Menu

niedziela, 14 czerwca 2015

24. " Wynoś się z mego życia, wynoś się z mego umysłu. Zabrakło już łez, aby płakać i nie zaprzeczysz. Musimy schować naszą dumę do kieszeni i zostawić za sobą cały ten bałagan".

Przeczytaj notkę pod rozdziałem!



POV Amy



Leżałam wpatrzona w sufit, uśmiechając się pod nosem na wspomnienie minionej nocy. Promienie słońca, przebijające się przez balkon delikatnie muskały moją skórę. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. W końcu byłam na prawdę szczęśliwa. Przy nim... Przy Harrym czułam się jak młoda bogini, którą ktoś kocha prawdziwą, szczerą miłością i która mogła odwdzięczyć się tym samym. Zwlekłam się z łóżka, po drodze zarzucając na swoją bieliznę bluzkę Harry'ego, która sięgała mi do połowy ud. Zaciągnęłam się jego zapachem i ponownie się uśmiechając, ruszyłam na poszukiwania. Kiedy zeszłam ze schodów, usłyszałam jego donośny, zachrypły głos, który automatycznie przyprawił mnie o przyjemne dreszcze.
- Cholera!- zaśmiałam się, robiąc dwa kroki w stronę kuchni, a tym samym ujawniając swoją obecność. Chłopak jednak zdawał się mnie nie zauważać, bo bardziej interesował go jego przypalony naleśnik. Korzystając z okazji, podeszłam go od tyłu i delikatnie objęłam w talii. Widać było, że się tego nie spodziewał, bo niemal automatycznie jego mięśnie napięły się gotowe do ataku. Zaraz jednak rozluźnił je, uświadamiając sobie, kto za nim stoi.
- Spokojnie. To tylko ja.- zaśmiałam się, gładząc przez koszulkę jego idealnie umięśniony tors.
- Nie. To aż ty.- powiedział, odwracając się w moją stronę. Teraz to on objął mnie w talii i złożył na moim nosie delikatny pocałunek. Zachichotałam, patrząc w jego zielone tęczówki, w których teraz tańczyły wesołe iskierki. Był szczęśliwy. Przynajmniej tak mi się wydawało. Ja byłam. Byłam szczęśliwa w pełni. W pewnym momencie przypomniałam sobie o czymś. O czymś ważnym, o czym musiałam porozmawiać z Harrym. Spuściłam wzrok, wydobywając się z jego uścisku. Nic nie mówiąc, ruszyłam na dwór, siadając na schodach. Czułam na sobie wzrok lokatego, a po chwili kątem oka zobaczyłam, jak siada obok mnie.
- Coś się stało?- spytał, a w jego głosie wyraźnie można było wyczuć niepokój. Czułam jak w kącikach moich oczu, zaczynają zbierać mi się łzy. Skinęłam głową, nie odwracając spojrzenia od fal obijających się o skały. Dopiero po chwili milczenia, kiedy wystarczająco zebrałam myśli, zacisnęłam powieki.
- Robiłam badania...- zaczęłam, wciąż patrząc przed siebie. Robiłam wszystko, byle by na niego nie patrzeć. Czułam jak jego tęczówki, niemal przepalają moje ciało. Dopiero teraz spojrzałam na niego i kiedy nasze spojrzenia się spotkały, moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie wiem czy było to spowodowane zimnym wiatrem, czy może jego przeszywającym spojrzeniem.
- Rak, Harry. Nowotwór zwany naczyniakomięsakiem. Złośliwy. Wiesz co to oznacza, prawda?- dopiero teraz na niego spojrzałam. Patrzył na mnie jakby zobaczył ducha. Jego lekko zaróżowiała skóra, nabrała teraz koloru kredy, a oczy przypominały piłeczki pinpongowe. Zauważyłam też, że w kącikach jego oczu zbierają się łzy. Tylko nie to...
- Umiera 8 na 10 pacjentów. 1 na 10 ratuje chemioterapia, ale w moim przypadku na to już za późno. Za późno się zorientowałam. Ale kogo ja chcę oszukać? Dużo wcześniej coś podejrzewałam. Łudziłam się, że to nic groźnego. Ale cholera, przecież mój ojciec zmarł na nowotwór! 1 na 10 ratuje przeszczep, ale to graniczy z cudem. Szanse na to, że znajdzie się dawca są zerowe.- mówiłam, nie hamując łez. Harry też ich nie hamował. Spływały bezkarnie po jego policzkach, robiąc mokre ścieżki. Wpatrywał się we mnie, oczekując zapewne, że powiem, iż to tylko marny żart. Nie mogłam jednak tak powiedzieć. Dobrze wiedział, że w moim spojrzeniu nie znajdzie nic oprócz całkowitej powagi i cholernego smutku i żalu.
- Ile?- w końcu wydusił z siebie, a ja nie poznawałam jego głosu. Drżał i nie wyrażał kompletnie żadnych emocji. Przełknęłam ślinę, widząc, że odwraca wzrok. Ja natomiast, wciąż się w niego wpatrywałam.
- Kilka miesięcy. Może rok. Na to nie ma reguły.- szepnęłam. Miałam ochotę się do niego przytulić i kiedy chciałam to zrobić, on wstał i odszedł kilka kroków. Wstałam za nim, ale nie miałam odwagi podejść. Nie wiem czego się bałam. Odrzucenia?
- Wiesz jako jedyny. Inni nie mają o niczym pojęcia. Chcę żeby tak zostało.- powiedziałam cicho i kiedy miałam już odejść, zatrzymał mnie jego głos.
- I czego ode mnie oczekujesz?- powiedział, odwracając się w moją stronę. Zacisnęłam usta, widząc jego zapłakaną twarz. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Czego chcesz Amy? Co powinienem teraz zrobić?- spytał, a ja dopiero po dłużej chwili otworzyłam usta.
- Chcę abyś był. Tylko o to cię proszę.- wyszeptałam, mając zamiar odejść. On miał rację. Czego ja właściwie od niego oczekiwałam? Tak na prawdę był mi obcy. Ale wiem, że zrobiłam dobrze sprawiając, że stał się jedynym powiernikiem mojej małej tajemnicy. Kiedy miałam odejść, poczułam jak podbiega i mocno mnie obejmuje. Automatycznie rozluźniłam uścisk, sprawiając, że nie było między nami minimalnej przerwy.  Płakaliśmy oboje, niczym małe dzieci, którym zabrano ulubione zabawki.
- Chciałbym... Tak cholernie był chciał.- wyszeptał, a do mnie w tej chwili nie mógł dotrzeć sens jego słów.




