niedziela, 21 czerwca 2015

25. "Teraz wszyscy mówią, że to naprawdę nie jest tego warte. Lecz nawet jeżeli to prawda, nikt na świecie nie może mnie powstrzymać przed ruszeniem do przodu. Nikt nie równa się z tobą".




POV Amy





Zamknęłam oczy i zaczerpnęłam rześkiego powietrza do moich płuc, zanim ruszyłam niepewnym krokiem przed siebie. Trzymając w jednej ręce walizce, szłam chwiejnym krokiem, czując, że zaraz upadnę. Nie teraz... Błagam. Jesteś silna. Dasz radę. Nie możesz się teraz rozbeczeć jak mała dziewczynka. No dalej! "Po prostu jesteś słaba Amy. Pogódź się z tym, że kolejny raz zostałaś oszukana." Zamknęłam oczy, czując jak zaczynają mnie piec. "To nie wróży niczego dobrego." Usłyszałam moje imię. Raz. Drugi. Trzeci. Dopiero po chwili otrząsnęłam się z transu, uświadamiając sobie, że od kilku minut stoję, nie ruszając się z miejsca. Louis zdążył wziąć ode mnie walizkę, a Gemma stała, trzymając mnie za ramiona i wpatrując się zaniepokojona w moją twarz. Nic nie mówiła. Nie odezwała się. Nie pytała. To dało mi do myślenia. Spojrzałam tylko w jej pełne współczucia tęczówki, zanim nic nie mówiąc wyminęłam ją i ruszyłam w stronę domu. Nienawidzę tego spojrzenia. Nienawidzę litości. Trzęsącymi się dłońmi pchnęłam drewniane drzwi. Zrobiłam kilka kroków. Dwa? Trzy? Weszłam do salonu. Moim oczom ukazał się widok, który powinien mnie ucieszyć. Powinien. Na podłodze, na dywanie siedziała mała, ciemnoskóra dziewczynka, a zaraz obok niej jedyna osoba, która pozostała mi na tym marnym świecie. Zaraz obok na kanapie siedział Niall i Caroline, trzymający się za ręce. Zacisnęłam zęby, aby jak najdłużej utrzymać natrętne łzy pod powiekami. "Nie teraz... Nie teraz...". Zayn i Perrie stali w kuchni, która była połączona z salonem i robili coś przy ekspresie. Wszyscy na mój widok zaprzestali obecnych zajęć i jak na znak spojrzeli w moim kierunku. "Nie róbcie tego... Czuję się osaczona". Patrzyłam na każdego nie zdolna się odezwać. Oni także się nie odezwali. Nie podeszli się przywitać. Dopiero teraz mnie olśniło. "Oni wiedzą... Wiedzą o wszystkim. Chryste...". Zagryzłam dolną wargę, odnajdując spojrzeniem tęczówki Liama, które w blasku słońca mieniły się czernią. Czerń może się mienić? Chryste... Amy, o czym ty myślisz? "O wszystkim byle nie o nim". Świetnie. Jak tak dalej pójdzie to zaraz władze nade mną przejmie mój wszechwiedzący umysł. Zresztą... Serce i tak za chwile nie będzie mi do niczego potrzebne. Zanim brązowooki zdążył się odezwać, mała kruczowłosa uprzedziła go.
- Mama!- usłyszałam, a zaraz potem poczułam jak małe rączki obejmują mnie w tali. Nie potrafiłam się nawet uśmiechnąć. Co ze mnie za matka? Objęłam ją tylko lekko w pasie i ucałowałam w czubek głowy.
- Witaj kochanie.- szepnęłam, a mała spojrzała na mnie zmartwiona.
- Gdzie wujek Harry?- spytała, a mnie ścisnęło serce na sam dźwięk jego imienia. Przełknęłam ślinę, szukając na twarzach pozostałych ratunku. Gemma chyba załapała, bo chwyciła dziewczynkę za rączkę i rzekła:
- Kochanie, później porozmawiamy. Mamusia jest zmęczona. Idź się pobaw do siebie.- jej ciepły ton głosu przekonał dziewczynkę. Mia ostatni raz mnie objęła, po czym pobiegła do siebie. Nadal stałam osłupiała, wpatrując się w jeden bezsensowny punkt na ścianie.
- Amy? Wszystko w porządku?- usłyszałam głos Perrie. Automatycznie na nią spojrzałam, na co ona lekko się wzdrygnęła. Tylko dlaczego? Czyżby mój wzrok był aż tak bardzo palący? Spojrzałam na twarze pozostałych, kiwając twierdząco głową. Zaraz jednak poczułam jak moje policzki robią się mokre od łez i w tym momencie zaczęłam gorączkowo machać głową na "nie".
- Nie.- szepnęłam, zalewając się potokiem łez. Klęknęłam na podłogę, nie panując już nad niczym. Było mi wszystko jedno.
- Nic nie jest w porządku.- szeptałam, w pewnym momencie czując jak czyjeś mocne ramiona mnie obejmują. Byłam pewna, że to Liam, ale kiedy podniosłam wzrok zauważyłam Zayna. Perrie stała obok i trzymała go za ramie, próbując dodać mnie tym samym otuchy. Spojrzałam na miejsce gdzie sekundę temu siedział Payne. Teraz zauważyłam tylko pustkę.




