy na prawdę tak trudno to zrozumieć?- powiedziałam, czekając na jego reakcję. Długo się we mnie wpatrywał. Nie wiedziałam czego mam się doszukiwać w jego oczach. Wiedziałam natomiast co chciałabym w nich widzieć.
- Przepraszam...- wyszeptał tylko, odwracając wzrok. Wstałam i zanim poszłam się spakować, rzuciłam tylko na odchodne:
- Ja tylko umieram, Harry. To nie jest zaraźliwe.



POV Harry




Jechaliśmy już kilka dobrych godzin i prawdę mówiąc, więcej drogi było już za nami niż przed nami. Nie wiedziałem czy dobrze, czy wręcz przeciwnie. Wiedziałem, że czekała mnie jeszcze szczera rozmowa, po której prawie na pewno dziewczyna mnie znienawidzi. Było mi jeszcze trudniej ze świadomością, że zostawiam ją teraz. Teraz, kiedy najbardziej mnie potrzebowała, bo przecież byłem jedynym powiernikiem jej tajemnicy. I z tym było mi najciężej. Ze świadomością, że moja jedyna, prawdziwa miłość umiera, a ja zostawiam ją z tym samą. "Niezły z ciebie sukinsyn, Styles". Spojrzałem na nią, ale ona nie odrywała wzroku od jezdni. Nie spojrzała na mnie, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że na nią patrzę. Wjechałem w mały lasek. Ten sam, w którym zatrzymaliśmy się wcześniej. Wyczuwałem zdziwienie dziewczyny, ale tym razem nie spytała dlaczego stoimy. Wciąż patrzyła twardo przed siebie.
- Musimy porozmawiać.- powiedziałem twardo i dopiero teraz na mnie spojrzała. Widziałem rozpacz w jej oczach. Rozpacz i żal. Żal do mnie, że nie potrafię uśmierzyć jej bólu.
-Zanim zacznę, musisz mi obiecać, że wysłuchasz mnie do końca i mi nie przerwiesz.- mówiąc to patrzyłem jej w oczy. Mówiłem zdecydowanie i twardo, dlatego bez problemu odczytać z jej oczu przebłysk strachu.
- Nie mogę odejść od Megan, bo łączy nas pewna tajemnica.- zacząłem, wciąż na nią patrząc. Obserwowała mnie, oczekując wyjaśnień.
- Nie kocham jej. Myślę, że ona także mnie nie kocha. Zdradza mnie na prawo i lewo, dlatego nie wierzę jej, że dziecko jest moje.- mówiłem dalej i dziewczyna dopiero teraz mi przerwała.
- Megan jest w ciąży?- wyszeptała, a ja skinąłem lekko głową.
- Ona twierdzi, że to moje dziecko, ale to nie możliwe, bo nie spałem z nią odkąd poznałem ciebie.- powiedziałem, a ona wpatrywała się we mnie, szukając za pewne potwierdzenia tego co mówię w moich oczach.
- Wierzysz mi?- zapytałem, a ona chwilę zawahała się. Po chwili odpowiedziała jednak:
- Wierzę.- uśmiechnąłem się lekko, ale zaraz potem znów na mojej twarzy pojawiła się pełna powaga. Najgorsze dopiero było przed nami.
- Poznałem ją, kiedy miałem osiemnaście lat. Mieszkałem wtedy jeszcze z mamą i Gemmą. Pokłóciłem się z nimi o głupotę i wyszedłem z domu. Postanowiłem pierwszy raz w życiu odwiedzić klub nocny. Byłem młody i głupi, rządny wrażeń i wyzwań. Upiłem się, a Megan to wykorzystała. Już wtedy miała na mnie plan. Wtedy pierwszy raz pomogłem jej zamaskować morderstwo.- wyszeptałem. Brunetka siedziała twardo, ale wiedziałem, że się boi. Każda kolejna ofiara Megan tak robiła. Każda nasza ofiara.
- Zamordowała swoich rodziców i brata. Kiedy wytrzeźwiałem, doszło do mnie to co zrobiła. Co my zrobiliśmy. Ale nie było już odwrotu. Ona wpajała mi do głowy, że jeśli pisnę słówko, to nie dość, że pójdziemy siedzieć, to jeszcze coś stanie się mojej rodzinie i chłopakom. Wtedy już tworzyliśmy zespół. Ale jako jedyny z nimi nie mieszkałem. Później Megan kazała mi się wyprowadzić od matki, bojąc się, że zmięknę i coś wypaplam. Zamieszkaliśmy razem, a każdy kolejny dzień z nią to była męczarnia. Z każdym kolejnym mordestwem było coraz gorzej. Zabijała za pieniądze, a moje zadanie polegało na tym, aby uprzątnąć za nią. Tak też robiłem. Ale pewnego dnia się zbuntowałem. Chciałem powiedzieć Gemmie. Nie miałem siły dłużej tego ukrywać. Bałem się. Bałem się jej. Ona była zdolna do wszystkiego, co udowodniła. Podłożyła bombę w restauracji, gdzie umówiłem się z siostrą. Całe szczęście, że wtedy się spóźniła. Gemm myślała, że to przypadek, ale ja wiedziałem, że to ostrzeżenie.- mówiłem, a Amy wpatrywała się we mnie, ale z jej twarzy nie mogłem nic odczytać. Zauważyłem tylko jak jej ręka, powoli sunie się w stronę drzwi. Próbowała chwycić za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Pokręciłem głową ze smutkiem, chwytając ją za rękę, ale szybko ją wyrwała.
- Wypuść mnie! Jesteś mordercą!- krzyczała, ale ja chwytając ją za dłonie, uspokajałem ją.
- Amy! Proszę cię. Wysłuchaj mnie do końca! Proszę.- szeptałem i dopiero wtedy przestała się szamotać. Skinęła głową i nierówno oddychając, znów poczęła się we mnie wpatrywać.
- Wtedy zrozumiałem, że to koniec. Byłem stracony. Ona groziła mi, że jeśli jeszcze raz spróbuję sztuczek to moja rodzina na tym ucierpi. Nie mogłem na to pozwolić. Musiałem udawać, że nie widzę jaką jest wredną suką, jak traktuje moją rodzinę i, że oni wcale jej nie nienawidzą. Musiałem udawać szczęśliwego, a ona pomiatała mną jak psem. A ja nie mogłem nic zrobić. A potem pojawiłaś się ty... Dałaś mi nadzieję, na to, że może być dobrze. Zdawałem sobie sprawę z tego, że narażam ciebie, ale to było silniejsze od ciebie. Zakochałem się. Nie mogłem przestać o tobie myśleć, ale wiedziałam, że przy mnie nigdy nie będziesz na prawdę bezpieczna. Liam też to wiedział, ale ja nie potrafiłem o tobie zapomnieć. Zatraciłem się w tobie, Amy. Mogłoby być tak cudownie, gdyby nie...
- Gdyby nie Megan.- dokończyła za mnie, a ja skinąłem głową.
- Ona doskonale wie, że jestem tu z tobą. Wiedziała, że do ciebie przychodziłem. Wiedziała, że cię kocham. Ona wie o wszystkim. Dlatego musiałem ci to teraz powiedzieć. Zanim zrobi to ona. Ale jest jeszcze coś... Twoja mama.- dziewczyna spięła się i przełknęła głośno ślinę. Wpatrywała się we mnie, bojąc się odezwać. Czułem to.
- To nie był wypadek. Znam sprawcę. Ty też go znasz. Jest bliżej niż ci się wydaje.- szepnąłem, a ona drżącym głosem zapytała:
- Kto?- wiedziałem, że o to zapyta. Ale wiedziałem, że boi się też tego co jej powiem. Przełknąłem ślinę i, patrząc jej w oczy wyszeptałem.
- Ja.



