Menu

piątek, 23 stycznia 2015

4. "Nasza pamięć przechowuje okruchy wspomnień, które uwalnia zawsze w (nie)właściwym momencie"

                                                                            ***

- Liam! Nie tak szybko. Nie nadążam za Tobą!- wołałam, usiłując dogonić mojego przyjaciela, który stworzył nową teorie „młodszy nie zawsze oznacza wolniejszy”.
- No nie mów, że już wymiękasz Amy!- chłopak stosował zawsze ten sam środek dopingu. I przyznam się, że przeważnie pomagało. Ale nie tym razem. Padłam wykończona na gorący piasek, ciężko dysząc. Był piękny, gorący lipcowy wieczór. Mimo późnej pory w powietrzu temperatura odczuwalna była powyżej trzydziestu stopni. Zresztą, czemu się dziwić? Przecież to Kalifornia! Tutaj zawsze tak jest. Siedząc, wyprężyłam głowę w kierunku słońca, które znajdowało się już coraz bliżej horyzontu. Zamknęłam oczy wchłaniając ostatnie promienie. Moja sielanka nie trwała długo, gdyż po chwili, mojego żółtego przyjaciela zakrył jakiś cień. Powoli otworzyłam jedno oka, potem drugie, a widząc co, a raczej kto to jest uśmiech automatycznie wkradł mi się na twarz. Liam. Wysoki brunet o brązowych oczach, pięknym uśmiechu którym obdarzał mnie codziennie oraz optymizmem którym dzielił się z każdym napotkanym człowiekiem. Poznaliśmy się siedemnaście lat temu... siedemnaście lat i wciąż tacy sami. Teraz jesteśmy już pełnoletni. I wciąż nic się nie zmieniło. Przyglądając się opalonej klacie chłopaka zagryzłam dolną wargę. Był przystojny. Bardzo przystojny i ja doskonale sobie z tego zdawałam sprawę. Mimo to nie miał dziewczyny. Dlaczego? Twierdził, że jemu jest dobrze jak jest. Czasem, kiedy ktoś widząc nas używał zwrotu „ale z Was śliczna para!”, dziękowaliśmy i przytakiwaliśmy, a gdy dana osoba oddaliła się, wybuchaliśmy niekontrolowanym śmiechem. Mimo wszystko nie byliśmy razem. Mieliśmy określone zasady których się trzymaliśmy i dzięki którym nasze relacje nigdy nie przerodziły się w coś głębszego. Co ja gadam?! Jak w nic głębszego! Kochaliśmy się jak rodzeństwo. Pragnęłam, aby tak było już zawsze. Ten wariat zarażał pozytywną energią! Za to go kochałam.
- Hallo!! Ziemia do Amy!- popatrzyłam na niego zdezorientowana na co on tylko się zaśmiał.
- Ja rozumiem, że jestem nieziemsko przystojny i trudno oderwać ode mnie wzrok, ale Ty patrzysz się już na mnie jakieś dziesięć minut!- dopiero po chwili dotarło do mnie o co mu chodzi. Siedząc i rozmyślając, gapiłam się na niego bez przerwy. No ładnie... Zawstydzona spuściłam wzrok. Mimo, że nic do niego nie czułam, zawsze rumieniłam się kiedy mówił coś w rodzaju komplementu. Liam usiadł obok mnie podnosząc mój podbródek tak, że patrzyliśmy sobie w oczy. Uśmiechnął się nieśmiało, a ja to odwzajemniłam. Nie potrzebne były słowa.
Jedno spojrzenie...
Jeden uśmiech...
Jeden gest...
I wszystko było wiadome. Oparłam głowę o jego tors, a ten objął mnie ramieniem. Siedzieliśmy w cichy delektując się swoją obecnością.
- Tak, tak. Przystojny i do tego taaaaki skromny.- przerwałam cisze która panowała przez dłuższą chwilę. Ani się obejrzałam, a siedziałam na chłopaku, a ten biegł niosąc mnie „na barana”. Kiedy on zdążył mnie tak posadzić do cholery?! (O.o) Nie trwało długo zanim zaczęłam się szarpać i krzyczeć.
- Liam debilu! Postaw mnie na ziemie! Boję się!- ten tylko zaczął się śmiać, a na ziemie i tak mnie nie postawił! Śmiechom i zabawie nie było końca. Kiedy znaleźliśmy się pod moim domem, pożegnaliśmy się krótkim buziakiem w policzek, po czym brunet poszedł do domu znajdującego się naprzeciwko. Pomachałam mu, a potem przywitawszy się z rodzicami, wbiegłam do swojego pokoju mile wspominając dzisiejszy dzień.