POV Liam



Wybiegłem z domu jak oparzony, nie mogąc dłużej znieść tego widoku. To nie była już ta sama Amy, którą żegnałem kilka dni temu. To nie była już moja Amy. Do domu weszła pusta skorupa, która tylko ją przypominała. A ja doskonale wiedziałem, kto zabrał nam prawdziwą Amandę. Nie mogłem znieść widoku jej łez. Kiedy namawiałem ją do wyjazdu z nim, byłem przekonany, że to dobry pomysł. Dopiero, kiedy kilka minut później Zayn i Perrie powiedzieli mi, że Styles zrobił Megan dziecko i, że wyjeżdżają, ścisnęło mi serce. To po jaką cholerę on ją zabierał? Dla zabawy? Dla rozrywki? Nic już z tego nie rozumiałem. To wszystko było beznadziejne. Znałem Harry'ego wcześniej. Nie był taki. Trudno w to uwierzyć, ale kiedyś był kochającym, czułem i troskliwym chłopakiem. To już nie był ten sam Styles. Jego już dawno nie było. A teraźniejszego Harry'ego miałem ochotę rozszarpać na strzępy. Nienawidziłem go. Zachowywał się jak dupek w stosunku do wszystkich. Do Gemmy, Do nas. Do Amy. Do mojej małej kruszyny. Miałem ochotę wygarnąć mu w twarz co o nim myślę. Tego było za wiele. Gówno obchodziły mnie jego chore sekrety. Nie można tak z dnia na dzień opuszczać zespołu, przyjaciół, rodziny, wszystkiego. Kiedy byłem przed odpowiednimi drzwiami, nie pukając po prostu wszedłem. Zacisnąłem pięści, będąc gotowy mu przywalić. Coś jednak mnie zatrzymało. Nie pozwoliło iść dalej. Stanąłem i zacząłem podsłuchiwać. Choć nie było to trudne. Z salonu dobiegły mnie odgłosy kłótni.
- Teraz nauczysz się wreszcie, jak być grzecznym chłopczykiem.- Megan. Wszędzie poznam ten żmijowaty ton głosu. Chciałem ruszyć dalej, ale kiedy odwracałem się, strąciłem lampkę, która z hukiem upadła na podłogę. Dźwięki w salonie ucichły, a zaraz potem moim oczom ukazała się sylwetka chłopaka. Lokaty patrzył na mnie zszokowany, tak jak i ja na niego.
- Co ty tu robisz?- warknął wściekły. Zmarszczyłem brwi, zauważając, że jego koszula jest niemal w strzępach, a z jego ramienia przecieka przez materiał ciemna maź. Chłopak, widząc, że się w niego wpatruję, szybko zasłonił ramię dłonią. Co to do cholery było? Postanowiłem to jednak zignorować i przejść do sedna sprawy.
- Przyszedłem pogadać.- powiedziałem ostrym tonem. Kiedy lokaty miał coś powiedzieć, uprzedziłem go.
- O Amy.- zauważyłem jak wyraz jego twarzy mocno się zmienia. Jego sylwetka się spięła, a szczęka zacisnęła. Mierzył mnie wzrokiem, nerwowo odwracając się za siebie.
- Kochanie, kto to?- usłyszałem przesłodzony głos Pollsoon. Przewróciłem oczami, ale Harry'emu nie było do śmiechu. Spojrzał na mnie przerażony i warknął.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Musisz iść, Liam.- patrzyłem na niego zszokowany. Prychnąłem, robiąc krok w jego kierunku. Brunet przeniósł wzrok na mnie i cofnął się, wyjmując coś z kieszeni. Uniosłem dłonie, widząc broń wycelowaną z moją skroń.
- Powiedziałem wyjdź.- zauważyłem w kącikach jego oczu łzy. Kompletnie nic już z tego nie rozumiałem. Co tu się w ogóle dzieje?
- Harry... co się z tobą stało?- zapytałem, ale zamiast otrzymać odpowiedź usłyszałem tylko dźwięk ładowanej broni. Zacząłem się wycofywać, rozumiejąc, że nie żartuje.
- Niezły z ciebie sukinsyn. Zasłużyłeś na jej nienawiść.




*Dwa tygodnie później*


POV Amy



- Amy! Otwórz, proszę! Chcemy ci pomóc.- słyszałam głosy, dochodzące zza drzwi mojej łazienki. Były one jednak przytłumione, przez cholerny ból głowy, brzucha i każdej innej części mojego ciała. Siedziałam w toalecie już od godziny, nie dając znaku życia. Co jakiś czas, osoby zza drzwi mogły usłyszeć dźwięk wymiocin rozbijających się o muszlę. Tylko to utwierdzało ich w przekonaniu, że żyję. I, że faktycznie coś było nie tak. Nie rozumiałam co się dzieje. Od tygodnia nic nie jadłam, ale nie było to spowodowane ostatnimi przeżyciami. Powodem było to, że cokolwiek wzięłam do ust, automatycznie lądowało w toalecie. Co się do cholery dzieje? Umierasz, Amy. To się dzieje...".
- Posłuchaj, Amy. Liczę do trzech. Jeśli nie otworzysz, wymarzymy drzwi, rozumiesz?- usłyszałam. Nadal jednak nie ruszyłam się z miejsca, czując jak nadchodzi kolejna fala wymiotów. Nie chciałam żeby widzieli mnie w takim stanie. Nie miałam ochotę na rozmowę, wyjaśnianie. Oni nadal nie mieli o niczym pojęcia. I chciałam, żeby tak zostało. Nie byłam jednak pewna ile jeszcze zdołam to ukrywać.
- Raz... Dwa...- uświadamiając sobie, że nie żartują, czołgając się ruszyłam do drzwi.
- Trzy!- w tym samym momencie przekręciłam kluczyk, a drzwi z hukiem uderzyły o ścianę. Oparłam się o zimną powierzchnię i podkuliłam nogi. Caroline, widząc mnie przytuliła się do Niallera. Zayn za to szeptał coś do Perrie, na co ta skinęła głową. Liam natomiast klęknął przede mną, patrząc na mnie z łzami w oczach.
- Idźcie stąd. Nie chce żebyście mnie taką oglądali.- chciałam brzmieć pewnie, ale z moich ust wydobył się tylko niezrozumiały szept. Liam nic nie robiąc sobie z moich słów, usiadł obok mnie i przytulił mocno do siebie. Nie miałam siły jednak odwzajemnić uścisku. Nie miałam siły nawet na to, aby oddychać.
- Skoczę do apteki.- usłyszałam Perrie, a mój wzrok podążył za nią.
- Nie ma takiej potrzeby.- szepnęłam, będąc pewna swego. Wiedziałam po co poszła, ale byłam pewna, że to przez ten cholerny nowotwór. Nie dopuszczałam innej myśli do mojej świadomości. Nie mogłam. Nie chciałam. Chłopcy spojrzeli po sobie ze smutkiem w oczach. Liam mocniej tulił mnie do siebie, a ja czułam jak powoli odpływam w jego uścisku. Nie trwało jednak długo jak blondynka wróciła, podając mi pudełeczko. Wzięłam je w dłonie i nie patrząc na nich rzekłam:
- Nie chcę.- usłyszałam ciche westchnięcie Liama, a zaraz potem poczułam jak się podnosi. Przyjemne ciepło znów zastąpiła zimna aura, która towarzyszyła mi od odejścia lokatego.
- Musisz. Czekamy w pokoju. - usłyszałam z ust Caroline, a po chwili zostałam sama. Jedynym towarzyszem było małe pudełeczko, które ściskałam w ręce. Wzięłam głęboki wdech i przeczytałam instrukcję. Chyba nie mam wyjścia.
Kiedy skończyłam, drżącą dłonią przekręciłam kluczyć w drzwiach. Wciąż nie mogła uwierzyć. Nie wiedziałam co mam myśleć. Radość? Złość? Przygnębienie? Strach? Aktualnie nie czułam nic. Po chwili jednak moim ciałem zaczęło trząść. Nie kontrolowałam tego. Upadłam na podłogę, opierając się o ścianę. Wszyscy jak na znak spojrzeli na mnie, aby zaraz do mnie podbiec. Bali się. Widziałam to w ich oczach. Ja się nie bałam. Byłam zła. Wściekła. Na siebie. I na niego. Zaczęłam niekontrolowanie krzyczeć i rzucać się. Zalałam się kolejną dawką łez. "Ciekawe czy one kiedyś się kończą?" 
- Hej, Amy. Damy radę. Wszystko będzie dobrze.- słyszałam z ust Liama, który przerażony moim nagłym atakiem próbował mnie uspokoić w swoich ramionach. Wyrwałam się z jego uścisku i gwałtownie wstając krzyknęłam.
- Nic nie rozumiesz! Nie mogę być w ciąży. Nie teraz. Nie z nim. Nie mogę... nie mogę...- mówiłam w kółko, a chłopak nadal uporczywie tuląc mnie do siebie powtarzał, że będzie dobrze. Tylko, że on nic nie rozumiał. To nie miało prawa się dobrze skończyć. Były tylko trzy wyjścia i wszystkie trzy kończyły się równie źle. Albo ono umrze, albo ja. Albo umrzemy oboje.