POV Amy



- Kto?- spytałam drżącym głosem. Od momentu kiedy się zatrzymaliśmy, wiedziałem, że to nie będzie miła rozmowa. Nie wiedziałam jednak, że aż tak mnie ona przerazi.
- Ja.- siedziałam zszokowana, czując jak w kącikach ust zbierają mi się łzy. Wybuchnęłam głośnym płaczem, a kiedy Harry chciał coś dopowiedzieć, krzyknęłam:
- Zamknij się! Zamknij i nic już nie mów! Mam dość.- powiedziałam, powtarzając w kółko ostatnie zdanie. Usłyszałam tylko jak wzdycha i ruszyliśmy w ponowną drogę. Długo się nie odzywał i kiedy zatrzymaliśmy się pod moim domem, chciałam wysiąść, ale zatrzymała mnie jego dłoń. Spojrzałam na niego i nasze spojrzenia się spotkały. Widziałam w jego zielonych tęczówkach strach i wielką nadzieją. Ja jej już nie miałam.
- Wyjeżdżam. Nie wiem gdzie, nie wiem kiedy. Pewnie niedługo i pewnie daleko. Ona okropnie boi się o to, że dowiesz się prawdy i postanowisz się postawić. Nie chcę żebyś cokolwiek dla mnie robiła. Nie chcę byś się narażała Być może widzimy się ostatni raz, dlatego nie chcę, aby tak to się skończyło. Na prawdę się pokochałem, Amando. Wiesz wszystko. To największy dowód mojej miłości.- wyszeptał i niespodziewanie poczułam jak wpija się w moje usta. Zaczęłam je odwzajemniać, ale nie trwało to długo, bo odepchnęłam go, wysiadając z auta. Zauważyłam jak Megan podchodzi do nas, uśmiechając się chytrze, a ja podeszłam do niej i stanęłam twarzą w twarz. Czułam na sobie wzrok Harry'ego. Bał się, że powiem jej, że wiem. Czułam to.
- Amy! Jak wakacje?- zapytała z udawanym entuzjazmem, a ja prychnęłam patrząc jej w twarz.
- Jak możesz być taka podła?- zapytałam, ale ona nie odpowiedziała. Wpatrywała się w jakiś punkt za mną i wiedziałam, że  był to Styles. Jej spojrzenie mówiło mniej więcej "znów jestem górą, Harry."
- W każdym razie, gratuluję.- zaczęłam, pokazując na jej brzuch.
- Ale nie jestem pewna, czy dziecko nie dostanie zawału jak cię zobaczy.- to były moje ostatnie słowa, bo nie czekając na jej odpowiedź, wycofałam się. Widząc, że Louis z Gemmą wychodzą po mnie, więc zatrzymując się przed Harrym spojrzałam w jego załzawione oczy.
- Możesz być spokojny. Twój sekret jest bezpieczny ze mną, bo mimo, że cię nienawidzę, kocham cię równie mocno.- szepnęłam, posyłając mu nasze ostatnie spojrzenie.