*Rano*


Obudził mnie dźwięk smsa. Otworzyłam oczy i w pierwszym odruchu spojrzałam na zegarek. Było po szóstej rano. No bez jaj... Mimo, że byłam nauczona do porannego wstawania poprzez zakres godzin w szpitalu w którym pomagałam, w wakacje nie potrzebowałam wstawać tak wcześnie. Leniwie usiadłam na łóżku rozciągając mięśnie. Zabrałam telefon do ręki, a kiedy zorientowałam się, że na wyświetlaczu widnieje uśmiechnięta mordka oraz nazwa kontaktu „Liam;*” uśmiech automatycznie wkradł mi się na twarz. Otworzyłam smsa, a jego treść odrobinę mnie zaskoczyła.

„ Spotkajmy się za 15 minut na plaży.
To pilne. Proszę, przyjdź...
Liam xx”


Nie mam pojęcia o co mu może chodzić o tej porze... Ale on zawsze miał zwariowane pomysły. Zobaczymy co tym razem wykombinował.
Zarzuciłam na siebie bluzę i wyszłam w wyznaczone miejsce.

*15 minut później.


Szłam boso, czując pod stopami zapadający się pode mną piasek. Mimo wczesnej pory było dość ciepło, choć wiatr wiał rozwiewając na wszystkie strony kosmyki moich kasztanowych włosów. Zauważyłam Liama siedzącego plecami do mnie. Podeszłam, a gdy tylko delikatnie dotknęłam jego ramienia ten automatycznie odskoczył na równe nogi. Stał przede mną wpatrując się swoimi brązowymi oczami we mnie. Lustrując moją twarz. Nic nie mówił. Milczał. Miałam złe przeczucia, choć nie miałam do tego żadnych podstaw. A jednak się czegoś obawiałam.
- Coś się stało?- spytałam, nie wytrzymując ciszy. Ten w odpowiedzi chwycił moje ręce i zamknął je w swoich. Trzymał je mocno, jakby bał się, że mu ucieknę. A ja miałam coraz gorsze przeczucia. Po chwili, brunet westchnął głęboko.
- Amy...- zaczął- na początku mi obiecaj, że bez względu na to co się stanie zawsze będziemy sobie bliscy. Zawsze będziesz o mnie pamiętać. A ja będę pamiętał o Tobie...- patrzyłam na niego osłupiała i nie mogłam pojąć o co mu właściwie chodzi. Uśmiechnęłam się do niego myśląc, że to żarty.
  - Brzmi jak pożegnanie.- zaśmiałam się, lecz widząc łzy w kącikach jego oczu, posmutniałam. Chłopak tylko mocniej ścisnął nasze dłonie. Łzy polały mu się z oczu. Nie tamował ich. Nawet nie usiłował.
- Obiecasz?- widząc go, po mojej twarzy także bezwładnie spłynęło kilka łez. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Bałam się zapytać. Bałam się uzyskać odpowiedzi. Skinęłam tylko głową, a on uśmiechnął się ciepło przez łzy i mocno się we mnie wtulił.
Na koniec ucałował lekko w czubek głowy i szepnął:
- Otwórz to za godzinę. Wcześniej nie wolno Ci tego robić. - mówiąc to podał mi niedużą, niebieską kopertę. Po chwili kontynuował:
- I pamiętaj. Zawsze będziesz w moim sercu Amy. Kocham Cię.- i odszedł. Tak po prostu. A ja stałam na plaży, nie mogąc zareagować. Stałam i patrzyłam jak odchodzi.



                                                                          ***


Siedziałam na podłodze opierając się o miękkie łóżko z pościelą w moich ulubionych, pastelowych kolorach ściskając w ręku niebieską kopertę. Znów ten sen. Znów wspomnienia. Nie miałam go od roku. Dlaczego akurat teraz? Dlaczego po czterech latach po jego odejściu wciąż cholernie za nim tęsknie? Dlaczego nie mogę po prostu zapomnieć? „Bo nie da się zapomnieć o osobie która tak wiele dla Ciebie znaczyła. Obiecałaś mu”. I dotrzymujesz danej obietnicy.
A czy on pamięta?
Wpatrywałam się w papier, który wyjęłam z opakowania. Kusiło mnie żeby znów go przeczytać. Choć zawsze było to dla mnie bolesne. Przemogłam się. Musiałam to zrobić. Odczuwałam wewnętrzną potrzebę. Coś kazało mi to zrobić. Rozłożyłam kawałek wymiętego i zżółkniętego ze starości materiału. Woń jego perfum uderzyła do mojej głowy niczym narkotyk wywołując wspomnienia. Przełknęłam głośno ślinę i wbiłam wzrok w list. Jedną z dwóch pamiątek po starym przyjacielu.





Droga Amy!

Na początku chcę Ci powiedzieć, że pisząc ten list drżą mi ręce, a w oczach pojawiają się łzy. Przekładałem pisanie go jak najdłużej. Teraz jest 5 rano, a ja siedzę nad kawałkiem papieru myśląc jak ująć to wszystko w słowa.
Pamiętasz jak wyjeżdżałem do Londynu nagrywać odcinki do Xfactora? Tak bardzo chciałaś jeździć ze mną ale nie miałaś serca opuszczać dzieciaków ze szpitala. Ja sam odciągałem Cię od tych pomysłów i jeździłem sam. Brakowało mi pewności siebie. Bo Ciebie nie było obok. Brakowało mi Twoich dopingów, że dam radę. Że wystarczy uwierzyć. Ale czułem się lepiej wiedząc, że oglądałaś każdy odcinek. Wiedziałem, że mocno trzymasz za mnie kciuki. I dobrze wiesz jak to się skończyło... Wygrana... zespół. Nie miałaś okazji poznać chłopaków. Są świetni. Pytali o Ciebie. Dużo im o Tobie mówiłem. Cieszyłaś się z moich sukcesów chyba bardziej ode mnie. Pamiętam, że jak wróciłem rzuciłaś mi się na szyję i zaczęłaś płakać. Ja zresztą też. To głównie dzięki Tobie udało mi się tyle osiągnąć. Dzięki temu, że siedemnaście lat temu pojawiłaś się w moim życiu. Pamiętasz jak się to zaczęło? Byłaś rok starsza i spotkaliśmy na plaży. Budowałaś zamek z piasku. Jak na swoje dwa lata, umiałaś już dość sporo. Chodziłaś, znałaś wiele słów. A ja? Dopiero zaczynałem raczkować. W sumie, czego się spodziewać po rocznym dziecku? Pamiętam tylko jak opowiadali nam to rodzice. Pamiętasz? Podobno jakiś starszy chłopak podszedł do Ciebie i rozwalił owoc Twoich wysiłków.. Wtedy ja zacząłem stawiać pierwsze kroki. Podszedłem do Ciebie. Płakałaś. Chłopak zdążył już uciec. Zobaczyłaś mnie i automatycznie przestałaś. Ja podszedłem bliżej i po prostu... przytuliłem Cię. Ty odwzajemniłaś. Zaczęliśmy razem budować nowy, większy zamek. I tak zaczęła się nasza przyjaźń...


Mimo, że czytałam ten list setki razy, za każdym razem z moich oczu lały się słone łzy. I tym razem nie było inaczej. Znów, pod wpływem wspomnień po policzkach spłynęło kilka samotnych kropel. Szybko je starłam i kontynuowałam.



Wiem- robię wszystko żeby tylko nie dojść do najistotniejszej sprawy. Wiem, że powinienem powiedzieć Ci o tym wprost. Twarzą w twarz. Ale Amy... Nawet nie wiesz jakie to dla mnie ciężkie. Prawdopodobnie bardziej bolesne niż dla Ciebie. Choć tego nie mogę być pewien w 100%. Zawsze byłaś ta bardziej wrażliwa. Choć starsza, nigdy nie traktowałaś mnie poniżej poziomu. Zawsze byliśmy równi. Nierozłączni. Jak najlepsze rodzeństwo. I tak się traktowaliśmy. Kiedy ktoś mnie pytał czy mam rodzeństwo odpowiadałem „owszem. Siostrę” i wiem, że Ty odpowiadałaś podobnie. Przechodnie na ulicy robili z nas parę. Pamiętasz? Śmialiśmy się z tego do rozpuku, ale zawsze przytakiwaliśmy. Nie mam zbyt wiele czasu. Chcę się jeszcze z Tobą pożegnać i wręczyć Ci ten papier. Przejdę do rzeczy.... Amm... ja... ja wyjeżdżam...


Te słowa za każdym razem cholernie bolały. I tutaj absolutnie nic się nie zmieniło.



...na stałe. Do Londynu. Teraz mam własny zespół, menadżera. Uwierz mi, że nie jest mi z tym łatwo. Cholera jest mi cholernie ciężko!
Amy... gdybym tylko mógł Cię zabrać ze sobą.... Nie mam siły dalej pisać. Chciałbym żebyś o mnie pamiętała. Żebyś pamiętała, że zawsze będziesz moją Amy.
Moją wrażliwą i kochającą dziewczyną która życie i całe swoje serce poświęca na pomoc dzieciakom. Zawsze Cię za to podziwiałem. Podziwiałem Cię za to, że maluchy do Ciebie lgną. Kiedyś będzie z Ciebie wspaniała mama.
Pamiętaj, że zawsze będziesz moją siostrzyczką... Ułóż sobie życie. Co ja gadam? Ty zawsze miałaś uporządkowane życie. Zawsze wszystko planowałaś. Taką Cię pokochałem. I kocham nadal.


Ps. Noś to proszę zawsze i nie zdejmuj. Choć tyle po nas zostanie.
Domyśl się kto ma drugą część.



Żegnaj
Liam xx





„Pieprzony tchórz. Bał mi się powiedzieć to wprost. Czego się obawiał? Że go nie puszczę?” takie myśli krążyły po mojej głowie po przeczytaniu tego listu pierwsze kilka razy. Przez pierwsze tygodnie od jego wyjazdu nie mogłam tego pojąć. Dopiero potem dotarło do mnie jaki był tego powód.
To było dla niego zbyt bolesne. Nie chciał patrzeć mi w oczy i widzieć jak pęka mi serce. Wolał napisać list. I tak wiele musiało kosztować go to pożegnanie.
A ile kosztowało by mnie?
Dopiero po czasie zrozumiałam, że chciał skrócić nam obojgu ból. I dopiero po czasie zrozumiałam, że powinnam mu być za to wdzięczna. Siedziałam na podłodze, a moja lewa ręka zaczęła sunąć w górę, nad piersi, aż natknęła się na mały, złoty łańcuszek. Pół serduszka z napisem „forever...”. Ani razu go nie ściągnęłam. Ciekawe czy Liam nosi swoją drugą połowę? Czy może wyrzucił ją w kąt i schował zaczynając nowe życie? Zamknął stary rozdział i zaczął całkiem nowy? Bez denerwującej Amy? Ścisnęłam mocno wisiorek, pozwalając sobie aby reszta słonej cieszy wypłynęła swobodnie na ziemie. Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. Nigdy nie pozwalałam nikomu widzieć jak rozwala mnie od środka. To nie znaczy, że nie płakałam. Wręcz przeciwnie. Nawet przy ludziach. Ale te łzy to był tylko mały pierwiastek z tego, co czułam w środku. Tego nigdy nie pokazywałam. Byłam zbyt dumna żeby to robić. Zresztą, mama też taka była.
Zanim zdążyłam otworzyć oczy, usłyszałam ciche skomlanie, a zaraz po tym poczułam mokry, mały język na swojej twarzy. Kiedy rozchyliłam powieki, moim oczom ukazał się widok, dzięki któremu uśmiech wkradł mi się na twarz.
- Liamson! Ty mały wariacie co Ty tutaj robisz?- psiak oderwał się ode mnie i popatrzył jak na idiotkę. Ja sama uświadamiając sobie sens moich słów klapnęłam się otwartą dłonią w czoło.
- A no przecież! Mieszkasz tu! Przepraszam psiaku ale jestem jeszcze na wpół nieprzytomna.- zerknęłam na zegarek wciąż tuląc do siebie malucha. Rodzice, jeszcze przed moim przyjazdem wszystko zorganizowali. Wstawili małemu do mojego pokoju swoje własne łóżeczko oraz inne drobiazgi których potrzebuje pies. Było po szóstej rano. Pracę zaczynałam o dziewiątej. Czyli miałam jeszcze całe dwie godziny na wyszykowanie się. To masa czasu. Wstałam, odkładając Liamsona na podłogę. Spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam najgorzej. Wystarczyło podkręcić końcówki włosów i zrobić lekki makijaż.
Na koniec narzuciłam na siebie czarne rurki, trampki, białą bluzkę oraz szal w tym samym kolorze i byłam gotowa do wyjścia. Oczywiście pamiętałam o żałobie po ojcu, jednak nie mogłam wyjść ubrana cała na czarno. Dzieci mogły by się mnie wystraszyć, a tego nie chciałam. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Wyglądałam całkiem w porządku. Choć w środku nie było już tak kolorowo jak na zewnątrz.



Liam i Amy <3
Tak słodko <33





3 komentarze:

  1. cuuuuudowne! <3 codziennie odwiedzam tego bloga z nadzieją, że już jest nowe opowiadanie. Dzisiaj patrze i jest! najlepsza niespodzianka! czekam nn! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne ;P Popłakałam się,czytając ten rozdział. Dodaj szybko kolejny ;) /Jagoda

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi sie bardzo to jak rozbudowałas ten rozdział jak zachęcilas mnie jako czytelnika do większej chęci czytania! Delikatne napięcie,potem dreszczyk emocji i smutek i troszkę podniecenia to kompozycja emocji godna dobrego dzieła pisarskiego! Well done)))

    OdpowiedzUsuń