Witam misie!
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale sami wiecie- koniec roku, urwanie głowy.
Zacznę może od wiadomości. Postanowiłam troszkę namieszać w tym opowiadaniu. Jak widzicie zresztą ;) Miało się ono skończyć za kilka rozdziałów, a prawdopodobnie nie skończy się. Postanowiłam przeciągnąć fabułę i namieszać dużooo w życiu naszych bohaterów. Postanowiłam także, że zanim nie skończę tego bloga nie zacznę pisać innych. Także Promise nie ruszy, dopóki nie skończę tego, jeśli w ogóle ruszy, ale to jeszcze nie wiadomo ;) The Expendables także zostaje zawieszone. Chcę się skupić na jednym opowiadaniu i jest to właśnie to. Być może będzie to mój pierwszy i ostatni blog, bo zaraz liceum i chcę się skupić na nauce, a jednak pisanie bloga wymaga troszkę czasu ;) Ale nie martwcie się bo to opowiadanie na pewno skończę i na pewno jeszcze potrwa one dość sporo czasu.
W piątek dostałam wyniki z egzaminu. Powiem szczerze, że jestem z siebie dumna :D Mam wszystko powyżej 50% z czego jestem bardzo zadowolona. Teraz tylko czekać na wyniki czy przyjęli mnie do ukochanego liceum <3
Co do rozdziału...
Amy w ciąży? Z Harrym? Harry groził bronią Liamowi? :o Co teraz będzie? Co z dzieckiem? Przecież Amy ma nowotwór... UUU... jak ja lubię dramaty xD Wiem, jestem nienormalna xD
Pochwalę się jeszcze, że za tydzień przyjeżdża moja kuzynka z Norwegii <3 Pozdrawiam jej mamę- Bożenkę, która także czyta to opowiadanie. Pozdrawiam też moją mamę, która również to czyta i jutro przylatuje w odwiedziny ;)
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłych wakacji <3 *prawie*


















2 komentarze:

  1. Cudownie piszesz. Pierwszy raz natknęłam się na Twoje opowiadanie i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Dużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No hejka!
    Jejku, nawet nie wiesz, jak się zobaczyłam, kiedy tylko zobaczyłam nowy rozdział! Przeczytałam go z prędkością światła! Ale najpierw zacznę od...histerii, bo kiedy tylko przeczytałam twoją notkę, zrobiło mi się smutno. Znaczy cieszę się oczywiście, że postanowiłaś wydłużyć fabułę i sporo tutaj namieszać, jestem ci za to wdzięczna. I powiem ci, że dobrze zrobiłaś, zawieszając tamte blogi. Z doświadczenia wiem, że lepiej skupić się na jednym blogu i go skończyć, a dopiero potem zająć się drugim. Ale co mnie takiego zasmuciło? Że chcesz zakończyć pisanie. Tak, wiem, że po wakacjach będzie jeszcze więcej nauki, ale myślę, że nie powinnaś przerywać pisania. Zwłaszcza, że jesteś tak dobra! Poza tym nie będę miała weny, przez co moje opowiadanie się zawali. Szkoła szkołą, ale chyba nie można przez to przerywać swoich pasji. Tak, pisanie zajmuje sporo czasu, ale przecież nie musisz dodawać rozdziałów co tydzień. Mogą być nawet co dwa tygodnie i to niezbyt długie, ja to wytrzymam, tylko nie przerywaj pisania!
    A teraz co do rozdziału...był naprawdę fantastyczny! Jejku, jestem pod wrażeniem. Prawie się popłakałam ( to też wina tej piosenki, którą wstawiłaś na początku). Tak bardzo szkoda mi Amandy. Ona ma tutaj najgorzej. Zakochała się w Harrym, który zabił jej matkę, oraz wyjeżdża, zaszła z nim w ciążę, będąc chora na nowotwór. Nie wiem, co bym zrobiła na jej miejscu. Naprawdę nie wiem, jak z nią dalej będzie. Przecież ona tego nie wytrzyma. Tak dużo przytrafiło jej się w tak krótkim czasie! Przyjaciele są teraz niezbędni...szczególnie Liam.
    Harry zwariował. On naprawdę zwariował. Groził mu bronią? Wiem, ze to pewnie przez Megan, ale i tak jestem w szoku. I stan, w jakim zastał go Liam. Co oni tak, do cholery, wyprawiali? Niech on się wreszcie od niej jakoś uwolni. Niech ją coś potrąci. Wszystkim komplikuje życie.
    Ale z tego wszystkiego najbardziej martwi mnie ta ciąża Amy. Przecież ona umiera...a co z dzieckiem?
    Cóż, pozostaje mi tylko czekać na rozwój wydarzeń. Jestem pewna, że znowu nas zaskoczysz :)
    U mnie już nowy rozdział:)

    OdpowiedzUsuń