Rozdział 24 za nami!
Dowiedzieliście się w końcu jaki sekret skrywała Amy oraz jakie tajemnice łączą Harry'ego i Megan. Spodziewaliście się tego? Pewnie, że tak. Ale co teraz będzie? Harry wyjeżdża na zawsze? Amy umiera? Ale przecież nie może się to tak skończyć! Prawda? A może, może? Cóż...

Za chwilę koniec roku! Kto się cieszy? Ja kończę gimnazjum. Zobaczymy jak to będzie.
Rozdział wyszedł długi i na prawdę smutny. Podobają mi się te głębokie myśli.
Eh.
A teraz mam dla was zadanie:
Proszę, abyście napisali jakie były wasze ulubione sceny z opowiadania. Jestem ciekawa co napiszecie :)
Proszę o komentarze!
Do następnego :)
























niedziela, 7 czerwca 2015

23. "Ponieważ jesteśmy, kim jesteśmy, gdy nikt nie widzi. I jestem twój od samego początku, wiesz, że cię miałem. Tak, wiesz, że cię miałem".

Przeczytaj notkę pod rozdziałem :)

Ps. Proszę bardzo, bardzo każdego kto czyta o skomentowanie, chociaż głupim "dalej" :) Miłego czytania!
Ps.2 Rozdział zawiera sceny erotyczne *śmiesznie rusza brwiami*. Czytasz na własną odpowiedzialność!