*Kilka dni później*



Dziś nadszedł dzień wyjazdu. Od momentu kiedy powiedziałam Harry'emu o tym, co powinnam była zachować w tajemnicy przed wszystkimi coś się zmieniło. Lokaty zaczął mnie unikać, bał się mnie dotknąć, pocałować. Bolało mnie to szczególnie mocno, zważając na to, że powiedział, że będzie przy mnie. To normalne, że cierpiał. Chciałam oszczędzić to im wszystkim, bo wiedziałam jak będzie. Wiedziałam, że będę przymuszać mnie do chemioterapii, ale ja już postanowiłam. Wiedziałam czego chcę i tego się trzymałam. Nie chciałam spędzić ostatnich miesięcy w szpitalu, wiedząc, że mogę spędzić je z nimi. I tak nie można było uciec przed nieuniknionym. Przekroczyłam próg kuchni, w której znalazłam jego. Siedział do mnie przodem, ale nie widziałam jego twarzy, bo zakrywał ją swoimi lokami, które były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle. Oparłam się o framugę drzwi, krzyżując ręce na piersi.
- Mam raka, a nie trąd. Nie musisz mnie unikać jak ognia, ani bać się mnie dotknąć. Nie potłukę się. Nie jestem z porcelany.- zaczęłam bez większych uprzejmości, wpatrując się w niego. Szybko uniósł wzrok, a mnie dech zaparł w piersiach. Wyglądał jakby nie spał od kilku nocy. Włosy miał w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, a oczy przekrwione od płaczu. Usiadłam na przeciw niego na krześle. Wpatrywał się we mnie ze współczuciem. Nienawidziłam tego. Nie było w tym nawet odrobiny miłości.
- Powinnaś powiedzieć reszcie.- szepnął, a ja posłałam mu pół-uśmiech i zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Żeby patrzyli na mnie tak jak ty teraz? Nie chcę litości, Harry. Na prawdę jej nie potrzebuję. Chcę się wami nacieszyć. Czy na prawdę tak trudno to zrozumieć?- powiedziałam, czekając na jego reakcję. Długo się we mnie wpatrywał. Nie wiedziałam czego mam się doszukiwać w jego oczach. Wiedziałam natomiast co chciałabym w nich widzieć.
- Przepraszam...- wyszeptał tylko, odwracając wzrok. Wstałam i zanim poszłam się spakować, rzuciłam tylko na odchodne:
- Ja tylko umieram, Harry. To nie jest zaraźliwe.



