Menu

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

33. "Ballada gołębicy. Odejdź w pokoju i miłości. Pozbieraj swoje łzy, trzymaj je w kieszeni. Zachowaj je na czas, kiedy naprawdę będziesz ich potrzebować".

Komentować mordki! :)






POV Liam




Trzymałem ją za drżącą dłoń, tak mocno jak tylko to było możliwe. W głowie wciąż krzyczały jej słowa. "Bardziej niż śmierci boję się samotności, tam na górze". Nie miałem jednak czasu się nad tym zastanawiać. Kiedy wpatrywałem się w jej zmęczoną i wykrzywioną w grymasie bólu twarz, zrozumiałem jak wielki błąd popełniłem, okłamując ją. Nigdy nie chciałem ją skrzywdzić. Nigdy nie miałem takiego zamiaru. Chciałem ją chronić. I tylko to mną kierowało. Być może dlatego jej słowa tak bardzo mnie zabolały. Moje przemyślenia przerwał jej kolejny krzyk wywołany skurczem.
- Przyj maleńka. Jeszcze jeden raz. Już prawie.- szeptała pielęgniarka, a brunetka wbiła paznokcie w moją skórę. Szeptałem uspokajające słowa, przecierając jej czoło szmatką. Nie chciałem się zastanawiać co będzie gdy wrócimy do domu. Liczyło się tylko tu i teraz. Usłyszałem jej ostatni krzyk. Odwróciłem wzrok, patrząc na małego skarba niesionego przez pielęgniarkę. Coś jednak mi nie pasowało. Coś było nie tak. Zmarszczyłem brwi, przenosząc wzrok z powrotem na dziewczynę, leżącą na łóżku. Automatycznie zapomniałem o wszystkim dziejącym się wokół nas. Wpatrywałem się w jej zmęczoną twarz, która wyrażała więcej bólu niż nawet ja byłem w stanie unieść. Podziwiałem ją. W tym momencie podziwiałem ją jak jeszcze nigdy. Dopiero teraz dotarło do mnie ile tak młoda dziewczyna mogła znieść. Ile jej kruche, wątłe ciało zdołało unieść i ile jej ogromne serce, które chciała darować wszystkim wokół. Posłałem jej lekki uśmiech, głaskając po policzkach. Dziewczyna jednak po chwili jakby wybudziła się z transu i zaczęła rozglądać się z niepokojem. Z obłąkaniem i przerażeniem w oczach spojrzała na mnie.
- Dlaczego ono nie płacze?- szepnęła tak, że tylko ja byłem w stanie ją usłyszeć. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc o co jej chodzi i dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów. Były niepokojące, ale jeszcze bardziej niepokojące było to, że miała rację.
- Dlaczego nic nie słyszę? Co się dzieję?- powiedziała nieco głośnej. Nikt jednak się nie odezwał. Każdy był zajęty swoimi obowiązkami. Szeptałem uspokajające słowa do momentu, kiedy zauważyłem, że moja kruszynka usypia. Dziękowałem w duchu i nadal nuciłem kołysankę. Z letargu wyrwał mnie jednak głos jednej z pielęgniarek.
- Hej, hej, hej! Skarbie, Amy nie zasypiaj.- mówiła, podchodząc bliżej. Zaczęła klepać ją lekko po policzkach, a ja odsunąłem się o krok, nie wiedząc o co chodzi.
- Otwórz oczy Amando. Nie możesz teraz spać.- powtarzała, a ja zmarszczyłem brwi.
- Dlaczego? Przecież jest wykończona.- sprzeciwiłem się. Zamarłem, widząc jak kobieta w fartuchu podnosi na mnie wzrok i piorunuje mnie spojrzeniem. Jej kolejne słowa sprawiły, że nie mogłem wykonać żadnego, najmniejszego ruchu, a mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa.
- Nie rozumiesz. Jeśli zaśnie, może się już nigdy nie obudzić.




*W tym samym czasie, w tym samym szpitalu*



POV Megan




- Jeszcze trochę. Da pani radę! Jeszcze raz.- słuchałam zawodzenia pielęgniarki, zwijając się z bólu. Czy oni do cholery jasnej nie mogli mi dać czegoś przeciwbólowego? Myślałam, że zaraz rozerwie mi podbrzusze. Tak. To kategorycznie moje pierwsze i ostatnie dziecko. W końcu od czego są skrobanki? Kolejny głęboki wdech, kolejny przeszywający ból. Krzyk. Kątem oka zauważyłam jak jedna z kobiet niesie coś, kładzie na kocyki i kręci głową z dezaprobatą. Spojrzałam w tamtą stronę doskonale wiedząc co to oznacza.
- Przykro mi.- "a mnie nie..."- pomyślałam. Moje dziecko nie żyło. Ale tylko chwilowo. Wiedziałam, że tak będzie. Można powiedzieć, że zrobiłam to z premedytacją. Ale śmierć tego dziecka pomogła mi tylko w dokonaniu ostatniej fazy mojego planu. Teraz tylko czekałam, aż Dercy wykona swoją część zadania.
- Czas rozpocząć ostatnią część gry.- szepnęłam sama do siebie, uśmiechając się w duchu.




POV Amy




Zostałam przewieziona na jedną z sal. Leżałam sama i czekałam. Czekałam i właśnie to wyczekiwanie było najgorszą z możliwych rzeczy. Czekałam, aż ktoś powie mi co z moim dzieckiem. Czekałam, aż ktoś w końcu powie mi cokolwiek. W tym momencie nie liczyło się nawet to, że Liam o wszystkim już wie. Gemma tu pracowała, więc bez problemu dowiedziała się o wszystkim. I tak byłam przygotowana na to, że już stąd nie wyjdę, więc nie musiałam się martwić o to, że mnie zamordują. Dość śmierci rozegrało się już w ostatnim czasie. Leżałam, patrząc jak aparatura pomaga mi jeszcze normalnie funkcjonować. Chociaż "normalnie to było raczej błędne określenie, zważając na to, że moje serce już prawie nie było. To i tak cud, że przeżyłam poród. "Widocznie Bóg postanowił dać mi jednak czas na pożegnanie". W tym samym momencie, kiedy o tym pomyślałam, z zewnątrz dobiegły dobrze znane mi głosy.
- Wpuście mnie do niej! Muszę z nią porozmawiać! Puszczaj!- słyszałam odgłosy szarpaniny, a mój oddech odrobinę przyśpieszył. Starałam się przygotować na to co zaraz nastąpi. Musiałam być na to gotowa. Odwróciłam głowę, a moim oczom ukazała się wysoka sylwetka chłopaka oraz zaraz za nim Zayna oraz Louisa, którzy starali się go powstrzymać przez wtargnięciem na salę w takim stanie. Wyglądał okropnie. Potargane włosy, wymięta koszula, podkrążone oczy. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że przecież to on był przy mnie cały czas. Nie Harry. Mimo, że nie był biologicznym ojcem mojego dziecka, traktował je jak swoje. Kochał mnie mimo tego, że na to nie zasłużyłam. Był gotów zostawić dla mnie wszystko, rzucić każdą rzecz żeby być przy mnie. Traktował mnie jak największy skarb i to on był przy mnie cały czas. To on zachowywał się jak prawdziwy mężczyzna. I dopiero teraz dotarło do mnie jak cholernie głupia byłam, że wszystkie te rzeczy odrzucałam. Powinnam dać mu szansę. Cholera on zasługiwał na milion szans. Ale to ja nie zasługiwałam na niego. I dopiero teraz, patrząc na niego dotarło do mnie jak bardzo go zraniłam.
- Liam, uspokój się do cholery!- krzyknął Zayn do wciąż szarpiącego się chłopaka. Wpatrywałam się w niego, aż w końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały. I wtedy miałam wrażenie, że moje serce stanęło i nadszedł mój koniec. Nigdy nie widziałam w jego oczach tyle bólu, rozpaczy i zawodu. Wpatrywałam się w niego, nie mogąc wydusić słowa. Przeniosłam wzrok na chłopaków za nim, którzy byli gotowi go wyciągnąć z sali siłą, ale dałam im niemy znak, że nie ma takiej potrzeby. Chciałam dać mu szansę chociaż się pożegnać. Choć byłam świadoma, że to mógł być mój największy błąd.
- Jak mogłaś...- szepnął. Jego głos się łamał, a z oczy zaczęły kapać maleńkie łzy, które z całych sił starał się powstrzymać.
- Ty cholerna egoistko, jak mogłaś?!- krzyknął głośniej, a ja opadłam bezwiednie na poduszkę, zaciskając oczy. Czułam jego palący wzrok na swoim ciele. Czułam jak wypala dziurę w każdym zakamarku mojego ciała. W każdej jego części.
- Kiedy miałaś zamiar nam powiedzieć? Nigdy, prawda? Czekałaś, aż będzie po wszystkim, żeby uniknąć tej rozmowy?- teraz już nie krzyczał, ale każde jego słowo było wypełnione jadem. Wkładał w nie wszystkie swoje smutki, żale, złość i rozgoryczenie. A ja zaciskałam mocniej powieki, pozwalając łzą spływając na poduszkę. Nie mogłam na niego patrzeć. Bałam się jego spojrzenia.
- I ty miałaś prawo nas oskarżać o to, że nie wspomnieliśmy ci o Harrym? A tymczasem ty skrywałaś coś o wiele gorszego.- mówił dalej, a moje serce zmniejszało się z każdym jego słowem. Najgorsze było to, że miał rację. Nie miałam siły się już bronić.
- No powiedź coś. Mów do cholery! Dlaczego nic nie powiedziałaś? Miałabyś jeszcze szansę! Znaleźlibyśmy dawcę...
- Nie znaleźlibyśmy. A ja miałabym codziennie znosić spojrzenia, którymi teraz obdarzasz mnie ty? Miałabym wstawać rano i patrzeć jak gasnę w waszych oczach? Tak, jestem egoistką, ale chciałam żebyście zapamiętali mnie taką. Chciałam widzieć uśmiechy na waszych twarzach. Na twojej. Bo zależy mi ta tobie i może kiedyś by nam się udało. Żałuję tylko, że tak późno to zrozumiałam.- dopiero teraz odważyłam się na niego spojrzeć. Jego twarz tonęła pod natłokiem łez. Kleknął przed moim łóżkiem, nic nie mówiąc. Płakał głośno, a ja cicho łkałam. Trzymał moją rękę, całował ją i krzyczał.
- Nie możesz odejść! Nie pozwalam ci! Tak cholernie cię kocham. Nie możesz nam tego zrobić. Mnie, Mii, dziecko... Amy błagam. Zostań...- jego błagania jednak stawały się coraz mniej wyraźne. Tak jak i jego obraz. Wszystko stało się zamazane. Traciłam powoli kontakt z rzeczywistością. Ostatkami sił spojrzałam na monitor, który zaczął niepokojąco głośno piszczeć. Krzyki. Jego głośny płacz. Krzyki. Ciemność. Krzyki. Umieram. Taki właśnie miał być mój koniec. Żałowałam tylko, że nie zdążyłam ujrzeć owocu mojego i Harry'ego. Naszej zakazanej miłości, która nie miała prawa istnieć.





Dum dum dum! Jestem na wakacjach w Żywcu i na wieczór dostałam nagłego przypływu weny. Jestem strasznieee dumna z tego rozdziału :)
Ale co się dzieje? Amy umarła? ;/ Co znów uknuła Megan? Co tam się stało? :O
Proszę o komentarze mordki! Strasznie motywują :)

























4 komentarze:

  1. Już nowy rozdział?! Nie no, jestem w szoku! Obyś tę wenę miała cały czas! Rozdziałek przecudowny! Pięknie napisany! I zupełnie niespodziewany! Brawa dla ciebie, kochana!
    No ale co tu się wydarzyło...
    Jejku, myślałam, że Amy umrze przy porodzie. Ale co z dzieckiem? Dlaczego nie płakało? Nie żyje? Urodziło się martwe? Tak jak dziecko Megan? A właśnie, Megan...co ona wyrabia! Jest jakaś chora! Leczyć się powinna! To demon! Na serio!
    Miałam łzy w oczach, kiedy Liam dowiedział się o chorobie Amandy. Ten moment, gdy do niej krzyczał, jak płakał...o boże, na serio się prawie rozkleiłam. Ale nie płakałam! Dałam radę!
    I teraz Amy umrze, prawda? Wiem, że tak. Biedna, nie zdążyła się pożegnać. A co z Liamem? I Mią? I Harrym? Pojawi się on tu w ogóle jeszcze? Czy interesuje go Amanda? Gdzie on jest, do cholery!
    Jak na to patrzeć, to Liam rzeczywiście jest lepszy od Stylesa. To on czuwał nad Amy. Zrobił dla niej wszystko. On ją naprawdę kocha. Ma u mnie dużego plusa.
    A Dercy? Ona też się jeszcze pojawi? Proszę, nie, tylko nie ona! Nienawidzę baby! Naprawdę nie mam pojęcia, o co chodzi tej Megan. Niech bierze Harry'ego i spada! Niech zostawi ich w spokoju!
    Mam nadzieję, że kolejny rozdziałek też pojawi się tak szybciutko! I naprawdę nie chcę, żeby to opowiadanie już się kończyło! Nie rób nam tego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie moge czemu to takie trudne nawet jeśli to tylko historia to i tak ściska serce i wyciska łzy ((( jedno dzieciątko umarło a co z dzieckiem amy nie było go słychac????czemu to takie smutne. Czekam na next Please )

    OdpowiedzUsuń
  3. wooow... :o genialny rozdział <3 nie mogę się doczekać następnego, w którym jak mi sie zdaje wyjaśni się co się dzieje :P weny życzę i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy to czytałam płakałam jak Liam jestem tego pewna :'(

    OdpowiedzUsuń