POV Amy



- Gotowa?- usłyszałam ten charakterystyczny, zachrypły głos, który zawsze wywoływał u mnie przyjemne ciarki. Skinęłam głową, odwracając się z powrotem do przyjaciela, który leżał wpatrzony we mnie jak w obrazek. Posłałam mu przyjacielski uśmiech, czekając aż Harry zostawi nas samych. On, jakby czytając mi w myślach odszedł, rzucając, że czeka na korytarzu. 
- Nadal nie jestem przekonana czy to dobry pomysł.- szepnęłam, gładząc Liama o głowie. Brunet uśmiechnął się, łapiąc moją dłoń i zamykając ją w swojej, większej.
- A ja nadal uważam, że to dobry pomysł. Ty odpoczniesz od nas, a my odpoczniemy od ciebie.- zażartował, a ja walnęłam go za to w ramię, śmiejąc się. 
- Przestań. Mówię poważnie. Boję się o was. Wiesz, że nie możecie się teraz przemęczać.- rzekłam już poważniejszym tonem, ale widząc minę Liama mówiącą "dziewczyno czy ja wyglądam na dziecko?", zaśmiałam się pod nosem. 
- Amy. Jestem dużym chłopcem. Doceniam to, że się martwisz, ale damy sobie radę. Chłopcy obiecali pomagać, a Gemma będzie mieszkała z nami przez te kilka dni. Spokojnie mała, damy radę.- po tych słowach posłałam mu wdzięczny uśmiech, przytulając go mocno. Byłam mu wdzięczna za to, że mimo wszystko wciąż jest przy mnie. Byłam mu wdzięczna, że uratował Mii życie. Byłam m wdzięczna za to, że po prostu jest. Był na prawdę cudownym przyjacielem i w życiu nie zamieniałabym go na nikogo innego. 
-Trzymaj się.- szepnęłam, całując go w policzek. Chłopak posłał mi szczery uśmiech, który odwzajemniłam. Ruszyłam do drzwi, wychodząc na korytarz, gdzie omal nie wpadłam na... zaraz, zaraz...
- Lou! Mia! Czy wy do końca powariowaliście?- krzyknęłam. Chłopak bowiem, szalał biegając z wózkiem inwalidzkim na którym siedziała z kolei roześmiana murzynka. Obaj spojrzeli na mnie jakby zobaczyli ducha, ale zaraz potem wybuchli niekontrolowanym śmiechem. Widząc ich, sama mimowolnie się zaśmiałam. Traktowali się jakby wcale nie dzieliła ich różnica wieku prawie dwudziestu lat. Byli jak rodzeństwo, którego żadne z nich nigdy nie miało. Cieszyłam się, widząc, że mała dogaduje się z Louisem. Byli chyba najbardziej zgraną parą na świecie. Czasem nawet zbyt zgraną.
- Chocki. Co ja ci mówiłam?- spojrzałam na dziewczynkę, która posłała mi niewinny uśmiech, ukazując swoje białe ząbki. Szatynka miała się odezwać, ale uprzedził ja Lou, który stanął za mną i obejmując pasie powiedział:
- Daj spokój. Mia jutro wychodzi, a my wcale nie robimy nic złego. Co prawda ochrzaniło nas już trzech lekarzy i dwie pielęgniarki, ale to wszystko przez nią bo zachciało jej się wchodzić do dyżurki.- wydął wargi, pokazując na dziewczynkę palcem jak małe dziecko, a ja zrobiłam wielkie oczy.
- Zaraz, co...- nie dokończyłam, bo przerwała mi Mia, która wystawiając Louisowi język, prychnęła:
- Wcale nie! To ty mówiłeś, że tam są ładne dziewczyny i, że może w końcu wyrwiesz jakąś fajną dupe skoro Amy jest zajęta!- moje oczy w tym momencie musiały wyglądać jak dwie piłeczki pinpongowe, bo oboje patrząc na mnie wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Mia! Jak ty się wyrażasz?! Lou! Chyba mamy do pogadania!- warknęłam, ale nie mogłam być na nich zła. Byli zbyt słodcy. W pewnym momencie dołączył do nas Zayn, Perrie, Niall i Caroline, którzy weszli nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak.
- Z czego się tak śmiejecie?- zagadał Zayn, a ja posłałam dwójce "rodzeństwa" zabójcze spojrzenie.
- Właśnie dawałam tej dwójce lekcje moralności. Lou demoralizuje mi dziecko.- rzekłam poważnie, ale chyba niezbyt tak to zabrzmiało, ponieważ w tym momencie wszyscy zaczęli głośno się śmiać. Pogadaliśmy jeszcze chwilę, ale nadszedł czas się pożegnać. "Pewnie Harry się niecierpliwi". 
- Dobrze kochani. Trzymajcie się, a ja lecę. Pamiętajcie co mi obiecaliście.- rzekłam, przytulając każdego po kolei. Ucałowałam w policzek małą i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że od wczorajszej kłótni Gemmy z bratem, nie widziałam jej. Nie przyszła też się pożegnać. W tym samym momencie, kiedy o tym pomyślałam, usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się, widząc spoconą blondynkę, biegnącą w moją stronę. Rzuciła mi się w ramiona, prawie powalając na ziemię.
- Gemma! Spokojnie, bo mnie udusisz!- krzyknęłam, śmiejąc się. Blondynka jednak nie odsunęła się, patrząc na jakiś punkt za mną. Odwróciłam się, napotykając zaniepokojone, zielone tęczówki. Wpatrywał się w siostrę z żalem w oczach, a dziewczyna mordowała go spojrzeniem. Nie miałam odwagi spytać o co chodzi. Czułam, że jeszcze przyjdzie na to czas. 
- Amy, kochanie. Słuchaj mnie uważnie. Coś niedobrego się dzieje. Musisz na siebie uważać, rozumiesz? Obiecaj.- wyszeptała wprost do mojego ucha, udając, że wciąż mnie tuli. Już miałam zapytać co jest nie tak, kiedy usłyszałam głos mojego... chłopaka? Właściwie nawet nie wiem czy mam prawo go tak nazywać, skoro oficjalnie nadal wciąż był z Megan. 
- Amy! Chodź, bo spóźnimy się na prom.- posłałam mojej przyjaciółce przyjazny uśmiech, odszeptując:
- Obiecuję.- właściwie nie wiedziałam co konkretnie obiecałam, ale postanowiłam nie martwić jej już, gdyż miałam wrażenie, że jest wystarczająco roztrzęsiona. Tylko czym? Wsiadłam do auta, dziękując Harry'emu za otwarcie drzwi. Kiedy chłopak zajął swoje miejsce, czułam jak mi się przygląda. Postanowiłam to jednak zignorować i zaczęłam wpatrywać się w widoki za oknem. 
- Wszystko dobrze?- usłyszałam. Nie odpowiedziałam, ponieważ prawdę mówiąc sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
- Martwię się. Wyglądasz na zmartwioną.- westchnął, a ja nadal nie odrywałam wzroku od szyby. W pewnym momencie poczułam, jak zjeżdżamy na pobocze. Wjechaliśmy w jakiś las, a ja gwałtownie odwróciłam głowę, patrząc na lokatego, który zatrzymał pojazd.
- Dlaczego stoimy?- zapytałam, a on przeszywał mnie tym swoim niepokojącym spojrzeniem. Długo się nie odzywał, a ja wciąż wpatrywałam się w niego z niepokojem. Przeszedł mnie dreszcz, widząc jak jego tęczówki ciemnieją i nadal nie odrywają się ode mnie.
- Jeśli masz się tak zachowywać, ignorować mnie, nie odzywać się, to możemy zawrócić. Trzeba było od razu mówić, że nie masz ochoty na wyjazd ze mną, a nigdzie bym cię nie zabierał. To wszystko...- mówił, a ja chcąc mu przerwać wypowiadanie tych bredni, wpiłam się w jego malinowe usta. Loczek był na początku zaskoczony, więc dopiero po chwili zaczął odwzajemniać mój mały gest. Całowaliśmy się powoli, lecz zachłannie i z wielkim zaangażowaniem. Oderwaliśmy się od siebie tylko dlatego, że zabrakło nam tchu. Oddychaliśmy nierówno i szybko. Oparł swoje czoło o moje, gładząc moje policzki.
- Przepraszam, jeśli poczułeś się odrzucony.- wyszeptała, na co ten uśmiechnął się blado. Widać było, że coś go trapiło, ale postanowiłam zapytać go o to na miejscu.
- To ja przepraszam. Nie mam prawa się rzucać. Powinienem być ci wdzięczny, że zechciałaś ze mną pojechać.- uśmiechnęłam się, z trudem odrywając się od jego zielonych tęczówek. Ruszyliśmy w trasę ponownie, a ja wciąż czułam na wargach smak jego słodkich ust. Uśmiechnęłam się pod nosem, wpatrując w szybę. 
- Zdradzisz mi chociaż dokąd właściwie jedziemy?- zapytałam, unosząc brew. Brunet, nie odrywając wzroku od jezdni uśmiechnął się pod nosem.
- Zobaczysz na miejscu...- przewróciłam oczami, opierając się głową o szybę.
- Ty i te twoje tajemnice...- westchnęła, będąc pewna, że tego nie usłyszy. Zamknęłam oczy, czując jak powoli wpadam zawitać do Krainy Morfeusza. 