POV Harry




Jechaliśmy już kilka dobrych godzin i prawdę mówiąc, więcej drogi było już za nami niż przed nami. Nie wiedziałem czy dobrze, czy wręcz przeciwnie. Wiedziałem, że czekała mnie jeszcze szczera rozmowa, po której prawie na pewno dziewczyna mnie znienawidzi. Było mi jeszcze trudniej ze świadomością, że zostawiam ją teraz. Teraz, kiedy najbardziej mnie potrzebowała, bo przecież byłem jedynym powiernikiem jej tajemnicy. I z tym było mi najciężej. Ze świadomością, że moja jedyna, prawdziwa miłość umiera, a ja zostawiam ją z tym samą. "Niezły z ciebie sukinsyn, Styles". Spojrzałem na nią, ale ona nie odrywała wzroku od jezdni. Nie spojrzała na mnie, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że na nią patrzę. Wjechałem w mały lasek. Ten sam, w którym zatrzymaliśmy się wcześniej. Wyczuwałem zdziwienie dziewczyny, ale tym razem nie spytała dlaczego stoimy. Wciąż patrzyła twardo przed siebie.
- Musimy porozmawiać.- powiedziałem twardo i dopiero teraz na mnie spojrzała. Widziałem rozpacz w jej oczach. Rozpacz i żal. Żal do mnie, że nie potrafię uśmierzyć jej bólu.
-Zanim zacznę, musisz mi obiecać, że wysłuchasz mnie do końca i mi nie przerwiesz.- mówiąc to patrzyłem jej w oczy. Mówiłem zdecydowanie i twardo, dlatego bez problemu odczytać z jej oczu przebłysk strachu.
- Nie mogę odejść od Megan, bo łączy nas pewna tajemnica.- zacząłem, wciąż na nią patrząc. Obserwowała mnie, oczekując wyjaśnień.
- Nie kocham jej. Myślę, że ona także mnie nie kocha. Zdradza mnie na prawo i lewo, dlatego nie wierzę jej, że dziecko jest moje.- mówiłem dalej i dziewczyna dopiero teraz mi przerwała.
- Megan jest w ciąży?- wyszeptała, a ja skinąłem lekko głową.
- Ona twierdzi, że to moje dziecko, ale to nie możliwe, bo nie spałem z nią odkąd poznałem ciebie.- powiedziałem, a ona wpatrywała się we mnie, szukając za pewne potwierdzenia tego co mówię w moich oczach.
- Wierzysz mi?- zapytałem, a ona chwilę zawahała się. Po chwili odpowiedziała jednak:
- Wierzę.- uśmiechnąłem się lekko, ale zaraz potem znów na mojej twarzy pojawiła się pełna powaga. Najgorsze dopiero było przed nami.
- Poznałem ją, kiedy miałem osiemnaście lat. Mieszkałem wtedy jeszcze z mamą i Gemmą. Pokłóciłem się z nimi o głupotę i wyszedłem z domu. Postanowiłem pierwszy raz w życiu odwiedzić klub nocny. Byłem młody i głupi, rządny wrażeń i wyzwań. Upiłem się, a Megan to wykorzystała. Już wtedy miała na mnie plan. Wtedy pierwszy raz pomogłem jej zamaskować morderstwo.- wyszeptałem. Brunetka siedziała twardo, ale wiedziałem, że się boi. Każda kolejna ofiara Megan tak robiła. Każda nasza ofiara.
