Menu

niedziela, 5 kwietnia 2015

14. "Pewnego dnia zobaczysz rzeczy, które widzę ja. Będziesz chciała powietrza, którym oddycham. Już nigdy mnie nie opuścisz".

POV Amy



Siedziałam na ziemi w swoim pokoju, który niedługo nie będzie już mój. Wkładałam do walizki ostatnie rzeczy, ocierając z policzka pojedyncze łzy. Dlaczego życie musi być tak cholernie skomplikowane? Dlaczego choć raz nie może być po prostu dobrze? Bez komplikacji, problemów i płaczu. Ciężko mi będzie opuszczać to miejsce. Mimo, że nie mieszkałam tutaj długo, zdążyłam się przyzwyczaić do tutejszej pracy, ludzi. Ale w głębi serca wiedziałam, że podjęłam jedyną, słuszną decyzję. Nie mogłam tu zostać. To miejsce zawierało zbyt dużo wspomnień. A te wspomnienia z każdym dniem niszczyłyby mnie coraz bardziej. 
Składając jedną z bluzek, poczułam jak zaplątuje się ona w wisiorek, który wciąż wisiał na mojej szyi. Sięgnęłam do niego ręką, czując jak ściska mi się serce. W głowie po raz kolejny rozbrzmiały mi słowa Liama. "(...) zachowujesz się jak pieprzona egoistka, która dba tylko o swój tyłek i myśli tylko o tym, żeby nie cierpieć". Czy naprawdę tak o mnie myśli? W jego oczach jestem tylko zapatrzoną w siebie egoistką? "Masz całkowitą rację, Liam. Ale czy to coś złego chcąc uciec od bólu?" Nawet jeśli on temu zaprzecza to mam nadzieję, że jednak wyjazd pozwoli mi zapomnieć. "
Jeśli w ogóle można zapomnieć...". Trzymając w dłoniach łańcuszek, jednym szybkim ruchem zerwałam go z szyi i rzuciłam przed siebie. Gwałtownie wstając, podeszłam do szafki na której były poustawiane wszystkie zdjęcia i wywróciłam ją, zalewając się łzami. Rozwalałam wszystko co znalazło się w zasięgu moich rąk. Byłam cholernie wściekła. Wściekła na rodziców, że zostawili mnie z tym wszystkim samą. Wściekła na Liama, że tak łatwo pozwolił mi odejść. A najbardziej wściekła byłam na samą siebie. Nienawidziłam tej dziewczyny, którą się stałam. Nienawidziłam tej Amy, która była słaba, bezsilna i potrafiła tylko uciekać od wszystkiego i wszystkich zamiast stawiać im czoła. Nie wiem czy jeszcze cokolwiek zostało na swoim miejscu, kiedy poczułam jak ktoś chwyta mnie mocno za ramiona i próbuje utrzymać. Było to jednak trudne, bo ja wciąż szarpałam się i krzyczałam. 
- Amy! Amy do cholery, przestań!- próbował mnie przekrzyczeć, a ja w pewnym momencie po prostu ustąpiłam i pozwoliłam, żeby chłopak zamknął mnie w szczelnym uścisku. Moczyłam bezkarnie jego koszulę, pozwalając sobie na tą jedną, jedyną chwilę słabości. Nigdy więcej. Nie mogę być słaba. Jeśli nie dla siebie, to chociaż dla Mii...
- Wiesz, że jeszcze możesz się wycofać.- szepnął w moje włosy, a ja oderwałam się od niego, ocierając łzy. Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Nie mogę, Tom. Nie mogę pozwolić, żeby cierpienie zawładnęło mną do końca. Nawet jeśli tutaj nie mam nikogo, to pozostała mi jeszcze jedna osoba dla której muszę być silna.- odpowiedziałam cicho, nie otrzymując odpowiedzi. Choć nie wymówiłam żadnego imienia, doskonale wiedziałam, że chłopak wie kogo mam na myśli. Przecież to oczywiste, że mogło chodzić tylko o jedną osobę. O małą dziewczynkę z Afryki, której zostałam już tylko ja. Jedyna osoba, która mi została.
- Czekam na dole.- wyszeptał, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami.





                                                                     * * *




Zeszłam po schodach, ciągnąc za sobą niewielką walizkę. Zauważyłam Thomasa, siedzącego na kanapie i przeglądającego stary album mamy ze ślubu rodziców. Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam torbę na podłogę. Po pomieszczeniu rozniósł się cichy łomot, ale wystarczył żeby chłopak mnie zauważył. Posłał mi lekki uśmiech, odkładając album.
- Jesteś do niej bardzo podobna.- przyznał, a ja skinęłam głową na potwierdzenie. Miał rację. Zawsze każdy miał nas za siostry, a nie za matkę i córkę.
- Wiem.- powiedziałam tylko i zaraz potem usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi, patrząc na Toma, którego twarz również wyrażała zdziwienie. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi, czując jak moje serce przyspiesza. Gdzieś w głębi serca chciałam żeby była to jedna osoba... Pociągnęłam za klamkę, nie kryjąc zdziwienia.
- Louis? Co wy tutaj robicie?- palnęłam jak idiotka, widząc w progu blond czuprynkę Niall'a, przeszywające spojrzenie Zayna i słodki uśmiech Louisa.
- Jak to co? Myślałaś, że puścimy cię bez pożegnania?- odpowiedział wesoło brunet, zamykając mnie w mocnym uścisku. Odwzajemniłam go, próbując niezauważalnie rozglądnąć się dookoła.
- Nie ma go.- wyszeptał Lou do mojego ucha, a ja skinęłam lekko głową. Czyli jednak nie przyszedł... Ale w sumie czego ja się spodziewałam? Przecież wiedziałam, że tak będzie. Sama doprowadziłam do końca naszej znajomości. Nie mam prawa mieć nadziei, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę, a co dopiero przytulę lub zasnę w jego objęciach. Ale ze mnie idiotka...
Siedzieliśmy na kanapie pijąc herbatę i prowadząc prawdopodobnie jedną z ostatnich, wspólnych rozmów.
- Co z domem, Amy?- zagaił Zayn, a ja spojrzałam wymownie na Thomasa.
- Chcę go sprzedać. Ale jeszcze nie teraz. Pewnie i tak wrócę po resztę rzeczy. Wtedy pomyślę.- przyznałam zgodnie z prawdą. Dom był naprawdę spory. Spokojnie mogłaby w nim zamieszkać pięcioosobowa rodzina z psem. Właśnie...
- Lou, trochę głupio mi cię o to prosić, ale... nie wiem co zrobić z Liamsonem. Nie mam serca oddawać go do schroniska. Byłby to dla was wielki kłopot, gdybyście się nim zaopiekowali?- spytałam nieśmiało, przygryzając wargę. Czułam na sobie spojrzenia chłopaków i mogłam się tylko domyślać, co sobie teraz o mnie myślą. "Nie masz serca oddawać psa, ale masz serce wyjeżdżać i zostawiać Liama...". Szybko jednak pozbyłam się tych myśli i wyłapałam ciepły uśmiech Lou.
- Nie ma sprawy, mała. Możesz na nas liczyć.- odetchnęłam z ulgą, ale poczułam bolesne ukłucie w sercu, kiedy dotarło do mnie jak mnie nazwał.
- Nie chcę was wyganiać chłopaki, ale za dwie godziny mamy samolot. Będzie kiepsko jeśli nie dotrzemy na czas, zważając na to, że następny mamy za dwa tygodnie.- rzekł spokojnym głosem Thomas, a ja spojrzałam na nich przepraszającym tonem. Oni jednak uśmiechnęli się ze zrozumieniem i wstali, zamykając mnie w jeszcze jednym, mocnym uścisku.
- Wiesz, że zawsze tutaj będzie czekało na ciebie miejsce.- powiedział Zayn kiedy się żegnaliśmy, a ja posłałam mu smutny uśmiech. " Przy was może tak, ale nie sądzę żeby Liam chciał mnie kiedykolwiek jeszcze spotkać...". Pokiwałam im na odchodne i odwróciłam się do przyjaciela. Wyciągnął ramiona, dając mi tym samym znak żebym do niego podeszła. Uśmiechnęłam się i już po chwili tkwiłam oplątana jego silnymi ramionami.
 - Musimy iść. Czeka cię jeszcze jedna, ważna rozmowa.- stwierdził, całkując mnie w czubek głowy. No tak. Szpital.




* * *




Stałam przed drzwiami dużego budynku, biorąc głęboki wdech. Cholernie bałam się tej rozmowy, ale wiedziałam, że kiedyś musiała nadejść. Nie było mnie tutaj zaledwie tydzień, a tyle się pozmieniało. Może nie tu, ale w moim życiu. Ruszyłam przed siebie kątem oka dostrzegając, że ktoś mnie dogania.
- Miałeś czekać w aucie.- stwierdziłam. Doskonale wiedziałam, że i tak mnie nie posłucha, ale warto było spróbować.
- Chyba nie myślałaś, że zostawię cię teraz samą.- odpowiedział, unosząc do góry brew. Pokręciłam tylko głową i skierowałam się w stronę windy. Zatrzymał mnie jednak głos recepcjonistki. 
- Doktor Knightley! Tak dobrze panią znów widzieć!- odrzekła wesołym głosem kobieta. Była nieco starsza ode mnie, ale nadal pełna wigoru i energii. Posłałam jej miły uśmiech i skinęłam głową.
- Ciebie też miło widzieć Helen. Doktor Holt u siebie?- zapytałam na co pielęgniarka zatrzepała swoimi gęstymi, ciemnymi lokami. Zamieniłam z nią jeszcze parę słów, po czym ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora. Doktor John Holt był najstarszym lekarzem w szpitalu, ale wciąż pełnym zapału i chęci do swojej pracy. Był ordynatorem całego szpitala dlatego też to właśnie z nim musiałam porozmawiać. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie będzie zadowolony moją decyzją. Wiedziałam, że najpewniej po prostu go rozczaruję. Tak jak każdego wokół... Wciąż czując obok siebie obecność Thomasa, która dodawała mi otuchy, wykonałam dwa, ciche ruchy nadgarstkiem. Usłyszałam tylko stłumione "proszę" i pociągnęłam za klamkę. Mężczyzna na początku zdawał się nas nie zauważyć, ale po chwili uniósł wzrok znad papierów i zszokowany patrzył na moją osobę. Posłałam mu lekki uśmiech, który natychmiast odwzajemnił. 
- Kogo my tu mamy! Pani ordynator we własnej osobie! Dobrze cię mieć z powrotem! Ubieraj się i leć do dzieciaków. Ciągle o ciebie pytają.- powiedział, śmiejąc się przy tym wesoło. Jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że zaraz ostudzę jego zapał. Mijając mnie, podszedł do mojego towarzysza.
- Proszę, proszę! Thomas Mike Stanley! Miło, że w końcu postanowiłeś odwiedzić stare śmiecie! Jak tam się masz w Afryce, chłopcze?- zaczęli rozmawiać, a ja wpatrywałam się w nich nadal nie ruszając się z miejsca. W pewnym momencie starszy mężczyzna odwrócił się i spojrzał na mnie, marszcząc brwi. 
- Dobrze, że naszej Amy nie śpieszno więcej do takich miejsc! Dlaczego pani doktor jeszcze tutaj jest?!- jego oczy ukazywały rozbawienie. Nie odpowiadając spuściłam wzrok.
- Musimy porozmawiać, doktorze Holt.- stwierdziłam poważnym tonem. Spojrzałam wymownie na Toma, który skinął lekko głową. Przeniosłam wzrok ponownie na "wujka "Johna", który intensywnie się we mnie wpatrywał oczekując odpowiedzi. Położyłam na biurku kartkę, którą do tej pory trzymałam w dłoniach. Holt podszedł do biurka, chwytając papier w dłonie.
- Co to jest?- spytał, patrząc na mnie.
- Moja rezygnacja.- odparłam najspokojniej jak potrafiłam, jednak drżenie moich rąk mnie zdradzało. Patrząc na mnie z niedowierzaniem, wyjął dokument z koperty i po przeczytaniu ponownie podniósł na mnie wzrok.
- Żartujesz.- bardziej stwierdził, niż zapytał. W odpowiedzi tylko pokręciłam głową.
- Wyjeżdżam do Afryki. Muszę zrobić coś ze swoim życiem. Muszę ruszyć do przodu. Nie mogę tutaj zostać...- powiedziałam cicho, patrząc mu prosto w oczy. Mężczyzna przez moment się nie odzywał. Przeszywał mnie tylko wzrokiem, jakby szukając jakiegokolwiek znaku, że to jest żart. Minęła chwilka zanim dotarło do niego, że w moich oczach nie znajdzie żadnego zaprzeczenia.
- Zwariowałaś! Pewnie, że zwariowałaś! Myślałem, że urlop ci pomoże, a tymczasem widzę, że tylko ci zaszkodził.- stwierdził, ściągając okulary.
- Skąd ci się wziął do głowy tak absurdalny pomysł?- zapytał, kierując spojrzenie na Thomasa, który nadal stał na uboczu.
- Ty! To twoja sprawka. Ty jej nagadałeś jakiś głupot, prawda?- rzucił w stronę chłopaka, robiąc kilka kroków w jego kierunku. Zmieszany brunet uniósł ręce w geście obrony, posyłając mi błagalne spojrzenie.
- Doktorze Holt! Thomas nie ma z tym nic wspólnego. To tylko i wyłącznie moja decyzja.- powiedziałam, na co lekarz odwrócił się w moją stronę i patrząc na mnie prychnął.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Wyjedziesz i co dalej? Masz tutaj posadę ordynatora, dzieciaki cię kochają. Pomyślałaś o nich? Jesteś młoda, miałaś ogromne ambicje. Co się z tobą stało?! Myślałem, że ta praca jest wszystkim co kochasz. Co z nami? Co ze szpitalem? Z dziećmi?- pytał, szukając w moich oczach odpowiedzi.
- Co z twoją mamą?- zapytał cicho, a ja poczułam jak mój oddech przyspiesza. Przełknęłam ślinę, nadal nie urywając kontaktu wzrokowego.
- Moja mama nie żyje.- rzekłam i niemal natychmiast jego twarz stężała. Zmarszczył brwi, zapewne nie wiedząc co powiedzieć.
-Nie mogę tutaj zostać. Za dużo wspomnień wiąże się z tym miejscem.- dodałam cicho, na co ten westchnął zrezygnowany.
- To wszystko zmienia. Ale doskonale wiesz, że ucieczką nic nie wskórasz. Wspomnienia i tak wszędzie cię dopadną.- skinęłam głową,  przypominając sobie słowa Liama, który zawierały w sobie ten sam sens, choć były powiedziane tak łagodnie... Ruszyłam do drzwi, żegnając się ze swoim byłym szefem.
- Amy...- zatrzymał mnie jego głos. Odwróciłam się, napotykając jego niebieskie tęczówki.
- Jesteś wspaniałą dziewczyną i jeszcze lepszym lekarzem. Tutaj zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce.- odparł, a ja zanim wyszłam, posłałam mu jeszcze wdzięczny uśmiech. Kiedy szliśmy korytarzem, usłyszałam obok siebie znajomy głos.
- Nie żegnasz się z dzieciakami?- nie patrząc na niego, pokręciłam przecząco głową.
- Za dużo pożegnań jak na jeden dzień.





* * *





Siedziałam w aucie oparta o szybę terenówki Thomasa. To niebywałe jak dwudziestogodzinna podróż samolotem może wykończyć człowieka. Z daleka widziałam już wioskę, którą zapamiętałam z przed czterech miesięcy. Była dokładnie taka sama. Nic się nie zmieniło. "Prawie nic..."- dodałam w myślach, przypominając sobie o jednej rzeczy.  
- Mia wie, że przyjeżdżam?- spytałam. Chłopak posłał mi tylko krótkie spojrzenie i uśmiechnął się pod nosem.
- Jakoś umknęło mi, żeby jej o tym wspomnieć.- prychnęłam, słysząc jego odpowiedź. Chwilę potem zaparkowaliśmy na uboczu. Thomas wysiadł pierwszy i niemal natychmiast obok niego zebrało się niemałe stadko urwisów. Zauważyłam też kilkoro dorosłych, którzy przerwali codzienne obowiązki, aby go powitać.
- Tom! Szybko wróciłeś.- usłyszałam głos jednej z kobiet, którą rozpoznałam. Wzięłam głęboki wdech, otwierając drzwiczki.
- Chcecie zobaczyć kogo wam przywiozłem?- spytał chłopak, a maluchy odpowiedziały niemal chóralne "tak". Wysiadłam z samochodu, kierując się w stronę zbiorowiska. 
- Amy! Amy wróciła!- krzyczeli jeden przez drugiego i nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a wokół mnie zbiegły się wszystkie obecne tutaj dzieci.
- Amy, zostaniesz z nami na zawsze?- usłyszałam z ust jednego chłopczyka. Uklękłam obok niego i posłałam mu lekki uśmiech. Skinęłam głową, obejmując jego chude ciało. 
- Amy poczytasz nam?- wstałam i spojrzałam przelotnie na Thomasa, który jak zawsze wiedział kiedy interweniować. 
- Myślę, że Amy chętnie poczyta wam jutro, ale teraz pozwólcie jej odpocząć. Ma za sobą naprawdę ciężką podróż.- stwierdził, a ja posłałam mu tylko wdzięczny uśmiech. 
- Amy?- usłyszałam za swoimi plecami cichy, dziecięcy głosik. Odwróciłam się z szerokim uśmiechem na ustach, widząc małą dziewczynkę, która podążała w moim kierunku. Jej ciało było bardziej kościste niż kiedy ostatni raz ją widziałam. Była też widocznie bledsza, co u osób z ciemną karnacją nie zawsze jest tak widoczne. Poza tym była to ta sama Mia, którą widziałam kilka miesięcy temu.
- Amy! Amy!- krzyczała w kółko, a ja dopiero teraz zauważyłam, że do jej żyły przypięty jest wenflon. A więc już rozpoczęli leczenie...
- Tęskniłam.- szepnęła mi do ucha pięciolatka, tuląc się mocno do mojej piersi. Przycisnęłam ją bardziej do siebie, gładząc po małych pleckach.
- Ja też kochanie. Nawet nie wiesz jak bardzo...





* * *






*Dwa miesiące później*



Siedziałam przy szpitalnym łóżku dziewczynki, trzymając za jej drobną dłoń. Gładziłam ją po ciemnych loczkach, wsłuchując się w jej równomierny oddech. Była taka bezbronna... Cieszyłam się, że Tom zrobił naprawdę wszystko co było w jego mocy, żeby mała miała zapewnioną opiekę medyczną. Przenieśli ją do większego szpitala, gdzie warunki nie były takie jak w Londynie, ale tutaj przynajmniej miała dostęp do świeżej wody i jedzenia. Chociaż nawet i to nie wystarczało. 
- Amy...- usłyszałam cichy szept. Uniosłam wzrok, napotykając błyszczące jak dwie iskierki oczy małej Mii. Uśmiechnęłam się lekko, nadal głaszcząc ją po głowie.
- Obiecałaś, że zabierzesz mnie do Londynu. Pamiętasz?- spytała, a ja zamarłam. Skinęłam jednak głową, bojąc się usłyszeć jej dalsze słowa.
- Pani Doktor powiedziała, że niedługo spotkam się z mamusią. To znaczy, że niedługo umrę, prawda?- słysząc tak poważne słowa z ust tak małego dziecka, serce stanęło mi w gardle. Przełknęłam słone łzy, które zdążyły się już zebrać w moim gardle. Zanim jednak zdążyłam się odezwać, dziewczynka uprzedziła mnie.
- Chciałabym jeszcze zobaczyć ten twój świat, Amy...- szepnęła. Dostrzegłam jak jej powieki się zamykają, a ona sama puszcza moją dłoń. Starłam pojedynczą łzę z policzka, po czym wstałam. Wyszłam z pomieszczenia siadając na tarasie obok Thomasa, który wpatrywał się w przestrzeń.
- Chcę ja zabrać do Londynu.- stwierdziłam bez większych ogródek. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany, ale szybko się otrząsnął, doskonale wiedząc o co mi chodzi. 
- Wiesz, że to niebezpieczne. Narażasz ją, siebie i innych.- jego oschły ton głosu zbił mnie z tropu. Rzadko odnosił się do mnie w ten sposób. Ale ja już podjęłam decyzję. Nie zostało jej dużo czasu, a ja wiedziałam, że jeszcze nie wszystko stracone. Że jeśli się pospieszymy i zaczniemy działać, jest dla niej jeszcze cień nadziei. A ja nie wybaczyłabym sobie tego, że mimo tej szansy nic nie zrobiłam. Nie mogłabym sobie darować tego, że nie spróbowałam wszystkiego, żeby ocalić tą małą, kruchą istotkę. I tak wystarczająco długo zwlekałam.
- Daj spokój. To nie malaria, tylko nowotwór. Doskonale wiesz, że jest jeszcze nadzieja. Tutaj tylko możemy patrzeć, jak gaśnie w oczach. W Londynie ma szansę przeżyć. Można przecież przeszczepić nerkę i...- nie dane mi było dokończyć, bo Thomas gwałtownie wstał i zaczął podniesionym głosem:
- Przeszczep?! Amanda, nie bądź śmieszna! Na dawce będziemy czekać co najmniej dwa lata, a w szczególności, że to nie jest Brytyjka. Myślisz, że ktoś przejmie się jedną, małą, czarną dziewczynką? Nie! Bo na tym świecie mamy pieprzony rasizm i dyskryminację. Nic nie da się już zrobić.- stwierdził, patrząc mi w oczy. Poczułam bolesne ukłucie w sercu nie dla tego, że on miał rację. Bo nie miał. Ale dlatego, że mówił do mnie w ten sposób. Starałam się być jednak nieustępliwa i bronić swoich racji.
-  I tylko o to ci chodzi?- spytałam. Chłopak nie odpowiedział, stając do mnie plecami. Wzięłam głęboki wdech, przygryzając wargę.
- Jest jeszcze jedna sprawa...- powiedziałam cicho i dało się zauważyć, że brunet się spiął. Wiedziałam, że skoro nie podobał mu się pomysł z wyjazdem, to ten tym bardziej go zdenerwuje.
- Zamierzam zaadoptować Mie...- oddychałam ciężko, zauważając jak chłopak gwałtownie się odwraca. Zmarszczył brwi, podchodząc bliżej mnie. Stałam twardo na miejscu, choć moje nogi same rwały się do ucieczki. To jednak oznaczałoby moją porażkę.
- Zwariowałaś.- warknął. Pokręciłam przecząco głową.
- Długo nad tym myślałam i jestem tego pewna. Chcę zapewnić jej prawdziwy dom i rodzinę. Mam stałą pracę, duży dom...- wymieniałam, ale mój towarzysz tylko prychnął.
- I nie masz rodziców, ani nawet chłopaka! Jak ty to sobie wyobrażasz? Na to też zwracając uwagę przy adopcji.- skierowałam wzrok gdzieś w przestrzeń. Nie mogłam mu dłużej patrzeć w oczy. Nie mogłam zrozumieć dlaczego zamiast mnie wspierać, on pokłada mi pod nogi kłody. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że brak partnera nie stanowi tutaj kluczowej roli.
- Już postanowiłam. Za tydzień wyjeżdżam razem z Mią. Nie obchodzi mnie to, czy ci się to podoba czy nie.- szepnęłam, zaciskając pięści. Choć na zewnątrz drżałam, to w środku odetchnęłam z ulgą. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że postąpiłam dobrze.


POV Thomas




Stałem jak osłupiały, nie mogąc pojąć co tak właściwie tutaj zaszło. Wszystko szło jak z płatka, dopóki nie okazało się, że Amy zna Liama, który z kolei przyjaźni się z Harrym. Wszystko by było dobrze, gdyby nie ta jej pieprzona upartość i silna wola. Powinienem ją podziwiać, a tymczasem nienawidzę jej, że utrudnia wszystko. Starałem się być jak najbardziej delikatny. Nie chciałem jej skrzywdzić. Mimo wszystko nie chodziło o nią. Przecież nawet ją polubiłem, ona mi zaufała. Ale sprawa robi się naprawdę niebezpieczna. Chwyciłem telefon w dłonie i wybrałem numer, który był zapisany u szczytu listy kontaktów. Przykładając aparat do ucha, czekałem na połączenie. Cholera... Wiedziałem, że się wścieknie. Była wyraźna umowa. Ona miała się zająć przyjaciółmi Stylesa. Miała go odizolować jak najdalej od nich. A ja miałem tylko pilnować jednej, głupiej dziewczyny. Ona spełniała swoje zadanie doskonale. Wszyscy zostawili kochanego Hazze samego sobie. Nikt nie chciał zadawać się z kimś takim jak on. Dopóki nie pojawiła się Amy... Trzeba było interweniować jeszcze wtedy, kiedy był na to czas. Teraz, kiedy wydawało się, że Amanda zostanie tutaj w Afryce, sprawy znów zaczęły się komplikować. Jeśli ona wróciłaby do Londynu, na pewno prędzej czy później pogodziłaby się z tym swoim Liamem, a co za tym idzie, w końcu spotkałaby Harry'ego. On jest słaby. Zbyt słaby i to tylko kwestia czasu, kiedy otworzy się przed nią i wypapla wszystko. A wtedy wszyscy będziemy gnić w pierdlu do końca życia.
- Hej kochanie. Co tam?- usłyszałem znajomy głos i niemal natychmiast na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zaraz jednak znikł z mojej twarzy, kiedy przypomniałem sobie po co dzwonię.
- Mamy problem. Sprawy się nieco pokomplikowały...- powiedziałem i niemal czułem, jak dziewczyna wstrzymuje oddech. Czułem, że to dopiero początek kłopotów, które sprawi nam ta dziewczyna.

Mia <3




Witam mordencje!
Co prawda poniedziałek jest jutro i jutro też miałam opublikować rozdział, ale uznałam, że zrobię wam mały prezent na zajączka i dodam dziś! :D
I jak wrażenia? Mnie w szczególności spodobała się końcówka :) Thomas przeciwko Amy? Z kim rozmawiał przez telefon? Cieszycie się, że Amanda chce adoptować Mie? Jak myślicie, dziewczynka przeżyje? I co z Harrym i Liamem? Hmm...
Mam dla Was jeszcze jedno ogłoszenie.
Mianowicie założyłam nowego bloga! :) Zwiastun już jest, ale zamówiłam już nowy, bo ten robiłam jakiś rok temu xd Prolog pojawi się jeszcze dziś! :) Serdecznie zapraszam miłośników fantasy, magii i Deleny :D
http://i-hear-your-voice-somewhere-behind-me.blogspot.com/
Jak potoczą się losy zbuntowanej Molly (w tej roli Nina Dobrev), tajemniczego Nolana (Ian Somerhalder) i zaciekłego Conalla (Mario Casas)? Sprawdźcie sami! :)

Ps. Mogłabym się godzinami patrzeć na ten gif *.*
Nasza mała Mia! <3
Ps.2 Jest też zamówiony nowy szablon na bloga ;D 




















12 komentarzy:

  1. Wow! Końcówka rozdziału mnie zaskoczyła *,* Boski rozdział :* weny życzę kochana! ;* /twoja wierna czytelniczka ^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. Whoo! Hoo!
    Bardzo świetny rozdział. ❤ Nwm jak mogłaś coś takiego ekstra napisać!
    Ta notka jest naprawde wowwwww

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu to jest niesamowite!! Jak ty piszesz! *-* Zazdroszczę talentu :* Życzę weny i mam nadzieję żę się w tym wspaniałym opowiadaniu wszystko ułoży <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko! Świetny rozdział:) Oby Mii nic nie było:( Liczę, że zobaczy ten ,,inny świat"! Czekam na ciąg dalszy :) Mam nadzieję, że Amy będzie z Liamem <3 A poza tym gif z Mią jest super!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wzruszyłam się... a potem popłakałam. To jest genialne, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. A tak lubiłam Thomasa... :) /Jagoda

    OdpowiedzUsuń
  6. znów taki smutny rozdział :( wspaniałe <3 myślę, że to dobry pomysł że chce ją zaadoptować :D a Tom rozmawiał z dziewczyną Harrego :P nie moge sie doczekac kolejnego :* /Marcysia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny <33 Niesamowity! Cieszę się że Amy chce ją zaadoptować :) To świetne opowiadanie i ten dreszczyk emocji ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Tom? Tom? Tom? Jestem zszokowana! W co on się wpakował? Kim pn właściwie jest? O co tutaj chodzi? I Amy wraca? I to z Mią? To akurat dobra wiadomość. Cieszę się, ale proszę, nie chcę, żeby Mia umarła. Nie uśmiercisz jej, prawda? Jest taka słodka. Tyle w życiu przeszła. Kurde, nadal tego nie mogę ogarnąć i wiem, że to dziwne, ale mam dziwne wrażenie, że Tom dzwonił do Megan. Ta dwójka coś kombinuje, rujnując życie Harry'emu. To straszne.
    Jejku, ten rozdział był taki ciekawy. Szybko, pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudeńko *-* Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niesamowite!! Nie mogę doczekać się nexta :* brak kolejnego cudownego rozdziału to tortura <3 Kocham twoje opowiadanie !

    OdpowiedzUsuń
  11. brawo :) za kolejny rozdział :) kiedy następny już nie mogę się doczekać :(

    OdpowiedzUsuń