POV Harry



Przykryłem ją swoją bluzą, wpatrując się w jej spokojną twarz. Spała już piątą godzinę. Zdążyliśmy wyjechać już z promu i ruszyć w stronę naszego celu. Była taka urocza, kiedy spała. Zresztą, jak zawsze. I była moja. Przynajmniej przez ten jeden, krótki moment. Mógłbym się tam w nią wpatrywać godzinami. Było by to jednak zbyt piękne. Westchnąłem, ruszając w dalszą trasę. Tak strasznie chciałem, aby moje marzenia, które dla zwykłego człowieka byłyby najnormalniejszą rzeczą na świecie, stały się wreszcie realne. W głębi serca miałem jednak świadomość, że za pięć dni będę musiał jej o wszystkim powiedzieć. A właściwie nie o wszystkim. Gdyby wiedziała... jestem niemal pewny, że by mnie znienawidziła. Może nie za błędy przeszłości, bo gdybym jej je wyjawił, pewnie bałaby się do mnie zbliżyć, ale byłem pewny, że za śmierć jej matki byłaby gotowa mnie zabić. Gdyby tylko znała prawdę... Ale nie zna. I najprawdopodobniej nigdy jej nie pozna, a ja stracę ją już za pięć krótkich dni. Pięć poranków i pięć wieczorów. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne i popieprzone? Dlaczego nie mogę być Liamem, który po moim odejściu skradnie jej serce. Wiem, że ją zranię. Tak bardzo tego nie chcę. A jednak to zrobię. Może gdybym odszedł bez słowa, mniej by bolało, a jednak muszę na pożegnanie nafaszerować ją stertą kłamstw, które wymyśliła sobie Megan. Miałem ją chronić. Przecież jest dla mnie wszystkim. Jest moim skarbem. A tymczasem osoba, którą najbardziej kocha, będzie równocześnie osobą, którą znienawidzi najbardziej. Dlaczego ja do cholery się na to wszystko zgadzam? Czemu daję sobą pomiatać jak psem jakiejś chorej szmacie, która już dawno powinna gnić w pierdlu? "Razem z tobą Styles"- mruknęła moja podświadomość, a ja wiedziałem, że ma rację. Jedyne co nas łączy to sekret. Pieprzony sekret, który nie może ujrzeć światła dziennego. Zacisnąłem szczękę. Korzystając z okazji, że zatrzymaliśmy się na czerwonym spojrzałem na mojego skarba. Chryste... i jak ja mam jej to wszystko powiedzieć? Jej kruche serduszko tego nie wytrzyma. Jej psychika tego nie wytrzyma. Mogłem tego w ogóle nie zaczynać. Mogłem przewidzieć, że tak to się skończy. Cholera Styles! Po co ja wtedy poszedłem do tego pieprzonego klubu?

"Stałem przed ogromnym budynkiem, uśmiechając się pod nosem. Nigdy nie bywałem w takich miejscach. Wolałem raczej ciche i spokojne restauracje niż śmierdzące kluby. Dzisiaj jednak chciałem stać się niegrzecznym chłopcem. Chociaż na jeden wieczór. Po kolejnej kłótni z siostrą, która zarzuciła mi, że jestem nudny, chciałem pokazać jej, że jednak się myli.  Sam nie wiem, co chciałem osiągnąć. Wziąłem kilka głębokich wdechów i przekroczyłem prób budynku. 
Usiadłem przy barze, zamawiając dużego drinka. Wszędzie było mnóstwo napalonych, zarówno młodych jak i starych facetów i jeszcze więcej dziewczyn, które chodziły prawie nago. Skrzywiłem się, kiedy zauważyłem jak jedna z tych "panienek do towarzystwa" zbliża się do mnie. Usiadła obok mnie zamawiając drinka o nazwie "orgazm". Zrobiłem wielkie oczy, spoglądając na nią. I to był błąd. Uśmiechnęła się pod nosem, podając mi rękę.
- Megan.- niepewnie odwzajemniłem gest.
- Harry.- uścisnęła mnie z taką siłą, że myślałem, że skręciła mi nadgarstek. Pokazała palcem, abym poszedł za nią, a ja odurzony alkoholem, nie myśląc trzeźwo ruszyłem za nią. Wylądowaliśmy w jakiś opuszczonym pokoju. Dziewczyna bez żadnych zahamowań rzuciła się na mnie, ściskając mnie za krocze. Podgryzając płatek mojego ucha, jęknęła cicho:
- No,  Harry. Czas rozpocząć zabawę."


Przeklnąłem w myślach ten dzień. Gdybym tak nie poszedł, dzisiaj nie musiałbym się bać o osoby, które kocham. Dziś nie tkwiłbym w toksycznym związku, w którym jedyną miłością była miłość do zemsty, papierosów i chęć zatajenia prawdy. Straciłem już siostrę. Czym zasłużyłem sobie, aby tracić kolejne osoby? Ale tylko tak będą bezpieczni. Megan jest nieobliczalna. Zrobi wszystko, aby osiągnąć swój chory cel. Nie. Nie mogę tak dłużej żyć. I tylko Amy może mi pomóc. Ale nie mogę jej nic wyjawić. Przynajmniej nie teraz. Nie za kilka dni. Muszę wymyślić jakiś sposób, aby jej nie ranić. Muszę wymyślić jakiś sposób, który nie przyniesie chorych konsekwencji. Muszę coś wymyślić. "Zaczynamy zabawę Megan. Ale pamiętaj, że wygrywa tylko jedno z nas..."




POV Amy




Obudziłam się, czując, że mam na sobie tylko stanik i bieliznę. Byłam jednak okryta kołdrą, a promienie słoneczne przebijające się przez okno raziły mnie w oczy. Przeciągnęłam się, uświadamiając sobie, że leżę w łóżku. "Dziwne... nie przypominam sobie, że wchodziłam do jakiegoś domu". Uśmiechnęłam się jednak pod nosem, czując, że to sprawka Harry'ego. Wygramoliłam się z łóżka i wyjrzałam przez okno. Widok zaparł mi dech w piersiach. Za oknem rozchodziła się piaszczysta plaża, a fale obijały się o brzeg i skały. Niebo nabrało pięknego, błękitnego koloru, a słońce przyjemnie łaskotało moje prawie nagie ciało. W pewnym momencie poczułam na swojej nagiej skórze dotyk. Jego ręce błądziły po moich biodrach, oplatając mnie w pasie. Uśmiechnęłam się, nie przejmując się nawet tym, że stoję pół naga przed chłopakiem, którego znam kilka miesięcy. Odwróciłam się twarzą do niego, napotykając jego zielone tęczówki, które pięknie mieniły się w słońcu oraz uroczy uśmiech, który z koli odkrywał jego urocze dołeczki.
- Witaj kochanie.- słysząc jego słowa, zarumieniłam się lekko, na co chłopak się zaśmiał. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż uniemożliwił mi to brunet, zatykając mi usta swoimi. Całowaliśmy się z większą namiętnością niż wczoraj. Było w tym więcej uczucia i ciepła. 
- Chodź na śniadanie.- szepnął, chwytając mnie za rękę. Zatrzymałam go, ponownie wpijając się w jego usta. 
- Ty będziesz moim śniadaniem.- powiedziałam. Pisnęłam, czując jak chłopak unosi mnie do góry, a ja chwyciłam się jego ramion, nogami oplatając jego biodra. Delikatnie położył mnie na białej pościeli, jednocześnie pozbywając się swojej bluzki. Widząc jego liczne tatuaże i umięśniony tors, zagryzłam dolną wargę. Chłopak widząc to, uśmiechnął się głupio, ponownie wpijając się w moje usta. Odwrócił mnie tak, że teraz to ja byłam na górze. Szybko pozbyliśmy się mojej bielizny, jak i jego, leżąc całkiem nadzy. Napawaliśmy się widokiem swoich nagich ciał, a ja wreszcie poczułam, że to jest to czego zawsze pragnęłam. Całowaliśmy się zachłannie, jakby miał być to nasz pierwszy i ostatni raz. Chłopak zjechał pocałunkami z mojej szyi na brzuch, a z brzucha niżej. Jęczałam głośno pod jego dotykiem, wijąc się przy tym niczym kobra. Kiedy miał zamiar we mnie wejść zatrzymałam go. 
- Czekaj. Wiesz, że...- szepnęłam zawstydzona, na co brunet lekko się uśmiechnął.
- Będę delikatny.- wyszeptał. I był. Kochaliśmy się jak para nastolatków, która jest w sobie szaleńczo zakochana. Nasze jęki rozchodziły się po całym pomieszczeniu. Zapach naszych spoconych ciał wymieszanych z perfumami, działał na nas wzajemnie jak narkotyk. Niczego więcej nie było mi trzeba. Kiedy skończył, opadliśmy na poduszki, ciężko dysząc. Oparłam swoją głowę o jego nagi tors, a on objął mnie lekko w tali. Był idealny. Pod każdym względem. Zaczynałam tracić dla niego zmysły. Chciałam, aby to trwało wiecznie. 
- Chyba dopiero teraz jestem na prawdę szczęśliwa. Chciałabym żeby tak było zawsze.- szepnęłam. Czułam jak oplata mnie mocniej, jakby bojąc się, że mogę się w każdej chwili rozpłynąć. 
- Też bym tego chciał skarbie.- usłyszałam. Zaczęłam kreślić jakieś nic nie znaczące wzorki na jego brzuchu, zastanawiając się kiedy będzie pora żeby mu o tym powiedzieć. Jak na razie nikt o tym nie wiedział. Był to mój mały sekret. Bałam się ich reakcji, ale od przyjazdu z Afryki wyczuwałam, że coś jest ze mną nie tak. Okazało się, że to zaczęło się dużo wcześniej. Nie byłam niczego świadoma. Do czasu, aż Mia nie trafiła do szpitala. Chciałabym żeby Harry był pierwszym, który się o tym dowie. Wiem, że to go zrani, ale ja nie mam na to wpływu. "Powiesz mu jutro Amy... dziś jeszcze nie czas." Wtuliłam się w niego mocniej, postanawiając, że teraz nie warto psuć tej chwili. Jutro porozmawiam z nim na poważne tematy. "Powiedziałabym, że jest jeszcze na to czas, ale prawda jest taka, że nie mam już go wystarczająca dużo."
- Kocham cię Harry. 





O jejku jejku jejku!! <3 Ten rozdział wyszedł mi taki hdjshddabsdjhxb <3 Jestem z niego mega dumna <3 Jest troszkę śmiechu (nasza Mia i Louis rządzą <3 prawda?) i jest też powaga. Dowiedzieliśmy się troszkę o tajemnicach Harry'ego i Megan, które już niedługo ujrzą światło dziennie. Ale okazuje się, że nasza Ama także skrywa jakiś sekret :o Podpowiedzi znajdziecie kilkanaście rozdziałów wcześniej. Dałabym cytat, ale nie będę wam psuła niespodzianki  (nie, to wcale nie przez to, że nie chcę mi się go szukać xD ) A już było tak pięknie i wszystko miało się unormować ;c Jak myślicie? Jak Amy zareaguje na wieść o sekretach Hazzy? Spędzili razem upojną noc (ranek?) pełen pięknych wyznań. I co teraz? 
Powiem wam, że zbliżamy się powoli do końca tego opowiadania. Tzn będzie pewnie jeszcze z 20 rozdziałów :) Ale jesteśmy już w połowie. Nie wiem jak ja się pożegnam z naszymi bohaterami. Tak się z nimi zżyłam. ;c Eh. No ale nie ważne. Ktoś pytał mnie o opowiadanie "Promise". Aczkolwiek mam dobre wieści! Opowiadanie ruszy być może jeszcze przez wakacjami. Mam na niego super pomysł! :) W takim razie- do przyszłego weekendu i życzcie mi żebym dostała się na mój ukochany biol-chem :D Buziaki! :)




















piątek, 5 czerwca 2015

22. " Bezsilny. I nie obchodzi mnie, że to oczywiste. Nie mogę się tobą nacieszyć. Spuszczam nogę z gazu, moje oczy są zamknięte. Bez kontroli".