- Zamordowała swoich rodziców i brata. Kiedy wytrzeźwiałem, doszło do mnie to co zrobiła. Co my zrobiliśmy. Ale nie było już odwrotu. Ona wpajała mi do głowy, że jeśli pisnę słówko, to nie dość, że pójdziemy siedzieć, to jeszcze coś stanie się mojej rodzinie i chłopakom. Wtedy już tworzyliśmy zespół. Ale jako jedyny z nimi nie mieszkałem. Później Megan kazała mi się wyprowadzić od matki, bojąc się, że zmięknę i coś wypaplam. Zamieszkaliśmy razem, a każdy kolejny dzień z nią to była męczarnia. Z każdym kolejnym mordestwem było coraz gorzej. Zabijała za pieniądze, a moje zadanie polegało na tym, aby uprzątnąć za nią. Tak też robiłem. Ale pewnego dnia się zbuntowałem. Chciałem powiedzieć Gemmie. Nie miałem siły dłużej tego ukrywać. Bałem się. Bałem się jej. Ona była zdolna do wszystkiego, co udowodniła. Podłożyła bombę w restauracji, gdzie umówiłem się z siostrą. Całe szczęście, że wtedy się spóźniła. Gemm myślała, że to przypadek, ale ja wiedziałem, że to ostrzeżenie.- mówiłem, a Amy wpatrywała się we mnie, ale z jej twarzy nie mogłem nic odczytać. Zauważyłem tylko jak jej ręka, powoli sunie się w stronę drzwi. Próbowała chwycić za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Pokręciłem głową ze smutkiem, chwytając ją za rękę, ale szybko ją wyrwała.
- Wypuść mnie! Jesteś mordercą!- krzyczała, ale ja chwytając ją za dłonie, uspokajałem ją.
- Amy! Proszę cię. Wysłuchaj mnie do końca! Proszę.- szeptałem i dopiero wtedy przestała się szamotać. Skinęła głową i nierówno oddychając, znów poczęła się we mnie wpatrywać.
- Wtedy zrozumiałem, że to koniec. Byłem stracony. Ona groziła mi, że jeśli jeszcze raz spróbuję sztuczek to moja rodzina na tym ucierpi. Nie mogłem na to pozwolić. Musiałem udawać, że nie widzę jaką jest wredną suką, jak traktuje moją rodzinę i, że oni wcale jej nie nienawidzą. Musiałem udawać szczęśliwego, a ona pomiatała mną jak psem. A ja nie mogłem nic zrobić. A potem pojawiłaś się ty... Dałaś mi nadzieję, na to, że może być dobrze. Zdawałem sobie sprawę z tego, że narażam ciebie, ale to było silniejsze od ciebie. Zakochałem się. Nie mogłem przestać o tobie myśleć, ale wiedziałam, że przy mnie nigdy nie będziesz na prawdę bezpieczna. Liam też to wiedział, ale ja nie potrafiłem o tobie zapomnieć. Zatraciłem się w tobie, Amy. Mogłoby być tak cudownie, gdyby nie...
- Gdyby nie Megan.- dokończyła za mnie, a ja skinąłem głową.
- Ona doskonale wie, że jestem tu z tobą. Wiedziała, że do ciebie przychodziłem. Wiedziała, że cię kocham. Ona wie o wszystkim. Dlatego musiałem ci to teraz powiedzieć. Zanim zrobi to ona. Ale jest jeszcze coś... Twoja mama.- dziewczyna spięła się i przełknęła głośno ślinę. Wpatrywała się we mnie, bojąc się odezwać. Czułem to.
- To nie był wypadek. Znam sprawcę. Ty też go znasz. Jest bliżej niż ci się wydaje.- szepnąłem, a ona drżącym głosem zapytała:
- Kto?- wiedziałem, że o to zapyta. Ale wiedziałem, że boi się też tego co jej powiem. Przełknąłem ślinę i, patrząc jej w oczy wyszeptałem.
- Ja.



