Menu

czwartek, 19 lutego 2015

7. "This time I’m ready to run I would give everything that I got for your love..."

POV Gemma



"Czemu to tak długo trwa?"- pytałam samej siebie w myślach. Przecież to miała być szybka operacja. Amputacja nogi i tyle. To powinno trwać do dwóch godzin. A tymczasem Amy i jej zespół operują już ponad cztery... Przechadzałam się nerwowo po korytarzu, kiedy nagle drzwi do sali operacyjnej gwałtownie się otworzyły. Ujrzałam w nich jedną z pielęgniarek, która wybiegła niczym burza. Kątem oka, zauważyłam jak rodzice operowanej dziewczynki, którzy do teraz siedzieli nieopodal mnie, unoszą się z miejsc próbując zatrzymać pielęgniarkę. Ta spojrzała na nich z przerażeniem w oczach. Wiedziałam, że coś musiało się stać. 
- Coś się stało? Coś nie tak z moim dzieckiem?- usłyszałam głos kobiety, która była na skraju załamania. Widać było, że bardzo kochała córkę. To musiał być dla niej naprawdę duży cios. Wyraz twarzy pielęgniarki nagle się zmienił. Uśmiechnęła się lekko, kładąc rękę na ramieniu kobiety.
- Ależ nie! Wręcz przeciwnie. Operacja państwa córki przebiegła z... drobnymi zmianami...
- Jak to z drobnymi zmianami?! Co to ma znaczyć? Nie wystarczy, że ucięliście jej nogę?- ojciec dziewczynki podniósł głos. Żona nic nie odpowiedziała, tylko spuściła wzrok ocierając pojedynczą łzę.
- Proszę nie unosić głosu. Naprawdę nie mam teraz czasu. Zdarzył się wypadek i muszę biegnąć po pomoc. Z państwa dzieckiem wszystko w porządku. Resztę przekaże państwu doktor Holt, który przejął operacje. Naprawdę się śpieszę! Przepraszam!- ostatnie słowa powiedziała w biegu. Nie miałam pojęcia dlaczego mieli prosić o informację doktora Holta, skoro to Amy zajmowała się dziewczynką. Miałam złe przeczucia. Po kilku minutach zauważyłam jak ta sama pielęgniarka wraca biegiem, prowadząc ze sobą dwóch sanitariuszy z noszami. Coś się musiało stać. Tylko co? 
- Co się stało? Dla kogo te nosze?- krzyknęłam, sprawiając tym samym, że kobieta na mnie spojrzała. Zatrzymała się tylko na ułamek sekundy, patrząc na mnie smutno i kręcąc przecząco głową. Nic już z tego nie rozumiałam. O co tu do cholery chodzi? Ponownie zaczęłam chadzać nerwowo po korytarzu. Para która stała niedaleko mnie tuliła się teraz mocno do siebie, a z oddali dało się usłyszeć ciche szlochanie kobiety. W pewnym momencie drzwi do sali ponownie otworzyły się z trzaskiem, a zaraz potem ujrzałam tych samych sanitariuszy co kilka minut temu. Z tą różnicą, że teraz nieśli pełne nosze. Leżąca na nich młoda kobieta nie ruszała się. Mniemam, że była nie przytomna. Na twarzy miała maskę tlenową, a kilka niesfornych kosmyków jej kasztanowych włosów kleiło jej się do mokrego od potu czoła. Zatkałam dłonią usta, kiedy dotarło do mnie kim jest ta kobieta. Podbiegłam do niej i szłam dalej wraz z sanitariuszami.
- Co się stało?- w moim głosie było słychać panikę. Polubiłam tę dziewczynę. Bardzo. To dzięki niej się tutaj odnalazłam. Była nie tylko wspaniałą mentorką, ale także przyjaciółką. 
- Nie wiadomo. W pewnym momencie zaczęła mieć drgawki i zasłabła.- usłyszałam odpowiedź z ust jednego z nich. 
- Gdzie ją niesiecie?- uniosłam wzrok napotykając wzrok jednego z mężczyzn. 
- Do jej gabinetu. Tam ją położymy. Bez jej zgody nie możemy zrobić badań, ale podłączymy kroplówkę i będziemy czekać, aż się wybudzi.- skinęłam tylko głową.
- A jak operacja?- ponownie zadałam pytanie, ale tym razem żaden z nich się nie odwrócił.
- Podobno dobrze. Doktor Holt jeszcze musi zaszyć nogę. Ale uratowała ją. Ta kobieta jest niezwykła.- powiedział jeden z nich. Zauważyłam, że na plakietce miał wygraderowane imię " Nathan". Był to wysoki, umięśniony blondyn. Spojrzał na leżącą na noszach Amy, po czym lekko się uśmiechnął. Dało się zauważyć w Jego oczach błysk. Spojrzałam na brunetkę, lekko się uśmiechając.
- Tak. Zgadzam się. Jest niezwykła...



POV Amy



Rozchyliłam lekko powieki, ale zaraz tego pożałowałam, gdyż oślepił mnie jasny blask... słońca? Właściwie nie mam pojęcia co to takiego było. Ale raziło w oczy jak cholera. Co się właściwie stało? Zasnęłam? Czułam się maksymalnie wypoczęta, więc to było racjonalne wyjaśnienie. Po chwili leżenia z zamkniętymi oczami, ponowiłam próbę. Tym razem wyszła udanie. Zamrugałam kilka razy, próbując wyostrzyć wzrok. Po chwili udało mi się to. Leżałam na kanapie. Beżowa kanapa... Taką samą miałam w swoim gabinecie. Uniosłam dłoń i zauważyłam na niej założony... wenflon? Kroplówka... miałam podłączoną kroplówkę. Ale dlaczego? Uniosłam się do pozycji siedzącej rozglądając się po pomieszczeniu. Zauważyłam siedzącą na krześle obok dziewczynę. Zauważając mnie automatycznie podbiegła, tuląc mocno do siebie.
- Gemm... Dusisz.- wydukałam cicho, sprawiając, że dziewczyna rozluźniła uścisk. Zaśmiałam się cicho, na co blondynka odsunęła się lekko wpatrując się we mnie.
- Co się stało?- spytałam. Gemma spuściła wzrok, zaciskając usta w cienką linię. Po chwili ciszy odezwała się.
- Ja... sama nie wiem. Amy, uważam, że...
- Amando! Kochana, ale nas wystraszyłaś!- nie dane było dokończyć dziewczynie, gdyż do gabinetu wszedł doktor Holt. Zdejmując swoje okulary i kładąc je na stoliku, usiadł na krześle obok Gemmy. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Doktor Knightley. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Dziś wiele zaryzykowałaś. Wiesz, że to się mogło źle skończyć, a mimo tego to zrobiłaś.- na początku nie miałam pojęcia o co mu właściwie chodzi. Marszczyłam niepewnie brwi próbując sobie przypomnieć. Nagle mnie olśniło.
- Chryste... Juliana! Już sobie wszystko przypominam! Operacja... Co z nią?- spytałam z nutką paniki w głosie. Nie... jak ja mogłam zasłabnąć w takim momencie! Jeśli operacja nie wyszła, to ja sobie tego nigdy nie wybaczę...
- Amando. Uspokój się. Operacja poszła zgodnie z planem. To znaczy, zgodnie z Twoim planem. Teraz wszystko zależy od niej. Ty zrobiłaś wszystko co było w Twojej mocy.- rzekł z lekkim uśmiechem na twarzy. Wychodząc, odwrócił się i patrząc na mnie powiedział:
- Amando. Na Twoim miejscu zrobiłbym badania. Niepokoją mnie te Twoje omdlenia. Rozmawiałem z Twoją mamą i...
- Dzwonił pan do mojej mamy?- nie chciałam, aby dowiedziała się o dzisiejszym zajściu. Nie potrzebnie by się martwiła, a mnie bardzo zależało na tym żeby wypoczęła.
- Nie. Rozmawiałem z nią kilka dni temu. Niepokoi się o Ciebie. Mówiła, że często miewasz migreny oraz zawrotu głowy. Pomyśl nad tym. Doskonale wiesz, że miałaś długotrwały kontakt z...
- Tak, wiem.- przerwałam mu.- Doskonale sobie zdaję z tego sprawę, doktorze. Obiecuję, że o siebie zadbam.- uniosłam dłoń w geście przyrzeczenia i zdobyłam się na szeroki uśmiech. Starszy mężczyzna odwzajemnił gest i kiedy już trzymał klamkę, odezwał się jeszcze raz:
- Jeszcze jedno. Wiem, że Twoja mama wyjechała na jakiś czas. Myślę, że lepiej dla Ciebie jeśli nie będziesz przez ten czas sama. W szczególności, że przez najbliższy tydzień masz się nie pokazywać w szpitalu.- słysząc ostatnie zdanie, zrobiłam zdziwioną minę.
- Ale...
- Nie ma żadnego " ale" doktor Knightley. Ja wiem, że dla Ciebie to będzie największa kara, ale dzieci to zrozumieją. Gemma przejmie część Twoich obowiązków, a ja resztę. Mali ją polubili więc nie będzie większych problemów. A Ty chociaż raz pomyśl o sobie. Proszę Cię Amando.- i tyle Go widziałam. Oszołomiona patrzyłam na drzwi, które były już dawno zamknięte. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Czy właśnie dostałam swój pierwszy w życiu urlop? Z szoku wyrwał mnie dopiero głos mojej przyjaciółki która wciąż siedziała obok mnie.
- Oj Amy... Chyba jesteś zgubiona.- przeniosłam wzrok na blondynkę, unosząc brew do góry. Nie rozumiałam o co mogło jej chodzić. Na jej twarzy widniała pełna powaga. A raczej starała się, aby tak było, jednak ta dziewczyna nie potrafiła kłamać. Po chwili wybuchnęła głośnym śmiechem, tym samym jeszcze bardziej zbijając mnie z tropu.
- Jesteś na mnie skazana cały tydzień!- krzyknęła wesoło podrzucając ręce do góry. Zaczęłam się śmiać, wraz z nią.
- To znaczy?- spytałam. Dziewczyna zrobiła tylko typowego "facepalma", po czym wstając rzekła.
- Oh, Amy. Chyba nie sądziłaś, że zostawię Cię samą na tydzień. Zbieraj się.- nie zdążyłam nawet zaprotestować. Gemma odłączyła mi kroplówkę i kiedy byłyśmy już gotowe, zdążyłam tylko spytać.
- Możesz mi powiedzieć chociaż, dokąd mnie zabierasz?- uśmiechnęłam się, co blondynka odwzajemniła.
- Ah, no tak. Wybacz. Nie uprzedziłam Cię. Obiecałam mojemu bratu i  Jego kumplom, że Cię poznają! Mieszkają niedaleko mnie. Chodź! Będzie czadowo!- pisnęła dziewczyna ciągnąc mnie za sobą za rękę. "Oj... chyba się doigrałaś Amy!"- pomyślałam, przewracając oczami i śmiejąc się pod nosem. Cóż... zapowiada się interesujący tydzień.






                                                                          * * *






Zatrzymałyśmy się pod dość sporym budynkiem, który był położony jakieś czterdzieści minut drogi pieszo od mojego domu, a około dwadzieścia minut od domu Gemmy. To niedaleko, zważając na to, że uwielbiałam spacery. Jednak chyba Gemm była innego zdania, bo po dziesięciu minutach musiałyśmy wzywać taxi, pod pretekstem, że boli ją noga. Sądzę jednak, że powód był inny. Był wieczór i robiło się ciemno. "Mój bojączek. Eh... co ja mam z tą dziewczyną?"- pomyślałam śmiejąc się pod nosem. Blondynka pociągnęła mnie lekko za rękę. Całe szczęście, że zdążyłam jeszcze wpaść do siebie się przebrać. Przy upadku zaplamiłam się krwią i moja niebieska bluza poszła do kosza. Aktualnie miałam na sobie ten zestaw, a włosy umyłam i rozpuściłam. Dobrze się czułam w takich ubraniach. Były wygodne, a do tego eleganckie. Idealne do nawiązywania nowych znajomości. Zatrzymałyśmy się pod drzwiami. Już chciałam nacisnąć na dzwonek, ale Gemma spojrzała na mnie jak na idiotkę, co mnie powstrzymało.
- No co?- zapytałam zdziwiona.
- Serio chcesz dzwonić?- spytała z nutką irytacji. Nadal patrzyłam na nią osłupiała.
- No tak. Przeważnie kiedy pierwszy raz wchodzę do kogoś do domu i jest to ktoś kogo nawet nie znam, to dzwonię to drzwi. Po to właśnie jest on zainstalowany. Chyba, że się mylę.- wyjaśniłam, nadal nie rozumiejąc, o czym tak właściwie dyskutujemy. Gemm natomiast ponownie chwyciła mój nadgarstek i śmiejąc się beztrosko wyjaśniła ciągnąc za klamkę.
- Oj Amy! To dom kumpli mojego brata. Wpadam kiedy chcę, po co chcę i którędy chcę! Mogłabym nawet wejść przez okno, a Oni by sobie nic z tego nie zrobili. Przyzwyczaili się i tyle.- powiedziała jakby to nie było nic wielkiego, wzruszając przy tym ramionami. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, już staliśmy w środku. Znajdowaliśmy się w przedpokoju. Z pokoju obok było słychać głośne śmiechy oraz dźwięk telewizji w tle.
- Gemma? To Ty?- usłyszeliśmy męski głos. Blondynka spojrzała na mnie przykładając palec do ust, dając mi tym samym znak, abym była cicho. Skinęłam tylko głową, a Ona cicho się zaśmiała. Dała mi znak abym za nią poszła, więc tak też zrobiłam. Minęliśmy drzwi do pokoju w którym siedzieli chłopacy.
- Gemm? Kto tam jest?- teraz głosy całkowicie ucichły i dało się usłyszeć tylko cichy dźwięk telewizora. Dziewczyna z uśmiechem na ustach wciąż prowadziła mnie dalej. Zatrzymałyśmy się dopiero za szafą, skąd było widać cienie chłopaków.
- Hallo?! Cholera to nie jest zabawne!- po cieniu i po tym, że głos był teraz słyszalny bliżej, mogłyśmy wywnioskować, że chłopak zbliżał się do nas. Był wieczór, więc na dworze było ciemno. Całkiem prawdopodobne, że domownicy sądzili, iż ktoś się włamał do ich domu. Chłopak był coraz bliżej. Stałam za Gemmą, obserwując co wyniknie z zaistniałej sytuacji. Po chwili ujrzałyśmy Go. Był to chłopak niewiele wyższy ode mnie. Na głowie miał burze włosów, ale przez ciemność nie mogłam odgadnąć w jakim kolorze. Stał plecami do nas, co blondynka wykorzystała i skoczyła na Niego od tyłu . Ten wydał z siebie cichy okrzyk, który bardziej przypominał pisk. Zaśmiałam się cicho, a dziewczyna zeskoczyła z... bruneta. Tak. To był brunet. Spojrzał na Gemmę łapiąc się teatralnie za serce. Teraz stał do nas przodem, więc mogłam się przyjrzeć Jego twarzy. Miał ładne niebieskie oczy, a na twarzy kilkudniowy zarost, co dodawało mu męskości. Był przystojny. Nie powiem, że nie. Nie mógł mnie widzieć, bo stałam maksymalnie w cieniu. W prawej ręce trzymał... poduszkę? Tak. To była poduszka. Gemma też ją zauważyła. Wskazując na nią palcem, powiedziała:
- Poduszka? Louis, poważnie? Chciałeś unieszkodliwić złodzieja poduszką?- w jej głosie było słychać kpinę. Przez chwilę stała bez słowa wpatrując się w bruneta, a po chwili parsknęła głośnym śmiechem. A więc miał na imię Louis. Ładnie. Pasowało mu to imię.
- Gemma. Stwierdzam, że jesteś walnięta.- rzekł, rzucając w nią poduszką, którą dziewczyna z łatwością złapała. Chłopak przewrócił oczami, ale po chwili sam wybuchnął śmiechem.
- Ja to wiem!- krzyknęła dziewczyna.
- Chciałam Wam kogoś przedstawić.- powiedziała, ciągnąc mnie ponownie za rękę. Teraz byłam widoczna w całej okazałości. Uśmiechnęłam się do chłopaka, a ten to odwzajemnił. Miał naprawdę ładny uśmiech.
- To jest właśnie Amy. Amy to jest Louis. Nazywamy Go tutaj Panem Marchewą.- zaśmiałam się słysząc to niecodzienne przezwisko, na co chłopak się zarumienił.
- Dlaczego?- spytałam, nadal się śmiejąc.
- Lou! Niall właśnie dobiera się do Twoich marchewek!- usłyszeliśmy wesoły krzyk, dobiegający chyba z salonu. Tak. To musiał być salon. Lou nadal nie odrywając ode mnie wzroku odkrzyknął:
- Pff... Powiedź mu, że niech uważa, bo ja mam Jego żelki!- zaśmiałam się cicho, a chłopak nadal opierał się o futrynę przeszywając mnie wzrokiem. Czułam się nieco dziwnie, ale było to miłe.
- Że co?! Louis oddawał moje żelki!!- usłyszałam głos chłopaka, którego jeszcze nie rozpoznałam, a zaraz potem obok nas pojawiła się blond czuprynka. Chłopak był podobnego wzrostu co Jego towarzysz. Jego oczy były intensywnie niebieskie. Wpatrywał się w bruneta i zdawał się mnie nie zauważać. Ten nadal nie odrywając wzroku ode mnie, wyszczerzył się jeszcze bardziej i kiwnął głową w moją stronę.
- Nie mam Twoich żelek. Patrz. Mamy gościa.- dopiero teraz blondyn spojrzał w moją stronę. Wydał z siebie krótki dźwięk przypominający "wow" po czym uśmiechnął się przyjaźnie. Pokiwał mi, a ja mu odmachałam.
- To jest Niall. A to Amy. Opowiadałam Wam o niej.- przedstawiła nas sobie blondynka. Blondynek przyglądał mi się  przez chwilę po czym stwierdził:
- Owszem. Opowiadałaś. Ale z Twojego opisu nie można było wywnioskować, że jest taka ładna...- powiedział, śmiejąc się lekko, a ja zarumieniłam się spuszczając wzrok. W pewnym momencie dołączył do nas jeszcze jeden chłopak. Wysoki, ciemny szatyn o brązowych oczach. Był naprawdę przystojny. Miał poważny wyraz twarzy, ale Jego spojrzenie wyrażało dziecinną niewinność.
- Chciałem Ci przypomnieć Niallu, że masz dziewczynę.- rzekł wesoło, podchodząc do mnie i składając pocałunek na mojej dłoni. Zarumieniłam się, posyłając chłopakowi słodki uśmiech. Spojrzał mi w oczy, a w Jego tęczówkach można się było utopić.
- Emm... Chciałam Ci przypomnieć, że Ty też Zaynie masz dziewczynę.- powiedziała Gemma, na co chłopacy się zaśmiali. Uśmiechnęłam się do niego, widząc, że cofając się unosi bezradnie ramiona. Powtórzyłam Jego czynność, na co On lekko się zaśmiał. Wszyscy byli tacy cudowni. Nie dziwię się, że byli zajęci.
- Naprawdę miło mi Was wszystkich poznać. Niestety nie zostałam uprzedzona, że poznam takich uroczych chłopaków dlatego się nie przygotowałam.- westchnęłam posyłając przyjaciółce wrogie spojrzenie. Ona widząc to tylko zaśmiała się pod nosem, unosząc ramiona w górę.
- Z wzajemnością, Amy! Gemm tylko o Tobie gadała, ale jakoś nie zdołała Cię tutaj przyprowadzić.- odezwał się Niall. Cała trójka spojrzała na nią, a Ona uniosła ręce w geście poddania.
- No co? Nie patrzcie tak na mnie! To nie moja wina, że Amy cały czas nie ma czasu!- próbowała bronić się moja przyjaciółka.
- To prawda. Jestem wiecznie zajęta.- wytłumaczyłam sprawiając, że trzy pary oczu skierowały się na mnie.
- Kobieta pracująca? Podoba mi się.- zaśmiał się Zayn.
- Ej wiecie co?- odezwał się trzeci z chłopaków, który do tej pory stał milcząc. Spojrzeliśmy na Niego pytającym wzrokiem.
- Przecież ja jestem wolny!- krzyknął Louis podbiegając do mnie, przerzucając mnie z łatwością przez swoje ramię, jakbym była piórkiem. Krzyknęłam śmiejąc się przy tym, a zaraz potem zawtórowała mi cała reszta. Brunet wniósł mnie do salonu, kładąc delikatnie na kanapie. Usiadł obok, tak samo jak Niall, Zayn oraz Gemma. Długo siedzieliśmy rozmawiając. Nawet nie wiem ile czasu minęło. Chłopacy wydawali się naprawdę sympatyczni.Znałam ich ledwo kilka godzin, a czułam się jakby to był znacznie dłuższy czas. Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl.
- Który z nich to Twój brat Gemm?- spytałam sprawiając, że cała czwórka najpierw zamilkła, a potem wybuchnęła głośnym śmiechem.
- No co?- byłam zdezorientowana na tyle, że sama zaczęłam się śmiać, nawet nie wiedząc z czego.
- Żaden. W sumie jest ich piątka. Tworzą zespół wokalny. Mój brat ma na imię Harry. A tak właściwie gdzie On jest?- dziewczyna wypowiadając ostatnie zdanie zwróciła się do chłopaków siedzących na przeciwko. Ci, spojrzeli na siebie nie odpowiadając. Gemma unosząc brew, spojrzała na nich i spytała z irytacją w głosie.
- Tylko mi nie mówcie, że ta szmata tutaj jest.- byłam zaskoczona słysząc takie słowa z ust przyjaciółki. Spojrzałam na nią zaskoczona, ale ta nie odrywała wzroku od chłopaków. Nie wiedziałam o kim mowa, ale słuchałam uważnie co wyniknie z ich rozmowy.
- Gemma. Nie zaczynaj znów. To Jego dziewczyna. Jest z nią i trzeba to zaakceptować.- rzekł Zayn, ale w Jego głosie było słychać niepewność. Chyba nie do końca wierzył w to, co mówił.
- Nie obchodzi mnie czy są razem, czy nie. Może być nawet Jego żoną, choć nigdy do tego nie dopuszczę, ale to nie zmienia faktu, że to wredna suka która niszczy wszystko co napotka na swojej drodze. Spójrzcie na mojego brata! To świetny przykład. Jeszcze kilka tygodni temu był wesoły, częściej się uśmiechał. A teraz? Jest niemiły i nie chce z nikim rozmawiać. Nie mogę na to patrzeć. Nie mogę patrzeć jak ta zdzira Go niszczy i wiem, że Wy też to widzicie.- czyli ma na imię Harry. Ma dziewczynę. W sumie czego się spodziewałam? Ale przecież skoro On jest z tą dziewczyną, to Ona nie może być taka zła jak mówi Gemma. Bo gdyby była, to po co Harry by z nią był? Nikt nie zdążył się odezwać, bo do salonu pewnym krokiem wparowała dziewczyna. Była wysoka. Jej długie blond włosy opadały na ramiona, ale widać było na pierwszy rzut oka, że jest farbowana. Wyglądała na starszą od Gemmy, czy nawet chłopaków. Nie wiem ile mogła mieć lat. Na pewno ponad dwadzieścia. Jej poważny wyraz twarzy, bez uśmiechu był niemal straszny. Patrzyła na nas z góry. Jej stylizacja nie była w moim typie. Zbyt wyzywająca, ale do niej pasowała idealnie. Nie mam pojęcia dlaczego tak pomyślałam.
- No proszę. Zdzirowata Gemma i jej banda.- "Cóż za przywitanie"- pomyślałam. Chyba zaczynałam rozumieć dlaczego Gemm miała o niej takie zdanie. Dziewczyna nawet nie ruszyła się z kanapy. Patrzyła tylko na blondynkę, odpowiadając:
- Dla Ciebie Pani Zdzirowata, słońce. Choć sądząc po Twoim wyglądzie, takie miano powinien dostać ktoś inny. Jak myślisz, kto? Zaraz... wybacz. Ty nie myślisz. Bo nie masz mózgu. Czasem zastanawiam się skąd bierze się ta Twoja wrednota bo na pewno nie z głowy.- zrobiłam wielkie oczy, patrząc na przyjaciółkę. Nawet nie wiedziałam, że Ona ma takie gadanie. Przeniosłam wzrok z powrotem na blondynkę. Stała bez ruchu, żując gumę. Skrzyżowała ręce na piersiach i przekręciła głowę lekko w  prawo, przeszywając wzrokiem moją przyjaciółkę, która najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła.
- Oh, skarbie. Te Twoje pociski naprawdę już się robią nudne. Pogódź się z tym, że jesteśmy z Twoim bratem szczęśliwi. Kochamy się i to powinno Cię cieszyć, a nie wkurzać.- spokój z jakim odnosiła się dziewczyna był naprawdę irytujący. Była cholernie pewna siebie. Zauważyłam, że dziewczyna która siedziała obok mnie, zaciska pięści i gwałtownie wstaje podchodząc do blondynki.
- Kochacie się? Chyba tylko i wyłącznie w łóżku. Z czego mam się cieszyć? Że jakaś stara jędza wykorzystuje mojego młodszego brata i czerpie z tego przyjemność? Że wyniszczasz Jego psychikę i jesteś z nim tylko dlatego, że jest bogaty, sławny i dlatego, żeby się z Nim pieprzyć? Nie mam pojęcia co  Go jeszcze przy Tobie trzyma, bo żaden normalny facet przy zdrowych zmysłach by z Tobą nie wytrzymał nawet gdyby mu jeszcze dopłacić, ale dowiem się. Wszyscy widzą jaka z Ciebie zdzirowata suka. Wszyscy dostrzegają, że Harry nie jest z Tobą szczęśliwy. A Ty się cieszysz. Czerpiesz satysfakcje z tego, że ktoś cierpi. Wiem, że On też to widzi. Ale coś Go przy Tobie trzyma. Dowiem się co. Dowiem się i Cię zniszczę Megan. Choćbym nawet miała sama przy tym ucierpieć.- powiedziała na jednym wdechu, a ja przyglądałam jej się w milczeniu. Megan już miała coś powiedzieć, kiedy kątem oka zauważyłam, że Zayn wstaje z kanapy i szybkim krokiem do nich podchodzi.
- Wystarczy Gemm. Ona nie jest tego warta...- powiedział cicho, chwytając ją za ramiona i odciągając lekko. Meg zaśmiała się cicho, po czym powiedziała:
- No proszę. Czyżby Zaynuś zaczął się buntować? Nie radzę skarbie. Znam Twoje słabe strony. Pamiętaj.- ostatnie słowa powiedziała szeroko się uśmiechając. Zauważyłam, że szatyn przełyka głośno ślinę, spuszczając wzrok. Podeszła kilka kroków w stronę mojej przyjaciółki i popatrzyła jej głęboko w oczy. Gemm odwzajemniła spojrzenie. Obie dziewczyny teraz walczyły o dominacje.
- Na Ciebie też coś znajdę suko. Nie pozwolę Ci nas rozdzielić. Rozumiesz? Nie pozwolę. Myślisz, że Twój brat Cię kocha? Mówił mi jak bardzo Go wkurwiasz. Opowiadał mi jaka z Ciebie mała zdzira. Jaką jesteś suką. On Cię nienawidzi Gemma. A Ty się tak o Niego martwisz. Nikt Cię nie kocha. Nikomu na Tobie nie zależy. Jesteś tylko małą, nic nie wartą zdzirowatą dziewczynką która nigdy nic nie osiągnie. Pogódź się z tym.- to był cios. Widziałam łzy w oczach Gemmy. Widziałam jak zaciska szczękę. To była chwila zanim się zamachnęła i wymierzyła cios prosto w szczękę farbowanej blondyny. Ta zatoczyła się do tyłu, przewracając wazon, który z hukiem wylądował na podłodze, rozbijając się na małe kawałki. Wstałam gwałtownie, podchodząc do Gemmy która patrzyła na dziewczynę z nienawiścią w oczach. Doskonale wiedziałam, że jest gotowa uderzyć po raz drugi.
- Wystarczy Gemma!- krzyknęłam, chwytając dziewczynę za ręce. Odwróciłam się na ułamek sekundy. Zdążyłam tylko zauważyć, że Megan krwawi. Na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, że miała stłuczony nos. Nic wielkiego. Zauważyłam także, że patrzy na nas z szyderczym uśmiechem na twarzy. Odwróciłam się z powrotem twarzą do mojej przyjaciółki,której zbierało się na płacz.
- Gemm. Gemma spójrz na mnie.- powiedziałam łagodnie, sprawiając, że dziewczyna na mnie spojrzała.
- Już dobrze, rozumiesz? Już dobrze...- szeptałam uląc do siebie blondynkę, która trzęsła się w moich ramionach. Odwróciłam nas tak, że stałam teraz przodem do Megan wpatrując się w nią. Patrzyła na nas z satysfakcją. Już szczerze nienawidziłam tej dziewczyny. Wpatrywałyśmy się w siebie przed dłuższą chwilę. W pewnym momencie do pokoju wszedł chłopak. Teraz z blondynki, przeniosłam wzrok na Niego. Był nieco wyższy od swoich przyjaciół. Na głowie miał gęste, ciemne loki. Miał na sobie zwykły czarny T-shirt i ciemne spodnie. Do tego koszulę w granatową kratę. Przygryzłam dolną wargę. Tak. Był naprawdę sexowny. "Kurcze, Amy! O czym Ty myślisz?"- zganiłam samą siebie myślach. Przecież On miał dziewczynę. Dziewczynę która swoim blaskiem zostawiała Go w cieniu. Ciekawe jak by wyglądała bez tony makijażu na twarzy... Powinno mi Go być żal. Ale zamiast tego, poczułam nienawiść. Poczułam cholerną nienawiść. Do siebie, że mi się spodobał i do Niego, że taki cholernie przystojny facet, jest takim chamem. Meg widząc, że jej chłopak wszedł do salonu, chwyciła się za nos i teatralnie przybrała minę ofiary.
- Co się stało?- widziałam, że mówiąc to patrzył na nas. Na swoją siostrę którą nadal trzymałam w ramionach. Zanim jednak zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, blondynka mnie uprzedziła.
- Jak to co? Nie widzisz?! Twoja siostra znów zaczęła mnie obrażać, a do tego złamała mi nos!- krzyczała rozhisteryzowana blondyna. A do tego... czy Ona właśnie zaczęła udawać, że płacze? Nie wierzę w to, co widzę. Musiałam zabrać głos.
- Dlaczego kłamiesz? Przecież to Ty pierwsza zaczęłaś ją obrażać, wyzywać, a do tego mówić okropne rzeczy na temat Jego przyjaciół. A nos nie jest złamany, tylko stłuczony.- mój głos był opanowany i spokojny. Zauważyłam, że Zayn zabiera z moich ramion Gemme i sadza ją na na kanapie. Dzięki temu, ja mając wolne ręce mogłam się nimi objąć. Tak też zrobiłam.
- Skąd Ty to możesz wiedzieć?- oburzyła się dziewczyna. Uśmiechnęłam się lekko, odpowiadając:
- Wiem dużo rzeczy. Nawet więcej niż mogło by Ci się wydawać.- przeniosłam wzrok na chłopaka który intensywnie się we mnie wpatrywał. Nie wyglądał na kogoś, kto wyrażał by się w ten sposób o swojej siostrze.
- Nie znam Cię. Nie mam pojęcia jaki jesteś. Nie znam Twojej twórczości. Ale wiem, że jesteś bratem mojej przyjaciółki. Wyjątkowej dziewczyny o złotym sercu. Nie wiem, dlaczego masz o niej takie zdanie, ale nie podoba mi się to. Nie podoba mi się sposób, z jakim się o niej odnosisz. Nie wiem jakie są między Wami relacje, ale to Twoja siostra, więc okaż jej odrobinę szacunku. Jeśli jeszcze raz usłyszę, że mówisz o niej takie okropne rzeczy, będziesz miał do czynienia ze mną. A uwierz mi Harry, że nie jestem z tych słabych kobiet które potrzebują pomocy mężczyzny przy każdym kroku.- zwróciłam się do chłopaka, który uważnie mnie słuchał. Wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem w oczach.
- Nie mam pojęcia o czym Ty mówisz. Przecież moja siostra...- chciał dokończyć, ale zauważyłam, że przerwał, kiedy Megan kichnęła i uderzyła Go "przypadkowo" w brzuch. Jęknął, masując bolące miejsce.
- Kim jesteś?- spytał. Przewiercał mnie na wylot tymi swoimi zielonymi tęczówkami. Zanim zdążyłam się odezwać, dziewczyna mnie uprzedziła.
- Jak to kim? Pewnie jakąś pieprzoną fanką, którą Twoja siostrzyczka przyprowadziła.- prychnęła dziewczyna. Zacisnęłam zęby.
- Choć skarbie. Jedźmy do domu.  Musisz mnie opatrzyć. Mogę dostać wylewu przez ten nos.- "Raczej o to nie musisz się martwić. Twój mózg już dawno wypłynął"- pomyślałam obserwując jak Meg ciągnie Harry'ego w stronę wyjścia. Zanim jednak doszli do drzwi, zatrzymał ich mój głos.
- Nie jestem Twoją fanką. Nie znam nawet nazwy Waszego zespołu. Ale jeśli bym nią była to najpewniej już byście mnie stracili. Bo jeśli Twoja dziewczyna zachowuje się tak przy każdej dziewczynie która Was lubi, nie wróżę Wam udanej kariery. Jesteś fajnym facetem Harry. Nie daj sobą pomiatać...- ostatnie słowa powiedziałam ciszej spuszczając wzrok. Kiedy ponownie Go podniosłam, ich już nie było. Przeniosłam wzrok na osoby znajdujące się na kanapie. Gemma która już zdążyła się uspokoić uniosła się i podbiegając do mnie, mocno objęła.
- Dziękuję. Dziękuję Ci Amy. Jesteś prawdziwą przyjaciółką. Przepraszam, że musiałaś to oglądać.- szepnęła, a ja odwzajemniając uścisk uśmiechnęłam się lekko. Nagle, pod moimi nogami ujrzałam coś co kompletnie zbiło mnie z tropu. Mała, biała kulka, położyła się właśnie wpatrując się we mnie swoimi wielkimi oczami.
- Liamson?- spytałam puszczając przyjaciółkę.
- Zaraz... Skąd Ty wiesz jak On ma na imię?-  usłyszałam pytanie z ust Nialla. Spojrzałam na Niego, równocześnie klękając niedaleko futrzastego.
- Bo to mój pies.- zaśmiałam się, otwierając ramiona, a psiak jak na znak podbiegł i wtulił się we mnie.
- Uciekł dziś rano. Gdzie Go zaleźliście?- spytałam tuląc do siebie małą mordę.
- Ganiał po parku. Nigdzie nie było widać właściciela, a na obroży było tylko imię. Więc Go wzięliśmy do siebie...- wytłumaczył mi Louis. Uśmiechnęłam się do Niego.
- No tak. Ciągle zapominam mu wypisać swoje dane. Dziękuję, że się nim zaopiekowaliście.- nadal tuląc zwierzaka, usłyszałam z oddali gwizd. Liamson automatycznie wyrwał mi się i podbiegł w stronę od której dobiegał dźwięk. Patrzyłam ze zdziwieniem, nie wiedząc co zrobić.
- Liamson! Zły pies! Dokąd biegniesz?- wołałam za nim, jakbym oczekiwała, że mi odpowie. Westchnęłam patrząc na teraz już uśmiechnięte twarze moich nowych znajomych.
- Nie jest zły. Gdyby był, to nasz Liamuś by się z nim tyle nie bawił. Pewnie do Niego pobiegł. Ja Ci mówię, to przez te imiona!- zaśmiał się Louis. Wstałam, otrzepując spodnie z białawej sierści.
- Liam to piąty członek zespołu?- spytałam. Zauważyłam jak chłopaki skinęli głową. Coś mówili, ale nie słuchałam. Przypomniałam sobie innego Liama. Kiedyś się przyjaźniliśmy. Byliśmy jak rodzeństwo. Nierozłączni. "Together Forever". To nie tak miało być. To nie jest na zawsze. To, że wciąż siedzi mi w sercu się nie liczy.
"Zawsze byłaś bardziej wrażliwa. Choć starsza, nigdy nie traktowalas mnie poniżej poziomu. Zawsze byliśśmy nierozłączni. Zawsze kiedy ktoś pytał mnie czy mam rodzeństwo, odpowiadałem "Owszem. Siostrę." I wiem że Ty odpowiadałaś podobnie" 
"Ale czy Ty nadal odpowiadasz podobnie? Czy już całkiem zapomniałeś o tym, co kiedyś było dla Ciebie najważniejsze?"
"Zawsze będziesz moją siostrzyczką..." Ja pamiętam. Ale czy Ty nadal pamiętasz o złożonych obietnicach? Gdybyś tylko wiedział jak za Tobą tęsknie..
- Hallo! Ziemia do Amy! Słuchasz nas?- zamrugałam kilka razy, uświadamiając sobie, że przez dobrą chwilę wpatrywałam się w jeden punkt.. Uśmiechnęłam się do nich lekko.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Możecie powtórzyć?- poprosiłam grzecznie, nadal stojąc i opierając się lekko o kanapę.
- Zayn mówił, że jeśli chcesz możesz iść do pokoju Liama. Na pewno jest u siebie z Twoim psiakiem.- powiedziała Gemma, na co ja lekko pokręciłam głową. Na dziś miałam już dość nowych znajomości. Teraz potrzebowałam tylko długiej kąpieli i spokoju. 
- Nie... myślę, że dziś poznałam już wystarczająco dużo osób. Pozwólcie, że wrócę do siebie. Gemm, przywieziesz mi Liamsona rano?- spytałam z nadzieją w głosie, bo czułam, że zaraz będę miała kazanie typu "Nigdzie sama nie pójdziesz...".
- Nigdzie sama nie pójdziesz!- zaczęło się.
- Obiecałam, że Cię popilnuję pod nieobecność Twojej mamy, więc to zrobię.- westchnęłam ciężko, podchodząc do dziewczyny. Uklękłam przed nią, składając ręce jak do modlitwy. 
- Gemmuś... proszę. Dziś chciałabym pobyć sama. Chociaż dziś... jutro mogę spać u Ciebie, jeśli chcesz. A po jutrze nawet u chłopaków. Ale zgódź się.- jęknęłam. Dziewczyna spojrzała na chłopaków, a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie co właściwie teraz powiedziałam. Czułam, że będę tego żałować...
- To świetny pomysł!- krzyknął Niall, klaskając w dłonie.
- Czemu nie! Ja przyprowadzę Peerie, Niall Caroline. Będzie Lou, Ty Gemma, Liam. Możemy urządzić grilla przy basenie, a potem możecie u nas spać. Co Ty na to Amy?- zwrócił się do mnie Zayn. Długo się nie zastanawiając odpowiedziałam.
- Czemu nie... A Megan będzie?- wolałam się upewnić. Nie lubiłam tej dziewczyny i nie miałam większej ochoty spędzać wieczora w jej gronie.
- Nigdy nie zapraszamy Megan na tego typu imprezy. Zazwyczaj wtedy Harry także się nie zjawia. Ale zobaczymy co tym razem uda nam się zrobić.- uśmiechnęłam się lekko. Sama nie wiem czy bardziej cieszyłam się z tego, że nie będzie Megan, że być może będzie Harry, czy po prostu z tego, że spędzę trochę czasu ze znajomymi. Wstałam z klęczek, zbierając się do wyjścia.
- Pójdę już. Dziękuję za wszystko.- powiedziałam, po czym chwyciłam swoją torbę.
- Zaczekaj. Odwiozę Cię.- usłyszałam głos, na co odwróciłam wzrok, napotykając wstającego Louisa. 
- Nie trzeba. Jest ciepło. Przejdę się.- nie chciałam robić kłopotu. Nie bałam się. Nie takie rzeczy robiło się w samotności.
- Może i ciepło, ale ciemno. Dla mnie to żaden problem, a my będziemy mieć pewność, że dojdziesz cała i zdrowa.- uśmiechnęłam się do Niego ciepło, skinąwszy głową. W sumie... polubiłam Louisa. Był pozytywną osobą, przy której można się było czuć bezpiecznie. 
- Chodźmy.



POV Liam



Siedziałem na podłodze, opierając się plecami o łóżko. Na kolanach trzymałem puszystego psiaka, który opierał pyszczek na moim udzie, a ja drapałem Go za uchem. Chyba mnie polubił. Zresztą, z wzajemnością. Był taki kochany. 
- Liamson... masz dość oryginalnie imię. Podoba mi się.- tak. rozmawiałem z psem i było mi z tym dobrze. Ten malec był naprawdę uroczy.
- Gdzie się podział Twój pan? A może pani co?- spytałem, na co psiak zareagował unosząc pyszczek do góry. 
- A więc jednak pani. Ty mały szczęściarzu!- zaśmiałem się, patrząc na niego.
- Ładna chociaż?- na dźwięk moich słów, Liamson podniósł się siadając i wesoło zaszczekał. Zaśmiałem się ponownie. 
- W porządku. Czyli ustaliliśmy, że jest ładna. Mądra?- psiak ponownie zaszczekał, merdając wesoło ogonem. Sprawdźmy go. 
- Singielka?- białasek spojrzał na mnie przekręcając łepek w prawo, po czym zakrył pyszczek łapką. 
- Nie mam pojęcia, jak mam to zinterpretować. Jesteś słodkim szczeniakiem. Twoja pani ma wielki szczęście, że Cię ma. Tylko dlaczego uciekłeś?- Liamson jak na komendę, wstał z miejsca podchodząc do mojej garderoby, która była lekko uchylona. Wszedł do niej.
- Hej! Liamson! Tam są moje ubrania...- krzyknąłem weosło. Czekałem co też ten szalony psiak wymyśli. Po chwili wyszedł, niosąc w pyszczku, jeden z moich butów. Położył Go przede mną, siadając z powrotem na swoje miejsce.
- But? Po co mi go przyniosłeś?- nic już z tego nie rozumiałem. Ten pies był naprawdę szalony. W pewnym momencie usłyszeliśmy krzyk dochodzący z salonu. Domyślałem się, że to Gemma z Megan. Skąd wiedziałem? Przed chwilą słyszałem jak ta druga wraz z Harrym przechodzą obok mojego pokoju. A skąd wiem, że Gemma? Tylko Ona potrafi postawić się tej pustej blondynie. Nikt jej tutaj nie lubił. Ale nikt też nie miał odwagi się jej postawić. Nikt oprócz Gemmy, bo na nią nic ta siksa nie miała. No i na mnie też. Ale ja nie chciałem się stawiać. Kiedyś szczerze rozmawiałem z Harrym. Byliśmy blisko. Bardzo blisko. Jak bracia. Wyżalił mi się, że nie jest szczęśliwy i że najchętniej odszedł by od Megan, ale nie może. I nie może też powiedzieć mi jaki jest tego powód. Powiedział coś w stylu "Tak to jest kiedy zaczyna się paktować z diabłem, Liam... Nigdy tego nie rób". Nie rozumiałem wtedy co to oznacza. Nadal nie rozumiem. Może kiedyś się dowiem. Ale wracając- dlaczego nie zareaguję? Hazz, wtedy poprosił mnie też o jedną rzecz. "Okażesz się największym przyjacielem, kiedy nie będziesz się mieszał. Nie pomożesz, a możesz tylko pogorszyć sytuację". Tego się trzymam. Choć naprawdę się o Niego martwię. Słabnie w oczach. Z tygodnia na tydzień jest coraz bardziej przybity. Martwi mnie to. Wsłuchałem się, ale krzyki ustały. Liamson nadstawiał uszu, jakby też nasłuchiwał i w końcu zerwał się i wybiegł z mojego pokoju. Drzwi były lekko uchylone, ale pies poradzi sobie w każdej sytuacji. Westchnąłem, po czym opadłem bezradnie na łóżko. "Nawet pies ode mnie ucieka"- pomyślałem. Tak. Tylko, że wtedy do ja uciekłem. Pamiętam ten dzień. Czwarta rano, a ja zamiast spać pisałem ten cholerny list. Żałuję tego. Tak strasznie tego żałuję. Żałuję, że byłem takim tchórzem i zamiast normalnie z nią porozmawiać, po prostu odszedł. Zachowałem się jak pieprzony tchórz. Dałem jej wisiorek. Wisiorek! Co ja sobie myślałem? Że założy go i będziemy się porozumiewać telepatycznie? Że nasze umysły, czy serca się zsynchronizują? Uniosłem dłoń, przykładając ją do szyi. Ścisnąłem w dłoni mały, złoty wisiorek w kształcie serca, z napisem "... forever". Ciekawe czy Ona jeszcze Go nosi? A może już u mnie zapomniała? Ja pamiętam. Wciąż pamiętam i cholernie tęsknie. Nie miałbym tego za złe. Może by było lepiej gdyby o mnie zapomniała i żyła dalej z kochającym chłopakiem u boku i przyjaciółmi. Ale świadomość, że nie będę jednym z nich mnie dobija. "Tak strasznie mi Ciebie brakuje, Amy. Oddałbym wszystko, aby móc Cie znów spotkać..."
Nie wiem ile tak siedziałem, rozmyślając. W pewnym momencie po prostu wstałem i zagwizdałem. Chciałem zawołać jakoś Liamsona, a nie chciałem krzyczeć. Podziałało. Po kilku sekundach, psiak wbiegł do mojego pokoju, a ja uniosłem Go wysoko do góry, śmiejąc się do niego. Postanowiłem zejść na dół. Znudziło mi się siedzenie samemu w pokoju. To znaczy... samemu z psem. Byłem ciekaw co robią chłopaki. I czy Megan już poszła. Wciąż trzymając psa w ramionach, zszedłem po schodach. Stając w progu, ujrzałem zbity wazon. Chłopcy siedzieli tyłem do mnie, wbijając wzrok w telewizor.
- Coś mnie ominęło?- spytałem, sprawiając, że trzy pary oczu skierowały się na mnie. 
- Nic wielkiego.- powiedzieli niemal chóralnie. Wszedłem dalej, starając się przekraczać kawałki porcelany. 
- Gdzie Lou?- ponownie zadałem pytanie, siadając na kanapie. Tym razem jednak, nikt nie zaszczycił mnie spojrzeniem. 
- Powinien zaraz wrócić. Pojechał odwieźć nową znajomą Gemmy.- odpowiedział Niall. Nową znajomą? Musiałem dość długo siedzieć w tym pokoju.
- A swoją drogą żałuj, że Cię tutaj nie było. Nieźle dogadała Megan.- dopowiedział Zayn. Pozostała dwójka zafturowała mu kiwając głowami. Nie zdążyłem się odezwać, bo drzwi frontowe się otworzyły, a ktoś wszedł do środka.
- Jestem!- usłyszeliśmy głos Louisa, który wszedł do środka, opadając na kanapę.
- Odwiozłeś ją bezpiecznie do domu?- spytała Gemma.
- Nie no coś Ty. Zgwałciłem i zakopałem w lesie.- odpowiedział brunet, przewracając oczami, za co dostał poduszką. Długo nie musiałem czekać, aż rozpęta się wielka bitwa na poduszki. Po krótkiej bijatyce, Niall zawołał głośno próbując nas wszystkich przekrzyczeć.
- Ej zaczekajcie! Czy to nie Amy jest w telewizji?- spytał, sprawiając, że wszyscy usiedli wlepiając oczy w kolorowe pudło.
- Daj głośniej.- rozkazał Zayn, a Gemma posłusznie sięgnęła po pilota. Na ekranie ukazała się prezenterka, stojąca przez jakimś budynkiem.
- "Kilka godzin temu, w budynku przy którym właśnie stoję, a mianowicie w "Great Ormond Street Hospital for Children" odbyła się operacja. Była to bardzo niezwykła operacja. Z początku zakładano, że będzie to tylko zwykła amputacja nogi. Sześcioletnia Juliana Mordensen, miała ją stracić z powodu skomplikowanego urazu oraz zakażenia. Wszystko wskazywało na to, że nie ma już ratunku. Jednak, jeden z lekarzy postanowił zaryzykować. Miał do stracenia bardzo wiele. Jeśli coś poszłoby nie tak, mała straciłaby nie tylko pół nogi, ale całą. Jednak pani doktor- bo mowa tutaj o kobiecie- postanowiła zaryzykować i zachować nogę. Jest Ona młodym pediatrą oraz chirurgiem dziecięcym, a już dokonała wielkich rzeczy! Niestety, nie możemy podać jej wieku, z niewiadomych nam, osobistych powodów lekarki... 
- Dwadzieścia dwa.- powiedziała cicho Gemm. Spojrzeliśmy na nią zdziwieni. Blondynka odwzajemniła spojrzenia i rzekła nieco głośniej:
- Ma dwadzieścia dwa lata. Ta lekarka. Dlatego nie ujawniają wieku. Jeszcze powinna studiować, a jest już ordynatorem.- patrzyłem na nią zdziwiony. Faktycznie. W tym wieku powinna być w połowie studiów. 
- Znasz ją?- spytał Niall. 
- Pewnie. Wy też ją znacie.- odpowiedziała dziewczyna. Nic z tego nie rozumiałem. Ne znam takiej dziewczyny. Nie znam żadnego lekarza. A bynajmniej nie lekarki. Zayn uciszył nas gestem i pokazał, abyśmy słuchali.
- ...niestety, doszły nas informację, że w czasie operacji, u pięknej pani doktor pojawiły się kłopoty ze zdrowiem. Niestety nie znamy szczegółów tego zdarzenia. Być może udzieli ich nam sam dyrektor szpitala, którego poprosiliśmy o odpowiedzi na kilka pytań. Doktor John Holt przejął operację i dokończył ją, zaraz potem jak nasza pani doktor nie była dłużej w stanie operować. Witam serdecznie. Niech nam pan powie. Czy wiedział Pan, że doktor Amanda posunie się do takiego czynu?
- Nie. Nikt nie wiedział. Doktor sama zadecydowała i jestem pewien, że miała to świetnie przemyślane długo przed operacją. Sadzę jednak, że nie mówiła nam nic, ponieważ bała się, że nie zgodzimy się na ta duże ryzyko jakie było związane z tą decyzją. Jednak jak widzimy po efektach- ryzyko czasem popłaca. 
- Jak się czuje dziewczynka?
- Juliana wybudza się i cały czas pyta o Amandę... No cóż. 
- Właśnie doktorze. Co z naszą panią doktor? Co się właściwie stało na bloku? I jak Ona teraz się czuje?
- Po pierwsze- Amanda jest jest jeszcze panną. - zaśmiali się.
- Sądzimy, że to po prostu osłabienie. Amanda nie była przygotowana na tak długą operację i zemdlała. Jak na razie, dostała tygodniowy urlop na odpoczynek. Należy jej się, bo całe wole chwile poświęca dla tych dzieci. One ją kochają.
- Dziękujemy bardzo za wywiad. Także, rodzicie dziewczynki zgodzili się udzielić nam kilka odpowiedzi.
- Witam serdecznie. Jak państwo czują się z myślą, że Juliana będzie mogła jednak chodzić?
- To jest nie do opisania... Nasza córeczka jest baletnicą. Dzięki doktor Amandzie będzie mogła jeszcze zatańczyć. Brak nam słów, aby opisać jak jesteśmy jej wdzięczni. 
- Jak czuje się córka?
- Lepiej. Przed chwilą się wybudziła i jej pierwsze słowa to "wiedziałam, że Amy mnie nie zawiedzie". To naprawdę niezwykłe jak wiele ta młoda kobieta robi dla tych dzieci.
- Tak. To naprawdę niezwykłe. Dziękujemy serdecznie. Sami państwo widzą. Ta cudowna osoba jest już ordynatorem oddziału dziecięcego. Świetnie sprawdza się jako chirurg. Sądząc po podejściu jaki ma do tych maluchów, będzie także świetną mamą. Niedawno także wróciła z Afryki, gdzie odbyła pól roczny pobyt, pomagając w tamtejszych szpitalach. Mowa o doktor Amandzie Knightley. Młodej lekarce z Kalifornii. To naprawdę niezwykła dziewczyna... - Amanda Knightley... nie wierzę. Po prostu w to nie wierzę.
- Zobacz Liam, to właścicielka Twojego psiaka.- powiedział Zayn, wskazując na ekran na którym widniało zdjęcie. Uśmiechnięta brunetka o niebieskich oczach. Miała włosy spięte w kucyk, a na ramiona miała zarzucony szpitalny fartuch, który świetnie podkreślał jej atuty. Była dokładnie taka, jak zapamiętałem. Nic się nie zmieniła przez cały ten czas. "Miałeś rację Liamson. Jest i piękna i mądra." Podszedłem kilka kroków do telewizora, przyglądając się jej z bliska. Uśmiechnąłem się zauważając, że nie tylko się nie zmieniła. Na jej szyi wisiał ledwo widoczny, złoty wisiorek. W końcu Cię znalazłem Amy. W końcu.





Liam & Liamson <3



uśmiech


Witam mordki! :3
Jak Wam się podoba rozdział?  Troszeczkę długi ale jestem zadowolna :D
Mam prośbę.
NICH DZIŚ KAŻDY SKOMENTUJE TEN ROZDZIAŁ: ) chcę wiedzieć ilu Was jeat <3 pozdrawiam! 








czwartek, 12 lutego 2015

6. "Ryzyko? Albo tracisz wiele, albo zyskujesz jeszcze więcej".

POV Amy



*Trzy miesiące  później*



Pik pik! Pik pik! Pik pik!
Otworzyłam gwałtownie oczy, przewracając się szybko na drugi bok. Nie mam pojęcia co chciałam osiągnąć, ale sekundę później wylądowałam na podłodze. Mamo... dziękuję Ci, że kazałaś mi wyłożyć panele miękkim dywanem. Przez chwilę siedziałam na ziemi, nie bardzo mogąc odnaleźć się w sytuacji. Miałam za sobą naprawdę ciężką noc, dziś czekała mnie bardzo ważna operacja. Poświęciłam dużo czasu aby powtórzyć najważniejsze informacje na temat urazów nóg i... cholera. Operacja! Która godzina? Uniosłam się do pozycji siedzącej sięgając po budzik leżący na komodzie.
- O nie... Nie, nie, nie! To nie może być prawda!- szepnęłam sama do siebie wpatrując się bezczynnie w tarcze zegarka. Była 8.46, a na 9.00 miałam być w szpitalu. Operacja zaczyna się o 9.30. Nie zdążę, nie ma szans. Zaspałam. Chryste... Wstałam prawie tak szybko, jak upadłam, kierując się wprost do małej łazienki w moim pokoju. Całe szczęście byłam typem perfekcjonistki, dlatego przygotowałam już ubrania dzień wcześniej. No tak... ładna ze mnie perfekcjonistka. Spóźnię się na operację w której jestem głównym chirurgiem. Szybko zarzuciłam na siebie wcześniej przygotowane ciuchy, włosy uczesałam w wysokiego kucyka, a oczy przejechałam tuszem. Dziś postawiłam na wygodę. Nigdy nie przesadzałam ani z makijażem, ani z ubiorem. Wybrałam ten zestaw. Uznałam go za najwygodniejszy. Zresztą- i tak zakładałam biały, szpitalny fartuch. Kiedy kończyłam nakładać makijaż do łazienki jak gdyby nigdy nic wbiegła mała, gruba kulka. Absolutnie mój pies by mi w niczym nie przeszkadzał, gdyby nie to, że zainteresował się moim butem, którego jeszcze nie zdążyłam założyć. Tak, wiem. Mam bardzo dziwny sposób zakładania butów. Najpierw jeden, później zrobić coś zupełnie innego, po czym założyć drugi.
- Liamson! Uciekaj stąd psiaku. Nie mam teraz czasu na zabawy. Jestem już spóźniona.- powiedziałam, na co zwierzak spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, wracając do zabawy moim butem. Kończąc nakładać makijaż spojrzałam na Liamsona, który właśnie dopierał się do mojej sznurówki.
- O nie, nie. Zapomnij Liamsonie. No już. Oddaj buta i uciekaj stąd.- wypowiadając te słowa starałam się sięgnąć po moją zgubę. Kiedy jednak zbliżyłam się na odległość kilku centymetrów, futrzasty zaczął na mnie warczeć i skomleć. Nie rozumiałam o co mu mogło chodzić. Przecież nigdy na mnie nie podniósł głosu.
- Zapomnij kolego. Tak się nie będziemy bawić. Jesteś dziś bardzo niegrzeczny. No już! Zmiataj stąd!- zamachnęłam się, rzucając w niego poduszką którą miałam akurat pod ręką. Nie chciałam tego robić, ale podziałało. Psiak jeszcze raz zaszczekał, po czym wybiegł z pokoju. Ubrałam lekko obślinionego buta i ruszyłam w celu zejścia na dół. Jednak kiedy przechodziłam obok łóżka, dostrzegłam jeden, mały szczegół. Opuszkami palców przejechałam w okolicach szyi. Już chyba wiem, co tak zaniepokoiło Liamsona. Podeszłam do komody na której leżał złoty wisiorek-serduszko z napisem "forever...". Ściągnęłam go wczoraj. Chciałam mu się przyjrzeć. Po raz kolejny. Uniosłam mały przedmiot w górę, do moich ust, składając na nim delikatny pocałunek. Ścisnęłam go w dłoni, po czym założyłam z powrotem na szyję. Wiele bym dała za odrobinę szczęścia. Może to właśnie mój amulet?

Zbiegłam na dół po schodach potykając się o własne nogi. W salonie było pusto. W kuchni podobnie. "Mama pewnie jeszcze śpi."- pomyślałam. "Ale gdzie Liamson?". Pewnie schował się gdzieś pod kanapą. Teraz jednak nie miałam czasu go szukać. "Zrobię to, gdy wrócę." Aktualnie znajdowałam się w kuchni. Gemmy jeszcze nie było, więc postanowiłam, że napiję się wody. Otworzyłam szafkę w celu wyciągnięcia kubka. Kiedy jednak moja dłoń zetknęła się z zimnym naczyniem, poczułam dziwne pulsowanie w głowie. Mroczki przed oczami przytłaczały mi rzeczywistość. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Straciłam na chwilę orientacje, a kubek wyślizgnął mi się z rąk i rozbił się o drewnianą posadzkę. Jedną dłonią oparłam się o blat, zaś drugą gładziłam skroń starając się załagodzić ból.
- Amy! Wszystko w porządku?- usłyszałam krzyk mojej mamy schodzącej z góry. Niech to szlag... musiałam ją obudzić. Ból w głowie lekko minął, dlatego aby zachować pozory, schyliłam się zbierając resztki porcelany z podłogi. Nie musiałam długo czekać, aż moja rodzicielka pojawi się w kuchni.
- Chryste... Amy! Kochanie co się stało?- troskliwy głos mojej rodzicielki wywołał u mnie dziwne uczucie. Nie chciałam jej okłamywać. Ale sama nie wiedziałam co się tak naprawdę stało. Dlatego wstydziłam się podnieść wzrok. Czułam się jak mała dziewczynka która właśnie zrobiła coś bardzo złego.
- Nic mamo. Po prostu kubek wyślizgnął mi się z rąk. Przepraszam. Nie chciałam Cię obudzić.- powiedziałam cicho nawet nie podnosząc wzroku na matkę.
- Ależ  nie obudziłaś. Dawno nie spałam. Usłyszałam szczekanie Liamsona, więc zeszłam. Z poza tym, musiałam się dopakować.- nie odpowiedziałam. Dalej zbierając resztki czegoś, co niegdyś było kubkiem rozmyślałam nad tym jak moja mama sobie radzi ze stratą ojca. Co ja gadam. Chyba jak sobie z tym nie radzi. Słyszę jak płacze po nocach. Słyszę jak czasem modli sie do Boga. Do Boga w którego istnienie nawet już słabo wierzy. Zresztą ja także. Bo skoro On na prawdę istnieje, skoro jest Bogiem miłości i sprawiedliwości- dlaczego zabiera nam osoby które najbardziej kochamy. Myśli, że tego nie dostrzegam ale ja widzę jak Ona cierpi. Jak pęka jej serce za każdym razem kiedy chodzimy odwiedzić Jego grób. A ja zastanawiam się wtedy nad tym, czy gdyby powiedział nam wcześniej, to czy dalibyśmy radę coś zrobić. Przecież byłam lekarzem, a sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. A teraz wyjeżdża. Zostawia mnie na tydzień. Co prawda to jakiś kurort. Załatwiłam jej go, aby wypoczęła. Mam nadzieję, że to pomoże. Może nawet kogoś pozna...
- Kochanie widzę, że coś Cię męczy. Zostaw ten kubek i spójrz na mnie.- tak jak mi kazała, tak zrobiłam. Usiadłam na krześle obok niej. Brunetka zamknęła moją dłoń w jej uścisku i ucałowała je. Posłałam jej miły uśmiech.
- Dalej, Amy. Powiedź co Cię tak ostatnio zajmuje. To ta operacja, prawda? Stresujesz się?- skinęłam twierdząco głową. Czasem dziwiłam się jak Ona mnie doskonale znała. Prawda była taka, że cholernie stresowałam się tą operacją. Może nie samą operacją. Ale ta dziewczynka... Ma sześć lat. Uprawia balet. Wychodzi jej to naprawdę cudownie. Sama widziałam jeden z jej występów. Ma przed sobą świetlaną przyszłość. A teraz... muszę jej amputować nogę. Po prostu ją uciąć. Juliana już nigdy nie będzie mogła zatańczyć. I to mnie najbardziej bolało. Ta niemoc. Ale... nie tylko to mnie martwiło.
- Tak. Bardzo bym chciała, aby Juliana mogła jeszcze kiedyś zatańczyć. Ale obawiam się, że nie ma już wyjścia.- szepnęłam ostatnie zdanie spuszczając głowę na dół. Po chwili moja rodzicielka ujęła moją twarz w dłonie, po czym lekko uniosła tak, że patrzyłyśmy sobie w oczy.
- Skarbie... zawsze jest jakieś wyjście. Jeśli nie zaryzykujesz, nic nie zyskasz. A lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się nie zrobiło nic...- chciała coś jeszcze dopowiedzieć, ale przerwał jej trzask frontowych drzwi. Jak na znak, odwróciła się napotykając zmieszaną twarz blondynki.
- Ohm... przepraszam. Drzwi były uchylone, więc weszłam.- powiedziała dziewczyna po czym podrapała się nerwowo po szyi. Uśmiechnęłam się na jej widok, wstając od stołu.
- Nie szkodzi Gemm. Wiesz, że możesz się u nas czuć jak u siebie.- oczywiście, że wiedziała. To niewiarygodne jak bardzo można się z kimś zżyć po kilku miesiącach znajomości. Zaprzyjaźniłam się z nią. A wbrew pozorom to, że pracujemy razem pozwala nam się tylko lepiej poznać.
- Wezmę tylko torbę i możemy iść.- powiedziałam, po czym skierowałam się do salonu po wspomnianą torbę.
- Emm.. Amy?-  usłyszałam głos blondynki, która opierała się o futrynę.
- Tak?- odpowiedziałam sprawdzając zawartość torby.
- Gdzie się podział Twój psiak?- słysząc pytanie, nie zdziwiłam się zbytnio. Gemma uwielbiała Liamsona. Przecież w końcu miała zostać weterynarzem.
- Nie mam bladego pojęcia. Troszkę się dziś pokłóciliśmy. Pewnie się gdzieś chowa.- nie słysząc odpowiedzi, uniosłam wzrok. Patrząc na dziewczynę pytającym wzrokiem, uniosłam brew w geście zapytania.
- Umm.. No bo... Tak jakby widziałam Go przed chwilką kiedy biegł w stronę parku...- patrzyłam na nią otępiałym wzrokiem. Nie zdążyłam jeszcze nic powiedzieć kiedy blondynka mnie uprzedziła:
- Próbowałam Go złapać! Ale uciekł... Wyglądał na wkurzonego.- westchnęłam, przekładając torbę przez ramię, podeszłam do mamy nadal siedzącej w kuchni, aby się z nią pożegnać.
- Ten dzień zapowiada się koszmarnie!- jęknęłam. Moja rodzicielka wstała tuląc mnie mocno do siebie.
- Oh, Amy. Nie martw się. Liamson nigdy nie uciekał na długo.
- On jeszcze nigdy nie uciekł, mamo.- przypomniałam jej.
- Wiem, ale Ty masz dziś większe zmartwienia. Jeśli nie wróci za tydzień to pojedziemy na policję. Ma wszczepiony czujnik pod skórę. Nic mu nie będzie. To pies. Krewny wilków. Da sobie radę.- uśmiechnęłam się, nadal tuląc mamę.
- Uważaj tam na siebie, dobrze?- powiedziałam.
- Kochanie, to jest kurort rehabilitacyjny, a mam wrażenie, że denerwujesz się bardziej tym niż ja Twoim półrocznym wyjazdem do Afryki.- zaśmiałyśmy się. Nie wiem ile tak stałyśmy, aż usłyszałam ciche odkrząknięcie mojej przyjaciółki.
- Nie chcę Wam przerywać, ale zaraz spóźnisz się na ważną operację, Amy.- skinęłam głową, po czym ucałowałam mamę w czubek głowy.
- Trzymam kciuki. Pamiętaj o tym co Ci mówiłam, Amy.- uśmiechnęłam się, machając jej na pożegnanie. "Będę pamiętała, mamo. Zawsze pamiętam..."

                                                                               




                                                                                     * * *



Zakładając fartuch weszłam cicho do sali w której plecami do mnie leżała dziewczynka. Chciałam z nią jeszcze porozmawiać przed operacją. Odradzali mi, ale czułam, że muszę. Objęłam się ramionami, gdyż nagle oblał mnie zimny pot. Zauważyłam, że ręce zaczynają się trząść. O nie... to nie jest dobry moment. Wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym zrobiłam dwa kroki wprzód.
- Amy? To Ty?- usłyszałam głos dziewczynki, która nawet się nie odwróciła. Wciąż leżała twarzą do okna, patrząc na wschodzące słońce. Dziś był piękny dzień. W Londynie trzeba się nimi cieszyć. Tutaj zbyt często pada. Ale deszcz jest potrzebny. Może nie każdy go lubi. Ale prawda jest taka, że to właśnie on daje życie. To dzięki niemu rośliny mogą rosnąć, a zwierzęta mają co pić. Wszystko jest po coś. Wszystko ma jakiś cel.
- Tak, kochanie to ja.- powiedziałam spokojny głosem siadając na łóżku obok dziewczynki. Zaczęłam głaskać ją po długich, jasnych włosach. Ona nie odzywała się, tylko cicho mruczała pod moim dotykiem.
- Wujek John powiedział, że już nie będę mogła tańczyć. Ale ja mu powiedziałam, że Ty na to nigdy nie pozwolisz. Bo nie pozwolisz, prawda?- słysząc słowa dziewczynki- zamarłam. Trzęsącą się dłonią, zasłoniłam usta, aby nie wydobyć z siebie jęku. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło, ale zdobyłam się na lekki uśmiech. Ponownie zaczęłam głaskać ją po włoskach, a Ona wlepiła we mnie swoje duże, zielone oczy i wyczekiwała moich słów.
- Juliano... Moim marzeniem jest, abyś mogła nadal tańczyć. Masz wspaniały dar.- przerwałam pociągając lekko nosem.
- Nie mogę Ci obiecać, że znów będziesz mogła tańczyć. Ale mogę Ci obiecać, że zrobię wszystko, dosłownie wszystko, żeby uczynić to najbardziej realnym marzeniem jakie kiedykolwiek miałam.- powiedziałam, a Juliana uśmiechnęła się tylko szczerze i siadając, mocno mnie przytuliła. Później usłyszałam tylko jej cichy szept, który zawierał w sobie tyle nadziei, ile nie wyprodukował nigdy żaden człowiek.
- Uratuj mi nogę, Amy. Proszę.


*Pół godziny później*


-Gotowa?- usłyszałam jak zwykle spokojny i opanowany głos doktora Holta, który w tej operacji mi asystował. Uniosłam lekko wzrok, aby na Niego spojrzeć. W Jego oczach dostrzegłam dziwny błysk którego nie mogłam odgadnąć. Wiedziałam, że już pora. Sprawnym ruchem powinnam przeciąć skórę, mięśnie, delikatnie, aby nie uszkodzić ważnych tkanek. Później powinnam usłyszeć okropny dźwięk przecinanych kości. Zaledwie kilka ruchów dzieliło mnie od tego wszystkiego. Kilka sprawnych cięć. Spojrzałam ponownie na nogę, a zaraz potem na swoje opanowane dłonie. Nie trzęsły się. Tutaj nie było na to czasu. Noga powinna być ucięta od kolana w dół. To nie jest dużo z perspektywy medycznej. Ale to ogromnie wiele dla tej małej dziewczynki której pasją jest taniec. Która nigdy już nie będzie mogła zatańczyć. To ogromnie wiele dla jej matki, która zawsze płakała na jej występach. Która wspierała ją przez cały ten czas. To cholernie dużo dla jej ojca, który był z niej tak dumny. Przypomniałam sobie słowa mamy. "(...) zawsze jest jakieś wyjście. Jeśli nie zaryzykujesz, nic nie zyskasz. A lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się nie zrobiło nic...". Tak. Zgadzam się z tym w stu procentach. Ale w medycynie to tak nie zawsze działa. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli coś pójdzie nie tak, sześciolatka może stracić całą nogę. To zawsze jest największy dylemat każdego lekarza. Z wykształcenia byłam pediatrą dziecięcym. Zrobiłam jednak specjalizację chirurgi dziecięcej. To wszystko było nieco bardziej skomplikowane... To prawda- miałam dopiero dwadzieścia dwa lata. W tym wieku dopiero jest się na trzecim roku studiów medycznych które trwają ponad sześć lat. A ja byłam już ordynatorem na oddziale dziecięcym. Jak to się stało? Zaczęłam naukę wcześniej niż moi rówieśnicy. Do nie do końca zgodne z prawem. Zrobiłam szybszy kurs, aby móc pojechać do Afryki. Tak przeprowadziłam mnóstwo operacji. Dlatego tutaj mimo tego, że wciąż się uczę, jestem na tak wysokim szczeblu. Oczywiście wciąż studiuję. Ale inaczej.
- Amando?- usłyszałam głos. Unosząc wzrok, napotkałam wyczekujące spojrzenia reszty zespołu. Przed oczami stanął mi obraz małej blondynki o zielonych oczach. "(...) Ty nigdy na to nie pozwolisz, (...) prawda?". "Nie pozwolę, kochanie. Obiecuję."Pomyślałam.
- Pani doktor, jeśli nie czuje się pani na siłach...
- Nie.- przerwałam kobiecie która nadzorowała pracę serca małej.
- Obiecałam jej, że zrobię wszystko, aby mogła znów tańczyć. Wiem, że jest jeszcze szansa...
- Amando. Doskonale wiesz, że...
- Tak, wiem. Ale jeśli nie spróbujemy, to przez resztę życia będę miała do siebie o to pretensje. Nie chcę tak żyć. Dopóki jest szansa, trzeba ją wykorzystać.- powiedziałam, patrząc na reakcje moich kolegów. Widziałam wahanie w ich oczach.
- Wiesz, że jeśli coś nie wyjdzie, to Ona straci całą nogę. Prawda?- skinęłam lekko głową. Spojrzałam w oczy doktora Holta.
- Uratujemy jej nogę. Już postanowiłam.- powiedziałam pewnie, na co tej się uśmiechnął i skinął lekko głową. Odwzajemniłam gest, po czym zabrałam się do roboty.
- Jaka jest sytuacja?
- Tętno 108 na 74. Puls 98 uderzeń na minutę. Spokojnie pani doktor. Nie trzeba się śpieszyć.- skinęłam głową, biorąc się do roboty.


- Dobrze. Jeszcze tylko jedno ścięgno i możemy szyć.- powiedziałam nie ukrywając zadowolenia. Wszystko do tej pory szło gładko. Miałam szczerą nadzieję, że będzie miała czucie w tej nodze. Wszystko zależy właśnie od tego. I od tego, jak silny jest jej organizm. "Masz dużo silnej woli. Dasz sobie radę."- pomyślałam i kiedy miałam przyłożyć skalpel do nogi dziewczynki dostrzegłam, że moje ręce zaczęły drżeć. Poczułam też na czole kropelki potu. Starałam się załagodzić drgania, ale wszystkie moje starania szły na marne. Wręcz przeciwnie. Było jeszcze gorzej. W pewnym momencie poczułam pulsujący ból w głowie oraz silne zawroty. Zamrugałam kilka razy, rozglądając się po pomieszczeniu. Zamiast ujrzeć sylwetki innych osób znajdujących się na sali, ujrzałam tylko rozmazane kształty.
- Amando? Wszystko w porządku?- usłyszałam jakiś głos, ale nie byłam w stanie Go zlokalizować. Straciłam równowagę i upadłam na podłogę, przewracając stolik z narzędziami, które z hukiem upadły na zimną posadzkę. Zdążyłam tylko zobaczyć oślepiające światło, a potem nastąpiła całkowita ciemność.

Juliana & Amy


Witam kochani! :)
Chciałam Was ogromnie przeprosić za moją nieobecność i brak rozdziału, ale nie miałam czasu na jego napisanie. Wena była, ale czasu brak. Tutaj jest rozdział. Wszystko powoli się rozkręca. W następnym będzie się już działo o wiele więcej ;) Pojawią się nowi bohaterowie... Wy wiece kto, prawda? :) Czekam na opinie i proszę Was o komentarze ;P
Kto jeszcze ma ferie? :) Ja kończę ;c I don't like...
Do następnego ;p