POV Amy



Weszłam w głąb pomieszczenia, robiąc ciche, małe kroki aby nie obudzić chłopaka, który prawdopodobnie spał. Leżał odwrócony do mnie plecami, a ja stanęłam nad jego łóżkiem przyglądając się jego spokojnej, łagodnej twarzy. Uśmiechnęłam się przez łzy, wiedząc, że to przeze mnie leży teraz tutaj. Uniosłam drżącą dłoń, z zamiarem dotknięcia jego pleców, kiedy nagle poruszył się niespokojnie i odwrócił się w moją stronę. Nie spał. Wpatrywał się we mnie swoimi dużymi, brązowymi oczyma, a ja zamknęłam powieki, czując jak po policzkach spływa mi wodospad łez.
- Ej, mała. Nie płacz. Wszystko jest dobrze.- wyszeptał, a ja momentalnie rzuciłam się na niegoo, wtulając mocno w jego klatkę piersiową.
- Dziękuję ci. Dziękuję ci, Liam. Nie wiem jak ci się odwdzięczę. Uratowałeś jej życie. Uratowałeś życie mojej małej córeczce.- szeptałam, a on gładził ręką moje plecy. Jego dotyk uspokajał mnie. On sprawiał, że czułam się bezpieczna.
- Naszej córeczce Amy. Pamiętaj, że teraz prawnie jestem jej tatą.- uśmiechnęłam się i choć go nie widziałam czułam, że on także to robi.
- A największą zapłatą będzie twój uśmiech.- powiedział, a ja oderwałam się od niego, składając na jego policzku delikatny pocałunek.
- Dziękuję, że jesteś.- powiedziałam, siadając obok niego. Długo rozmawialiśmy, kiedy usłyszałam jak ktoś niepostrzeżenie wchodzi do środka sali. Odwróciłam głowę, a moim oczom ukazał się Lou, wiozący na wózku... Mie? Na mojej twarzy wyrósł szeroki uśmiech, ale zaraz zastąpiło go przerażenie.
- Mia! Chryste, Louis co ty wyrabiasz? Ona powinna leżeć. Jest świeżo po operacji!- powiedziałam ostro, wstając z miejsca. Widziałam jak oboje patrzą na siebie, przewracając oczami.
- Spokojnie mamuś. Czuję się dobrze. Przyszliśmy zobaczyć tatę!- krzyknęła wesoło mała, a mnie zamurowało. Spojrzałam na Liama, który był równie zaskoczony jak ja. Spojrzałam na Louisa, który na twarzy miał wymalowaną wielką radość. Nic nie mówiąc, podwiózł Mie bliżej łóżka bruneta, a dziewczynka, patrząc na niego mocno go objęła.
- Wiesz, nigdy nie miałam taty. Fajne, że teraz mam tyle wujków i cioć! Strasznie kocham mame. Ty też ją kochasz, prawda?- zapytała mała, a mój wzrok napotkał świecące tęczówki chłopaka. Wpatrywaliśmy się w siebie, a ja bałam się cokolwiek zrobić. Nie wiem co chciałam usłyszeć, ale moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Pytanie tylko: dlaczego?
- Tak, skarbie. Bardzo ją kocham.- odparł cicho, nadal nie spuszczając ze mnie wzroku. Mała chwyciła Louisa za rękę i wyszeptała mu do ucha tak, że dało się wszystko usłyszeć.
- Widzisz?! Mówiłam ci!- Lou zaśmiał się cicho, po czym spojrzał na nas i potem znów wlepił wzrok w Mie. Stałam jak wryta, nie wiedząc co właściwie miałabym powiedzieć na to wyznanie.
- Mamusia też cię kocha. Ona tego nie mówi, ale jesteś dla niej tak ważny jak wujek Harry.- powiedziała cicho dziewczynka, a na mojej twarzy wyrósł ogromny rumieniec. Liam uśmiechnął się, a zaraz potem z ust dziewczynki dało się usłyszeć kolejne pytanie:
- Będziesz z nami mieszkał?- wszyscy spojrzeli na mnie pytającym wzrokiem. Co ja mam im teraz odpowiedzieć?
- Jeśli mama się zgodzi, to nie widzę problemu.- rzekł, a ja przełknęłam głośno ślinę. Posłałam małej najsłodszy uśmiech na jaki było mnie stać.
- Pewnie. W końcu jesteśmy teraz rodziną.- wyszeptałam, wpatrując się w jego hipnotyzujące tęczówki. Widziałam w nich ogromną radość. Uśmiechnęłam się i już miałam coś powiedzieć, kiedy do sali wpadł zdenerwowany Zayn. Uśmiechnął się na widok Mii tulącej się do Liama i Louisa, który z kolei tulił się do pozostałej dwójki. Zaraz... że co? Zmarszczyłam brwi, widząc ich niedźwiedzi uścisk, ale zaraz z transu wyrwał mnie mulat, który lekko chwytając mnie za ramię, spojrzał mi w oczy.
- Amy, ktoś czeka na ciebie na korytarzu.- widziałam w jego oczach zdenerwowanie. Nie miałam pomysłu kto to mógłby być. Spojrzałam na niego niemo pytając kto to, ale on spuścił wzrok, nic nie mówiąc. Westchnęłam i, patrząc na Liama chciałam coś powiedzieć, ale chłopak mi przerwał:
- Idź. Damy sobie radę.- posłał mi uroczy uśmiech, a moje serce wypełniło przyjemne ciepło. "Co się z tobą dzieje, Amy?". Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku korytarza, gdzie czekała na mnie niemała niespodzianka. Stanęłam jak wryta, widząc Gemme kłócącą się z... Harrym. Serce zaczęło mi być szybciej na jego widok. Przełknęłam ślinę, orientując się, że jeszcze mnie nie zauważyli.
- Idź stąd Harry. Nie masz tutaj czego szukać. Wracaj do swojej suki i daj jej żyć! Ona nie zasługuje na takie cierpienie jakie ty jej dajesz.- słyszałam z ust mojej przyjaciółki, nie mogąc pojąć o co chodzi. W tym momencie lokaty spojrzał na mnie, a nasze spojrzenia się spotkały. Jego zielone tęczówki nabrały koloru trawy, a tańczące w nich iskierki mieniły się w świetle. Uśmiechnął się lekko na mój widok, co odwzajemniłam. To było brew mojej woli.
- Cześć Harry.- szepnęłam. Gemm odwróciła się do mnie i posyłając swojemu bratu ostatnie spojrzenie, warknęła:
- Pamiętaj o tym co ci mówiłam, Styles. Ja już nie mam brata.- zszokowana patrzyłam jak wbiega do sali gdzie leżał Liam i Mia. Wpatrywałam się w Hazze, a widząc jak robi kilka niepewnych kroków w moją stronę, zadrżałam lekko.
- Tęskniłem...- wyszeptał, chwytając moją dłoń, a ja poczułam nagły napad złości. Cholernie cieszyłam się, że przyszedł, ale miałam mu za złe, że przez tyle czasu nie dał znaku życia. Wyrwałam dłoń z jego uścisku, a ten spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tęskniłeś? Gdzie byłeś przez ten czas, kiedy cię na prawdę potrzebowałam? Dlaczego nie odbierałeś komórki? Gdzie do cholery wtedy byłeś?- czułam jak w oczach ponownie gromadzą mi się łzy.
- Amy... To nie jest takie proste. Ja...- wahał się, a ja w jego oczach dostrzegłam wielki ból i smutek. Nie mogąc się powstrzymać po prostu wtuliłam się w jego tors. Zaskoczony dopiero po chwili odwzajemnił gest.
- Po prostu nigdy więcej tak nie rób, dobrze?- wyszeptałam, czując przyjemny zapach jego perfum. Objął mnie mocno, jakby bał się, że w każdej chwili mogę uciec. Nie odpowiedział.
- Amy... wyjedźmy. Wyjedź ze mną na kilka dni. Tylko ty i ja.- oderwałam się od niego, szukając w jego oczach jakiegokolwiek znaku, że żartuje. Niestety, dostrzegłam tylko śmiertelną powagę.
- Żartujesz. Przecież Mia i Liam są świeżo po operacji. Kto się nimi zajmie? Nie mogę sobie tak po prostu wyjechać.- odrzekłam zszokowana jego dziwną propozycją. Nie wiem kiedy i jak to się stało, ale w pewnym momencie poczułam na swoim ramieniu dłoń. Odwróciłam się, widząc tak cholernie znajome, brązowe tęczówki. Stał samodzielnie, ale Zayn i Lou musieli go podtrzymywać gdyby miał upaść.
- Jedź, mała. Damy sobie radę. Przyda ci się odrobina wolnego.- powiedział Liam,  a ja spojrzałam na Harry'ego,  którego wyraz twarzy wyrażał tylko dwie rzeczy. Ogromną radość i coś czego nigdy nie potrafiłam odgadnąć. Jakby... Nadzieję?







Witam kochani ;) Dzisiaj rozdział króciutki, ale następny pojawi się jutro albo w niedzielę :) Nie będę się rozpisywała. Powiem tylko, że dostałam się na staż do zwiastunowni! :) Do następnego kochani! :)