POV Amy



- Kto?- spytałam drżącym głosem. Od momentu kiedy się zatrzymaliśmy, wiedziałem, że to nie będzie miła rozmowa. Nie wiedziałam jednak, że aż tak mnie ona przerazi.
- Ja.- siedziałam zszokowana, czując jak w kącikach ust zbierają mi się łzy. Wybuchnęłam głośnym płaczem, a kiedy Harry chciał coś dopowiedzieć, krzyknęłam:
- Zamknij się! Zamknij i nic już nie mów! Mam dość.- powiedziałam, powtarzając w kółko ostatnie zdanie. Usłyszałam tylko jak wzdycha i ruszyliśmy w ponowną drogę. Długo się nie odzywał i kiedy zatrzymaliśmy się pod moim domem, chciałam wysiąść, ale zatrzymała mnie jego dłoń. Spojrzałam na niego i nasze spojrzenia się spotkały. Widziałam w jego zielonych tęczówkach strach i wielką nadzieją. Ja jej już nie miałam.
- Wyjeżdżam. Nie wiem gdzie, nie wiem kiedy. Pewnie niedługo i pewnie daleko. Ona okropnie boi się o to, że dowiesz się prawdy i postanowisz się postawić. Nie chcę żebyś cokolwiek dla mnie robiła. Nie chcę byś się narażała Być może widzimy się ostatni raz, dlatego nie chcę, aby tak to się skończyło. Na prawdę się pokochałem, Amando. Wiesz wszystko. To największy dowód mojej miłości.- wyszeptał i niespodziewanie poczułam jak wpija się w moje usta. Zaczęłam je odwzajemniać, ale nie trwało to długo, bo odepchnęłam go, wysiadając z auta. Zauważyłam jak Megan podchodzi do nas, uśmiechając się chytrze, a ja podeszłam do niej i stanęłam twarzą w twarz. Czułam na sobie wzrok Harry'ego. Bał się, że powiem jej, że wiem. Czułam to.
- Amy! Jak wakacje?- zapytała z udawanym entuzjazmem, a ja prychnęłam patrząc jej w twarz.
- Jak możesz być taka podła?- zapytałam, ale ona nie odpowiedziała. Wpatrywała się w jakiś punkt za mną i wiedziałam, że  był to Styles. Jej spojrzenie mówiło mniej więcej "znów jestem górą, Harry."
- W każdym razie, gratuluję.- zaczęłam, pokazując na jej brzuch.
- Ale nie jestem pewna, czy dziecko nie dostanie zawału jak cię zobaczy.- to były moje ostatnie słowa, bo nie czekając na jej odpowiedź, wycofałam się. Widząc, że Louis z Gemmą wychodzą po mnie, więc zatrzymując się przed Harrym spojrzałam w jego załzawione oczy.
- Możesz być spokojny. Twój sekret jest bezpieczny ze mną, bo mimo, że cię nienawidzę, kocham cię równie mocno.- szepnęłam, posyłając mu nasze ostatnie spojrzenie.







Rozdział 24 za nami!
Dowiedzieliście się w końcu jaki sekret skrywała Amy oraz jakie tajemnice łączą Harry'ego i Megan. Spodziewaliście się tego? Pewnie, że tak. Ale co teraz będzie? Harry wyjeżdża na zawsze? Amy umiera? Ale przecież nie może się to tak skończyć! Prawda? A może, może? Cóż...

Za chwilę koniec roku! Kto się cieszy? Ja kończę gimnazjum. Zobaczymy jak to będzie.
Rozdział wyszedł długi i na prawdę smutny. Podobają mi się te głębokie myśli.
Eh.
A teraz mam dla was zadanie:
Proszę, abyście napisali jakie były wasze ulubione sceny z opowiadania. Jestem ciekawa co napiszecie :)
Proszę o komentarze!
Do następnego :)
























6 komentarzy:

  1. I nieeeeeeeee! Jestem w szoku!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże święty...nie spodziewałam się czegoś takiego! Nie spodziewałam się, że tak wszystko może się spieprzyć. Nie sądziłam, że ten rozdział będzie taki...wstrząsający. Chyba nie byłam przygotowana na niego psychicznie, bo jak go czytałam, to co chwilę musiałam robić sobie przerwę, aby poukładać nowo nabyte informacje!
    Oddaję ci pokłony, kobieto! Jesteś mistrzynią komplikowania sytuacji! Nigdy nie myślałam, że Amanda może mieć raka. Że Megan jest morderczynią, a Harry zabił matkę Amy. Po prostu tak ci zazdroszczę! Jesteś genialna, Syśka ( mogę tak pisać, co nie?). Gdybym ja umiała tak komplikować historię na moim blogu, a tak wszyscy wiedzą, co się wydarzy. U ciebie natomiast był to kompletny szok!
    Ale teraz do rzeczy...jestem załamana wykryciem raka u Amandy. Nie sądziłam, ze to jest ta jej tajemnica. Kiedy powiedziała Harry'emu o nowotworze, od razu przypomniały mi się te jej wszystkie omdlenia. Że tez ja się nie zorientowałam! Cholera, ona nie może umrzeć. Mia wyzdrowiała, Liam także, ona też musi. Uwielbiam Amy! Nie mogę nadal uwierzyć, jak bardzo jest chora. I to, że reszta tego nie wiem. Przecież będzie musiała im powiedzieć, prawda? Ale co wtedy? Co z Mią? Przez ona ma dopiero kilka lat. A Liam? Jak on zareaguje na wieść o tym, że jego najlepsza przyjaciółka umiera? Tyle pytań.
    A wyznanie Harry'ego? Tego też się nie spodziewałam. Znaczy podejrzewałam, że on ją kryje czy coś, ale myślałam, ze chodzi o narkotyki czy coś, ale nie o morderstwa! I to jeszcze on musiał po niej "sprzątać". Jaka ta Megan jest....ugh. Jeszcze gorsza od Diany! Na początku zdenerwowało mnie, kiedy Harry to wszystko tłumaczył Amy, a ona chciała wysiąść. Przecież wyraźnie mówił, że musiał to robić, ponieważ jego rodzina by ucierpiała, ale kiedy powiedział, że zabił jej matkę, sama bym się zachowała tak jak Amanda. Co nie zmienia faktu, że i tak szkoda mi Stylesa. Wpakował się w takie gówno. Współczuje dziecku Megan. Będzie miało okropną matkę. Chyba lepiej, gdyby je po prostu usunęła i oszczędziła mu cierpienia.
    A co do tych ulubionych scen...wszystkie były genialne oprócz tych z Megan oczywiście. Na pewno podobały mi się urodziny Amy, ta piosenka i życzenia Louisa. To, jak Amy odnalazła Liama. No i na pewno przejażdżka wózkiem inwalidzkim z Louisem i Mią! O, no i scenki z Liamsonem ( wciąż mi tu go brakuje, musisz go w końcu dodać). I w ogóle nagle przypomniało mi się, że w twoim opowiadaniu jest także Thomas. Pamiętasz go jeszcze? Lubiłam go, a później...czy on kręci z Dianą?
    Okey, to chyba wszystko, co miałam do napisania odnośnie rozdziału. Nie musisz mnie powiadamiać o nowych rozdziałach. Jestem u ciebie w obserwatorach i zawsze widzę, kiedy pojawia się nowy, tylko nie zawsze mam czas, aby od razu go przeczytać.
    Ja też chcę ci podziękować ta twoje komentarze na moim blogu, kochana. Zawsze cierpliwie czekam, aż coś napiszesz, bo uwielbiam je czytać. Dzięki nim mam ochotę pisać dalej! Dajesz mi weny.
    Pozdrawiam i do następnego !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kur...jaki długi mi wyszedł ten kom! Nawet nie wiedziałam, ale cóż, należy ci się :) Mam nadzieję, że nie uśniesz, jak będziesz to czytać.

      Usuń
  3. wow! genialny <3 smuuutnooo :(( mam nadzieję że Amy przeżyje i może będzie z Liamem? :D no cóż a niecierpliwością czekam na next :* ! a co do ulubionego momentu to nie potrafię wybrać :P /Marcysia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Normlanie na moja wrażliwośc za duzo zlego sje dzieje za bardzo sie w to wkrecam chyba dostane nerwicy ale piekne opowiadanie! Next :*

    OdpowiedzUsuń
  5. wow nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji czekam na nexta kiedy następny życze weny pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń